Dla Ciebie, Ojczyzno... Historia Waldemara
Rugienisa.
Zwykła
kartka
papieru. Pisane ołówkiem w dużym pośpiechu:
„2 – X
44
Kochana
Mamo.
Dnia
drugiego wyjeżdżamy
do Rzeszowa. Proszę do mnie
nic nie wysyłać aż ja przyślę list. Mamo proszę pozdrowić wszystkie
dziewczęta
ode mnie i przy pierwszej okazji spotkać się z Tadkiem. Mama powie
gdzie ja
jestem. Nie wiem czy będę mógł jeszcze kiedy się z wami zobaczyć.
Waldy"
Czyżby
rzeczywiście przeczuwał, że najbliższych już
nie zobaczy?
Dżdżysty
czerwcowy dzień 2018 roku. Dzwoni Jurek. –
Jestem na cmentarzu parafialnym. Miałem telefon z Warszawy od pani
Barbary
Zygadło. Mówiła, że jest tutaj pochowany ktoś z jej rodziny. Jakiś
żołnierz.
Mniej więcej określiła, gdzie znajduje się jego grób i właśnie próbuję
sobie
poradzić z trawą, która zasłania tabliczkę z mało widocznym napisem.
Mam tylko
jedną rękę wolną, bo w drugiej trzymam parasol. Czekaj ... coś udało mi
się
odsłonić. Szeregowiec ... nie ... strzelec Rygemis ... nie ... nie
...Rugienis
... Waldemar ... 25 pierwszy 1945 ... 29. p.p. ... matka. Mówi ci to
coś?
Nie miałem
zielonego pojęcia. Na pocieszenie zostało
mi tylko, że Jurek Wyczesany, bo o nim mowa, wiedzący o historii
Brzeska bardzo
dużo, też nie kojarzył tego nazwiska ani powodów, dla których strzelec
ten
spoczął na naszym cmentarzu. Powiedział, że pani Barbara ma
przyjechać
w lipcu, by doprowadzić do odnowienia mogiły jej wuja
Waldemara Rugienisa, będzie więc okazja dowiedzieć się czegoś bliższego.
„Babcia
zmarła w 1984
roku, moja mama ze względu na
wiek już nie może zajmować się takimi sprawami, więc sama postanowiłam
odnowić
grób Waldego – wyjaśnia na początku naszego lipcowego spotkania – to
taki mój
bardzo prywatny sposób obchodów stulecia Odzyskania Niepodległości.
Mieszkałam
w Świebodzinie, Legnicy, Wrocławiu, a teraz w Warszawie – zawsze daleko
od
Brzeska, rzadko więc przyjeżdżałam na grób wujka. Gdy byłam ostatnio, w
maju,
zobaczyłam, w jakim złym stanie jest jego mogiła i było mi przykro. To
ja
powiedziałam panu Wyczesanemu i pani konserwator zabytków, że obok były
jeszcze
inne mogiły żołnierskie, bowiem pamiętałam je
z wcześniejszych pobytów w Brzesku. I dlatego, występując
o pozwolenie na przeprowadzenie prac, uzgodniłam w Urzędzie
Konserwatorskim, że odnowione zostaną oba groby.”
Renowacji
mogił
podjął się zakład kamieniarski Piotra
Śledzia, bowiem okazało się, że do grobu Rugienisa przylega, wcześniej
bardzo
mało widoczna mogiła, podobna w kształcie i obudowie, ale zarośnięta
trawą
i bez tabliczki nagrobnej. Ona również zostanie odnowiona,
bezinteresownie,
przez wspomniany już zakład. A
na mnie i Jurku spoczęło zadanie dowiedzenia się, kim jest spoczywający
w niej
zmarły.
Pani
Barbara
prezentuje Jerzemu Wyczesanemu przywiezione przez siebie
dokumenty.
Opowieść pani Barbary Zygadło
oraz
dostarczone przez
nią dokumenty i zdjęcia pozwalają na odtworzenie bardzo ciekawej,
ale
jednocześnie tragicznej historii niepełnoletniego jeszcze chłopca,
który chciał
walczyć za Ojczyznę.
Waldemar
(Waldy)
( z arch.
rodzinnego)
Waldemar Rugienis, młodszy brat
matki
pani Barbary,
urodził się 31 marca 1927 roku w Grodnie (obecnie Białoruś). W
1934 roku
rozpoczął naukę w siedmioklasowej Publicznej Szkole Powszechnej Nr 2
im.
