Trwa licytacja, kto powinien być… bardziej biedny.
(Zofia Mantyka)
2018-04-27
Trwa licytacja, kto powinien być… bardziej biedny. Biedni to powinni być wszyscy, bo jak mawiali socjaliści: „żołądki to my mamy jednakowe”. Nic człowieka bardziej nie irytuje niż sytuacja, gdy sąsiadowi powodzi się od nas – nie daj Boże – lepiej. Abstrahując oczywiście od pogodowego zjawiska powodzi, gdyż ono szczególnej zazdrości u nikogo nie budzi. Nie sposób pogodzić się z faktem, że mam mniej niż inni. To niezbyt odkrywcze, że średnio jesteśmy przekonani, iż „łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa Bożego”. Wątpliwości zdają się nie mieć jedynie hierarchowie i księża, szczególnie wówczas, gdy życzliwie napominają wiernych, że powinni o tym pamiętać. Solą w oku rządzących jest fakt, że ludzie zamożniejsi, nie potrzebujący liczyć na opiekę państwa, stają się bardziej niezależni. Nie mają racji sceptycy sugerując, jakoby zdecydowane wystąpienie „szeregowego posła” było reakcją na niemiłe tąpnięcie w sondażach. Postulat obniżenia zarobków tuzom państwowej i samorządowej administracji nie ma nic wspólnego z populistycznymi umizgami do suwerena. Tu nie chodzi o przypodobanie się gawiedzi, to jedynie wsłuchanie się w słowa Apostoła ze Stolicy Piotrowej. Z biedniejszymi należy się dzielić, to przecież oczywiste –zwłaszcza w kraju, gdzie znakomitą większość stanowią katolicy. Samarytaninem nikt nie zostaje z nakazu, gdyż to szlachetny odruch serca i nie można w to wątpić. Szczególnie w państwie, gdzie nawet bezdomni oddają swoje samochody. Przed nami lista bardzo ciekawych projektów w zakresie opodatkowania bogatszych obywateli. Niestety rozlegają się głosy, że to tylko teatralna farsa, gdyż po wygłoszonych pamiętnych słowach: „te nagrody się po prostu należały”, eksplodowały w sejmie burzliwe oklaski z owacją na stojąco i pochwałą „pokazania pazurków”. Nagłe ogłoszenie obcięcia uposażeń – pomimo że się należały – stało się niespodziewanym obcięciem owych „pazurków”, które niemile podrapały, ale… odczucia suwerena. A jest poza dyskusją, że oddawanie nagród to przecież wielkoduszny gest solidarności z losem ubogich Polaków. A tu pojawiają się jacyś popaprani malkontenci, wątpiący w altruizm i szczere intencje. Ale co tam, pal ich sześć – ważne, że prawda zwycięża i jak mawia zacny klasyk – „Alleluja… i do przodu”! Dla ludzi liczą się konkrety, ot chociażby atrakcyjne trzy stówy do ręki, powiedzmy na podręczniki dla dziecka, a nie jakieś tam hipotetyczne ulgi. Żywa gotówka to żywa gotówka. Nic nie jest w stanie wywołać większego entuzjazmu wśród obywateli jak „sprawiedliwe” równanie dochodów w dół. Polski „cham” jak kania dżdżu oczekuje, że obiecane hasła rozliczenia, a jeszcze lepiej „wsadzania do ciupy” bogatszych wreszcie się ziszczą. Może byłoby wskazane, aby powrócić do praktykowanych w czasach PRL-u „domiarów” od wzbogacenia? Swoją drogą przeżywamy obecnie ciekawy eksperyment, próbujący jakoś umiejętnie połączyć Kordiana i Chama. A urokliwe zjawisko pokazowego samobiczowania władz jako żywo przypomina urządzane spektakularne akty „samokrytyki” funkcjonariuszy nieboszczki PZPR. Jeżeli faktycznie egalitaryzm ma mieć priorytet to, co – może się okaże, że dla