„Prawda czasu, prawda ekranu” czy też g… prawda?
(Zofia Mantyka)
2018-08-03
„Prawda czasu, prawda ekranu” czy też g… prawda? Po powrocie z urlopu cholernie trudno się zaaklimatyzować, gdyż od razu człowieka zaczyna dopadać wszechobecna polityka. Można się nią nie interesować, ale ona i tak zainteresuje się nami. Nawet gdy tego nie chcemy, jesteśmy wciągnięci do specyficznego „programu lojalnościowego” i dostajemy niechcianą „kartę stałego klienta”. Jasny gwint, patrząc na to, co wyczyniają nasi „wybrańcy” z ulicy Wiejskiej, przewożący ludzi w… bagażnikach samochodów, zachwyceni bazgraniem po murach sejmowego gmachu i partyjnych lokali, nie mam wątpliwości, że urlop definitywnie już się skończył. Żyjemy w groteskowym suspensie prawnym, zapisy w konstytucji traktowane są z należytym pietyzmem – niczym hieroglify z egipskich papirusów – bezcenne jako zabytek, natomiast ich treść w zasadzie nie ma znaczenia. Nie sposób oprzeć się przemożnej potrzebie przypomnienia dosadnego i wyrazistego wiersza Henryka Cyganika. „Polityka” tak nachalnej i wyzywającej kurwy nie spotkasz w największych burdelach nierządnego świata. dziewictwo straciła sama z sobą za podpuszczeniem pierwszego szamana i pierwszego złodzieja w koronie potem już poszło gładko od banku do szubienicy od kłamstwa do łaski uświęcającej od terroru do kurewstwa od początku specjalizuje się w technikach sadystycznych najpierw kokietuje mnie odmóżdżonym uśmiechem a kiedy już schowa się za pancerną szybą i otoczy wiankiem osiłków eunuchów pluje mi w gębę i nasyła swoich alfonsów zwanych dla niepoznaki urzędnikami wbrew mojej woli ale za moje pieniądze mizdrzy się w moim telewizorze lata samolotami na salonowe balangi i seksualne spotkania na szczycie pożera połowę papieru produkowanego przez te trefną planetę ma udziały w kasynach i w atakach rakietowych na osady pasterskie w górach a najgorsze jest to, że każe sobie płacić bezdomnym i chłopkom rencistom i murarzom całemu plebejskiemu armatniemu mięsu za prostytucję jaką uprawia w gabinetach władzy w wąskim kręgu towarzystw wzajemnej adoracji zmuszany torturami do zwracania na nią uwagi jeden jedyny raz staram się zachować jak typowy modernista po prostu ją… Praca parlamentu coraz częściej przypomina amatorski, prowincjonalny kabaret i zabawę w „kto kogo”. No, tak „De gustibus non est disputandum” – o gustach się nie dyskutuje. Obecne „elity+” depcząc zasady i procedury, okazują pogardę dla instytucji państwa po to, aby… podnieść jego autorytet! „Elity od ośmiorniczek” i „elity+” swym zachowaniem w czasie „debat” zasmucają tak dalece, że nawet prześmiewczy felieton nie jest w stanie tego jazgotu udźwignąć. Ważne, że zapomniane hasło „Partia z narodem, naród z partią” wraca dostojnie do łask i znów cieszy. A tak na marginesie – czy przed trzydziestu laty na przełomie 1988/89 roku ktoś wiedział, że blok sowiecki rozsypie się jak domek z kart, albo jakie skutki spowoduje radykalny „plan Balcerowicza”? Dzisiejsi mądrale oczywiście wówczas wszystko to doskonale wiedzieli! Ba! To oczywista oczywistość jest. Życie toczy się jednak radośnie. Niezapomniany Stefan Kisielewski vel „Kisiel” filuternie konstatował: „To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać”. Mijają lata, a jego powiedzenie niestety było i jest ciągle aktualne. Ponoć, aby nastąpiła pełnia szczęścia, musi dojść do zrepolonizowania sprywatyzowanych firm, powrotu regulowanych cen urzędowych i jak najszybszego podporządkowania władzom wszystkich mediów. Ciekawe, jaki posłuch znajdzie apel biskupów do Polaków o… „100 dni abstynencji na 100-lecie niepodległości”? Ów