Stefana Batorego w Grodnie. Ukończył cztery klasy tej szkoły, dalszą
naukę
przerwała wojna. W nocy z 31 sierpnia na 1 września 1944 roku wraz z
kilkoma
kolegami przeszedł nielegalnie linię Curzona i w Białymstoku
zgłosił
się ochotniczo do Ludowego Wojska Polskiego.
Koledzy, z
którymi wstąpił do wojska. Waldemar siedzi pierwszy z
prawej.
(z
arch. rodzinnego)
Linia
Curzona to
proponowana przez państwa zachodnie
linia rozdzielająca w lipcu 1920 roku wojska polskie i bolszewickie, w
toczącej
się wówczas wojnie pomiędzy Polską i Rosją Sowiecką. Linia biegła od
Grodna
poprzez Brześć, na wschód od Hrubieszowa, na zachód od Rawy Ruskiej i
na wschód
od Przemyśla aż do Karpat, i stanowiła umowną wschodnią granicę naszego
państwa. Linia ta była też granicą-linią rozdzielającą Generalną
Gubernię i
ZSRR, czyli ziemie polskie zagarnięte przez Hitlerowskie Niemcy i Rosję
Sowiecką w wyniku porozumienia obu najeźdźców w 1939 roku (Pakt
Ribbentrop –
Mołotow).
Z
listu Janiny
Rugienis – matki Waldemara –
napisanego w 1974 roku do ppłk. Jana Chusteckiego z Kielc, historyka
wojskowości: „Obok (Białegostoku – dop. J.F.) była miejscowość Dojlidy,
tam
były ziemianki, tam mieszkali, i tam na okolicznych polach ćwiczyli,
a potem wyjechali do Rzeszowa, skąd przychodziły listy od niego.
(...) Syn
pisał list na adres córki. Wiedział, że często chodzę na wieś, ażeby
coś
zarobić. Kopałam ziemniaki i dostawałam chleb i ziemniaki, a miałam
oprócz
córki koleżankę jej Jankę, której rodziców rozstrzelali.”
2
października 1944
roku Waldy wyjeżdża wraz z innymi
do Rzeszowa, do tworzącej się tam 10 Dywizji Piechoty, nazwanej
Sudecką.
23 listopada już z tego miasta pisze do matki kolejny list,
a w nim tak przedstawia swoją sytuację: „Jestem teraz właśnie
w 29 pułku w Rzeszowie. Mamy tu nieźle, jeść dosyć,
a grunt
że całymi dniami chodzimy po mieście i jeździmy po wsiach, bo jestem
w żandarmerii polowej. Z urlopem trzeba się teraz pożegnać, bo mam
za
daleko do domu, prędzej się spodziewam do Krakowa pojechać jak do
Grodna.
Najgorzej, że nie mam adresu ciotki w Krakowie ani wujka w Mińsku
Mazowieckim.
Jak mama będzie pisać do mnie, to proszę napisać dokładny adres
wszystkich
tych, którzy są naszymi krewnymi.” A w liście z 28 listopada pisze
m.in., że
jest w plutonie składającym się z ośmiu żołnierzy, a ich dowódcą
jest
dwudziestoletni porucznik. Wszyscy żyją zgodnie z zasadą: jeden za
wszystkich, wszyscy za jednego.
Jego
kolega z Grodna,
Tadeusz Piotrowski, także
służący w tym samym oddziale żandarmerii, 4 listopada 1945 roku w
liście do
Janiny Rugienis napisał: „W Rzeszowie syn pani Waldy był pupilkiem
całego
plutonu. (...) Żandarmeria była najlepiej wyposażona w Pułku, dowodem
jest to:
że tylko my mieszkaliśmy poza obrębem koszar, na prywatnym mieszkaniu.”
Wikipedia:
„29 Pułk
Piechoty LWP został sformowany w
Rzeszowie na podstawie rozkazu Naczelnego Dowództwa WP z 6 października
1944 r.
w oparciu o sowiecki etat pułku strzeleckiego nr 04/501. Zaprzysiężenia
dokonano 14 stycznia 1945 r. w Rzeszowie. Wchodził w skład
10 Sudeckiej
Dywizji Piechoty 2 Armii WP.”
18
stycznia 1945 roku
jednostka wyruszyła z Rzeszowa
na front. Od tego momentu brak było od Waldego jakichkolwiek
wiadomości, tym
bardziej, że matka i siostra Waldemara przebywały już
w Białymstoku, gdyż
przeszły przez „zieloną granicę” w obawie przed Sowietami, pamiętały
bowiem, co
działo się w Grodnie po 17 września 1939 roku.