dobra kraju patrioci gotowi będą służyć Polsce za… średnią krajową? Na Jowisza, przecież w końcu „żołądki wszyscy mamy jednakowe”! Farbowana lewica jest kawiorowa, a złodziejscy popaprańcy z poprzedniej ekipy rządzącej opychali się ośmiorniczkami, zatem prawdziwi Polacy bez szemrania winni zadowolić się pałaszowaniem swojskiego „śledzika”. Na krótką metę to się powinno udać. W końcu byle dotrwać do wyborów, a potem… się zobaczy. Czy czujne oko „szeregowego posła”, zmuszone doglądać swych hunwejbinów, musi nieustannie patrzeć im na ręce? Zaordynowana obecnie pokuta, to jakby takie „ucho igielne” będące durszlakiem, przez który zostaną odcedzeni ewentualni nieposłuszni. Przywołani do porządku „dobrowolnie” i z entuzjazmem zrzekają się swych apanaży i przywilejów. Zapewne większość ze wzruszeniem i łzami radości, z wielbiącym „wodza” dyszkantem „Totus tuus” przetrzepie swoje kieszenie. Ciekawe, czy i kiedy „atrakcyjna 67-latka” z senatu poświęci się, by podróżować „w ciżbie” ekonomicznej klasy samolotu? Tak to się kręci, rewolucja zjada swoje dzieci i po rozstrzelanych pasibrzuchach przychodzą nowi, których znowu trzeba rozstrzeliwać. To ta gorsza ludzka natura jest wszystkiemu winna. Zmniejszenie uposażeń „erki”, czyli szefów administracji rządowej i samorządowej w skali oszczędności budżetowych jest „kroplą w morzu”, w żaden sposób niemogącą uleczyć finansów publicznych. Najpewniej większość „polityków” potulnie zadowoli się nowymi pensjami, bo gdzież się niebożęta podzieją? Jeśli polityka i publiczne synekury są sposobem na życie, to „biedacy” jakoś dotrwają do pierwszego, przełykając i to upokorzenie, no ewentualnie będą jeszcze bardziej łasi na różnego rodzaju przekręty, bo „pecunia non olet”. Po rozmontowaniu służby cywilnej i wprowadzeniu partyjnej nominacji w urzędach, rozpędzony pociąg „dobrej zmiany” chyżo pędzi dalej. No, ale przecież ci wredni prywaciarze to jeżdżą takimi „brykami”, że aż oczy bolą. Czy to nie są oszuści, wstrętni spekulanci i wrogowie ludu? Najwyższy czas prześwietlić ich majątki, suweren niecierpliwie na to czeka. Obłożenie podatkami bogatszych to krok we właściwym kierunku. Wraca logika walki klas i przeciwstawiania jednych przeciw drugim. Zawiść ludzka to siła nie do przecenienia. A polityczna licytacja z populistycznymi obietnicami kwitnie. Kogo to obchodzi, że państwo mądrego konserwatyzmu nie powinno mieć nic wspólnego z rewolucją społeczną. Tere fere, ku, ku. Mój jowialny sąsiad zagadnął mnie ostatnio: „Pani Zosiu, niech pani spojrzy z jaką pasją ludzie nienawidzą i zazdroszczą. Najlepsi koledzy, sąsiedzi, ba nawet krewni nie mogą wprost znieść, jeśli komuś udało się coś osiągnąć, do czegoś dojść. Nie ma przecież większego nieszczęścia niż cudze szczęście! Jeśli ktoś nie daj Boże awansuje, zdobędzie jakąś nagrodę – no to ma po prostu przechlapane, już po nim. Sukces wywołuje mroczne konwulsje wśród znajomych i nieznajomych, bo to jaskrawa niesprawiedliwość jest, wołająca o pomstę do nieba. Przykład „portalu zza wielkiej wody” jest uderzający – dokąd istniała w miarę nieskrępowana możliwość anonimowych ataków na bliźnich, forum rozkwitało jak wiosenne krzewy w ogrodzie. Teraz po wprowadzonej drobnej korekcie