Tadeusz
Piotrowski w
wymienionym wyżej liście:
„...choć szliśmy na front, mimo wszystko na humorach nam nie zbywało, i
tak
żeśmy doszli do wioski koło Brzeska, której nazwy nie pamiętam,
oddalonej 20 km
od Brzeska. Właśnie przypomniałem sobie: ta wioska to Maszkienice.
W wiosce tej przespaliśmy całą noc, rano zjedliśmy wspólnie
śniadanie
i Waldy z kolegą, jednym z żandarmerii, poszli w patrol.
Dostaliśmy rozkaz
wyjazdu w dalszą drogę, a Waldy jeszcze nie wrócił z kolegą i to nas
zaniepokoiło. Po paru minutach kolega przychodzi sam i mówi, że Waldy
jest
ranny od granatu, pytamy gdzie i jak? A Waldego już wiozą na furze, aby
udzielić mu pierwszej pomocy. Po opatrunkach i po udzieleniu przez
lekarzy
wojskowych pierwszej pomocy, natychmiast autem odwieźli go do szpitala
w
Brzesku, niestety skonał w drodze. Po tej wiadomości kolega opowiedział
nam
dokładnie przebieg wypadku. Będąc w patrolu doszli na koniec wioski,
tam napotkali
bardzo dużo granatów oraz sprzętu wojennego pozostawionego przez
Niemców.
Wracając Waldy szedł przodem, a kolega w oddaleniu jakieś 50 m. Waldy
ujrzał
granat leżący na środku drogi, chcąc go usunąć podejmował granat, który
wybuchł
mu w ręku i tym samym został ciężko rażony granatem.”
W
marcu 1945 roku
siostra Waldemara (matka Barbary
Zygadło) otrzymała informację z Grodna, że brat został ranny i w wyniku
obrażeń
zmarł. Powiedziała o tym matce. „Po otrzymaniu depeszy, że on nie
żyje,
poszłam do sztabu i otrzymałam
przepustkę. W Rzeszowie zgłosiłam się do komendy miasta, ale nikt nic
nie
wiedział. 18 stycznia 10 DP wyruszyła na front. Szłam śladami i każdą
mogiłę
oglądałam, i wszędzie spotykałam brzozowe krzyże, ale nazwisk było
bardzo mało
i tak przeszłam obok grobu Syna, powiedziałabym z niczym.” – napisała
w cytowanym wcześniej liście Janina Rugienis.
Ostatnie
słowa listu
mogą wskazywać, że pani Janina
nie odnalazła wtedy mogiły syna. Jednak 17 marca 1962 roku w
korespondencji
z Centralnym Archiwum Wojskowym w Warszawie tak opisała tę
sytuację: „Po
przyjeździe do Rzeszowa dowiedziałam się, że jednostka jego już dawno
odmaszerowała w kierunku na Kraków. Idąc i jadąc śladami pułku,
natknęłam się w
okolicach Brzeska na jakieś tabory 10 Dywizji i wśród żołnierzy
tego
taboru był jeden z 29 p.p., który powiedział mi, że syn mój jest
pochowany w
Brzesku a ranny był w Jasieniu (jak się okazało, była to błędna
informacja
– przyp. J.F.), niedaleko Brzeska. Po dostaniu się do Brzeska
odnalazłam jego
grób, na którym była tabliczka z jego nazwiskiem i nazwą jednostki.”
Tadeusz Piotrowski tak opisał w liście z 4 listopada
1945 roku pochówek Waldemara Rugienisa: „Pułk minął Brzesko i szedł na
Kraków.
Żandarmeria pozostała, by pochować kolegę z honorami Wojskowymi.
W Brzesku
z magistratu otrzymaliśmy kwit na trumnę, trumnę dostaliśmy dębową.
Księdza
zamówiliśmy na pogrzeb, jednocześnie dostaliśmy wyciąg karty śmierci,
którą
wysłaliśmy przez sztab na Białystok. Waldego pochowaliśmy w pełnym
umundurowaniu wojskowym i butach, to można sprawdzić, bo trumna jest
bardzo
silna i na pewno jeszcze jest cała. Chowaliśmy go w silnej trumnie z
uwagi na
to, że pani zechce zabrać zwłoki syna. Pogrzeb jego był przyzwoity i
daliśmy
wszystko z siebie, aby wyglądał tak jak przystało chować polskiego
żołnierza po
oswobodzeniu ziem Krakowskich. Dwa miesiące temu chowaliśmy kolegę,
który był z
Waldkiem w patrolu i który zginął tak samo śmiercią tragiczną.”