reguł… zdechło jak pies pod płotem. Dlaczego?” Drogi sąsiedzie to żadna nowina, że ludziska poprawiają sobie samopoczucie plotkując i zniesławiając bliźnich. Najczęstszym motywem personalnych ataków jest oczywiście zazdrość. Niewielki procent wpisów powodowany jest troską o tzw. „dobro społeczne”, te stanowią niestety raczej margines. Projektowana ustawa o jawności życia publicznego wprowadza pojęcie „sygnalisty”. Ma pojawić się ochrona dla ludzi chcących sygnalizować nieprawidłowości. Ochrona będzie miała określone granice i za zgłaszane sygnały nieprawdziwe, mające znamiona pomówień, sygnalista poniesie oczywiście prawną odpowiedzialność. Należy mieć nadzieję, że będzie możliwość skuteczniej wykrywać działania szkodliwe dla interesu publicznego. Kompleksowe prawo o ochronie sygnalistów funkcjonuje w dziesięciu państwach UE. W naszym kraju na razie mamy… projekt. Hipotetycznie nikt nikomu nie zabrania robić kariery. Trzeba jednak aktywnie uczestniczyć w życiu, aby wygrać – choćby nawet na loterii – musi się… kupić los. Sama krytyka innych – nawet uzasadniona – nie wystarczy. To przykra prawda, ale niezagospodarowana przestrzeń nie znosi próżni. Królująca nachalna propaganda, demagogia i narracja typu – wszyscy bogaci są podejrzani, bo utuczyli się na naszej krzywdzie, celnie trafia w społeczne zapotrzebowanie znalezienia winnych naszego położenia. Uprawiana zabawa w Świętego Mikołaja rozdającego prezenty ubogim i chłostającego rózgą zamożniejszych, może mieć krótkie nogi. Tworząc zastępy ludzi liczących na opiekę państwa i coraz bardziej od niego uzależnionych, kupuje się zwolenników. Ale jakim kosztem? W poszukiwaniu oszczędności pojawiają się też i racjonalne pytania – czy aby potrzebny jest senat, który pełni rolę przysłowiowej „paprotki na stole władzy”? Dlaczego kwota wolna od podatku parlamentarzysty jest dziesięciokrotnie wyższa niż przeciętnego Kowalskiego, czy to w ogóle jest konstytucyjne? Czy posłów nie może być o połowę mniej? Podobnie i radnych wszelkiej maści i dlaczego nie mają ustalanych diet w zależności od ilości mieszkańców i wielkości gminy czy powiatu? Czy nie jest dziwne, że prezydentem kraju może zostać wybrany nawet półanalfabeta bez wykształcenia, podobnie burmistrzem, starostą, marszałkiem i wójtem? A przecież to od jakości i fachowości ludzi sprawujących władzę zależy rozwój regionu i państwa. Czy ktoś się martwi o przyszłość dzisiejszych 20-30-latków? Jak tak dalej pójdzie, to młodzi ludzie rozpoczynający obecnie karierę zawodową dostaną jakieś 300-500 zł emerytury, choć prawdopodobnie w przyszłości w ogóle zabraknie pieniędzy na wypłatę jakichkolwiek świadczeń. Lawinowy wzrost rzeszy emerytów musi zostać wykarmiony – pytanie czym? Kto się ośmieli, aby ratować system i likwidować przywileje emerytalne rolników, służb mundurowych, górników itd.? Koniunktura gospodarcza jest cykliczna i nie wolno o tym nie pamiętać. W okresie względnej prosperity rozsądni inwestują, oszczędzają, myślą o przyszłości. Jeżeli suwerena zjednuje się rozdawnictwem „prezentów”, zyskując akceptację i bierność, to dokąd zmierzamy? Czy przede wszystkim chodzi o to, aby nie było bogatych? Cholera, jeśli tak – to to się akurat może udać. Zofia Mantyka
|