Janina Rugienis (dalszy ciąg korespondencji z CAW):
„W lipcu 1945 roku wyjechałam na Ziemie Odzyskane do Świebodzina, gdzie
zamieszkałam
na stałe. Na początku 1946 r. po zebraniu trochę pieniędzy pojechałam
do
Brzeska i grób jego doprowadziłam do porządku, ocementowałam go i
wmurowałam
tablicę granitową, na której jest nazwisko, stopień wojskowy, nazwa
jednostki i
data śmierci. Wchodząc na cmentarz przez bramę główną, grób jego
znajduje się z
lewej strony kaplicy cmentarnej niedaleko bramy.”
Pani
Rugienis
zakończyła list do CAW następującym
zdaniem: „Straciłam syna żywego, ale jako matka nie chcę go stracić
leżącego
już w mogile żołnierskiej, tak długo jak długo będę żyć sama.” Chodziło
o to,
że władze wojskowe, do których zwracała się z prośbą o urzędowe
potwierdzenie
żołnierskiej służby i śmierci syna, wydawały takie zaświadczenia, ale z
jego
błędnym nazwiskiem: raz był Rygienisem, a innym razem Rygiewiczem.
Podawano też jako miejsce pochówku Jasień. Wreszcie 28 lipca 1970 roku
Szef
Centralnego Archiwum Wojskowego wydał pani Janinie dokument, że
Waldemar
Rygienis i Waldemar Rygiewicz to w istocie jedna i ta sama
osoba,
czyli Waldemar Rugienis s. Stanisława, ur. w 1927 roku.

Cmentarz
parafialny w Brzesku, 1 listopada 1967 r. Stoją od lewej: siostra
Waldego
Stanisława Rugienis-Karczewska, jej córka Barbara Karczewska oraz
Janina
Rugienis pochylona nad grobem syna. (z arch. rodzinnego)
Wrzesień
2018 r.
Barbara
Zygadło przy odnowionej mogile wujka Waldemara.
W
chwili śmierci
Waldy nie miał jeszcze ukończonych
osiemnastu lat. Skąd zatem wzięła się u niego taka forma służenia
Ojczyźnie,
choć na pewno zdawał sobie sprawę, czym może się ona zakończyć? Sądzę,
że
odpowiedź na to znajdziemy w wypowiedzi pani Barbary: „Moja rodzina ma
patriotyczne tradycje. Brat mojej prababki, a wuj babci Janiny, Jan
Wilkoszewski brał udział w ruchu niepodległościowym w Warszawie. Po
wykryciu
spisku, w obawie przed wywózką na Sybir, wyjechał za granicę do...
Krakowa,
czyli Galicji w ówczesnym Cesarstwie Austriackim. W czasie I wojny
światowej moja babcia Janina została sierotą – ojciec zmarł w wyniku
ran
odniesionych na froncie a matka na grypę <hiszpankę>. Wychowywała
się w
Krakowie przygarnięta przez wuja Jana Wilkoszewskiego. Opowiadała mi,
że będąc
dziewczynką szyła mundury legionowe (w szesnastym roku życia zaczęła
pracować
w Okręgowym Zakładzie Mundurowym w Krakowie).
W Grodnie
zamieszkała dopiero po
zamążpójściu w 1924
roku. Rugienis to nazwisko litewskie (moja rodzina ze strony dziadka,
Rugienisowie i Dumczusowie pochodzili ze Żmudzi), ale dziadek
Stanisław
Rugienis zawsze podkreślał, że jest Polakiem. W 1934 roku podjęto
pomysł
usypania w Krakowie kopca-pomnika walki narodu o niepodległość
i w tym samym roku zaczęto go sypać. Po śmierci marszałka
Józefa
Piłsudskiego kopiec nazwano jego imieniem. Babcia Janina specjalnie
pojechała
do Krakowa, żeby także dołożyć swoją cegiełkę do powstania tego symbolu
niepodległościowych dążeń.”
Kraków-Sowiniec,
1936 r.
Janina Rugienis podczas
sypania kopca im. Józefa Piłsudskiego. (z arch. rodzinnego)
Tę bardzo
ciekawą opowieść pani Zygadło kończy tymi
słowami: „Stanisław Rugienis, mój dziadek, pracował na kolei, co
uchroniło
rodzinę przed wywózką na Syberię po wkroczeniu Sowietów do Grodna w
1939 roku.
Kolejarze zawsze są potrzebni... Mama opowiadała, jak nagle zimą 1940
roku
zniknęło wiele jej koleżanek z gimnazjum oraz wszystkie rodziny
wojskowe,
urzędnicze i inteligenckie. Późniejsza okupacja niemiecka była
równie
dotkliwa. Młodzież nie mogła się uczyć, trzeba było pracować, wykonując
najgorsze czynności. Zaczęła się eksterminacja Żydów i Polaków
żydowskiego
pochodzenia. Wielu kolegów mamy było w AK. Waldy był za młody na
partyzantkę
akowską i rodzice się sprzeciwiali, ale pomagali Akowcom.
Myślę, że były dwa główne powody wstąpienia Waldemara
do wojska: 1/ informacja o wybuchu powstania w Warszawie,
wielu młodych
ludzi wierzyło, że polska armia nie pozostawi stolicy bez pomocy.
Proszę
zwrócić uwagę, że chłopcy postanowili wyruszyć z Grodna w sierpniu;
2/ przedwojenne wychowanie patriotyczne, które powodowało, że
nawet bardzo
młodzi ludzie chcieli walczyć z bronią w ręku. Wzorem byli starsi
koledzy,
o których wiedziało się, że są w konspiracji. Waldemar miał 17 lat
i czuł
się zapewne dorosły. Sądzę, że podczas wojny dorastało się szybciej.
Dla mojej
babci śmierć syna była wielką tragedią. Całe życie wyrzucała sobie, że
temu nie
zapobiegła.”
Na mogile przylegającej do grobu Waldemara Rugienisa,
również mało widocznej spod zarastającej ją trawy i chwastów, nie było
tabliczki nagrobnej, więc początkowo nie wiedzieliśmy, czyje kryje
szczątki. Pani
Zygadło nie miała wątpliwości, że spoczywa w niej również żołnierz.
Udałem
się zatem do kancelarii parafialnej, by
wspólnie z ksiądzem proboszczem Józefem
Drabikiem odszukać potrzebną informację. W Księdze Zmarłych
znajdują się
tylko dwa krótkie wpisy, wyjaśniające czyje to miejsca pochówku. Jeden
dotyczy
Waldemara, drugi strzelca 27 Pułku Piechoty 10 Dywizji Piechoty Edwarda
Trona,
urodzonego w Swobodzie, dystrykt Olszany (Holszany) na Żmudzi,
który zmarł
1 lutego 1945 roku na tyfus brzuszny. W chwili śmierci miał
niewiele ponad
18 lat. Został pochowany 3 lutego 1945 roku.
Po kilkunastu dniach z Wojskowego Biura
Historycznego, do którego się zwróciłem, otrzymałem informację, „że w
wyniku
przeprowadzenia wstępnej kwerendy w bazach i kartotekach CAW WBH
nazwiska Edward
Tron nie odnaleziono.” Pozostaje zatem tylko nadzieja, że znów jakiś
szczęśliwy
przypadek pozwoli na bliższe poznanie osoby tego młodego żołnierza.

Odnowiona
przez
pracowników zakładu kamieniarskiego
Piotra Śledzia
mogiła strzelca Edwarda Trona
z tabliczką nagrobną,
której
wcześniej nie było.
Jacek Filip
3 grudnia 2018r.
Dziękuję Pani Barbarze Zygadło za udostępnienie
materiałów, przybliżenie losów Rodziny oraz cenne uwagi, którymi się ze
mną
dzieliła przy powstawaniu tego tekstu.
P.S.
„To
ja powiedziałam
panu Wyczesanemu i pani
konserwator zabytków, że obok były jeszcze inne mogiły żołnierskie,
bowiem
pamiętałam je z wcześniejszych
pobytów w Brzesku.” Ani w Księdze Zgonów parafii pw. św. Jakuba
Ap., ani w
dokumentach Urzędu Stanu Cywilnego w Brzesku nie ma informacji o
tym, żeby
na cmentarzu parafialnym byli pochowani inni żołnierze niż wyżej
wymienieni.
Zapytałem też o to kilkoro starszych mieszkańców Brzeska, mających na
tej
nekropolii swoich najbliższych, ale nic nie wiedzieli na temat mogił, o
których
wspomina Pani Zygadło.
|