apel nieodparcie przypomina apele, czyny i zobowiązania rodem z PRL-u, mające uświetniać kolejne doniosłe rocznice. Można powiedzieć „nihil novi sub sole”. Pamiętam 22 lipca 1974 roku, jak niesforni studenci, aby uczcić świętowane 30-lecie „odrodzenia Polski” podjęli – „dla jaj” – zobowiązanie… wypicia trzydziestu piw na trzydziestolecie! Nie wszystkim ten akt obywatelskiej postawy przypadł do gustu. Bywają nawiedzeni wariaci, którzy gromadzą różne rzeczy. Jeden zbiera kufle, inny znaczki, jeszcze inny książki, informacje gazetowe czy internetowe. Choćby na portalu „zza wielkiej wody” widać, że sporo można wyszperać i odnaleźć. Pojawiają się tutaj archiwalne wydania przeróżnych „Organów”, „Panoram”, BiM-ów itd. Dlaczego o tym piszę, ano dlatego, że wiara w to, że czegoś nie będzie się dało odszukać i przypomnieć jest dość płonna. Weźmy przykładowo „pod lupę” historię przebiegu „starań” o budowę parkingu przy dworcu w Brzesku. To urzekający ciąg dość uciesznych metamorfoz i zwrotów akcji. Jakie opinie wygłaszano na oficjalnym portalu gminy i w samorządowych czasopismach? Meandrowanie w tym temacie jest swoistą egzemplifikacją naszej „polityki” lokalnej. Zaczęło się od skrajnej niemocy i tłumaczeń, że dużego parkingu wybudować najzwyczajniej się nie da. Nieznośnym upierdliwcom, którzy wskazywali na możliwość „odbicia gruntów” przy dworcu perswadowano, że to… praktycznie niemożliwe. Aby jakoś „zgrabnie” wytłumaczyć swój marazm, przekonywano, że nam taki parking to właściwie wcale nie jest potrzebny (sic!). Jeszcze na początku 2016 roku to była narracja dominująca. Zadowoleni z kłopotów sąsiadów w Bochni, którzy jakoby niepotrzebnie wplątali się w Park&Ride, mieliśmy się cieszyć z budowy parkingu w… Sterkowcu. Pisałam o tym w – jak zwykle – bałamutnym tekście „Konwalidacja bez znieczulenia” 12 marca 2016 roku. Obecna ekstatyczna radość władz, iż ta „niepotrzebna” potrzebna inwestycja jednak w Brzesku powstanie – jest w pełni zrozumiała. Tyle, że „jest prawda czasu i prawda ekranu”, jak tłumaczył ekipie filmowej reżyser w „Misiu” Stanisława Barei. W tym przypadku szczęśliwie się udało, ale co można powiedzieć o niemocy w zabezpieczeniu Brzeska przed powodzią? Również i tu jest sporo archiwaliów, ukazujących bezład i chciejstwo. Oczywiście – należy oddać sprawiedliwość – problem ten zdecydowanie przerasta możliwości władz gminnych i w tym przypadku trudno akurat do nich mieć pretensje. Tu „zarządzanie niemocą” znajduje się zdecydowanie „wyżej”. Ileż to było spotkań, narad, koncepcji! Konkurować może z tym jedynie serialowy klasyk gatunku pod tytułem „niezmordowana budowa sądeczanki”! Ofiarność posłów, władz powiatowych, wojewódzkich i innych wysoko postawionych figur w obiecywaniu bezpieczeństwa przeciwpowodziowego była wzruszająca i może rzucać na kolana… z „rozpaczy”. Koncepcja budowy zbiorników retencyjnych „ratuje nas” już od dwudziestu lat. A co z tego pozostało? Rachityczny system quasi monitoringu i SMS-y, które mogą zasygnalizować potrzebę podjęcia decyzji… o przestawieniu samochodu. Dzielni panowie w bojowych „kryzysowych” uniformach biegający po ulicach to przejaw troski o… własne notowania wyborcze. Niedawne – dzięki Bogu – niezbyt intensywne opady już przyprawiały co bardziej wrażliwych Brzeszczan o małe palpitacje serca. Przypominanie smutnej „historii niemocy” – to czcze gadanie, człek od tego sczezł i „dosłownie brakuje słów”. We fragmencie wiersza „Mowa” Beata Szymańska pisze: Milczenie przystoi temu, kto już wie. Dla pozostałych żyć, to znaczy mówić. Świat jest mową Boga, a prawa natury są jego gramatyką. Nie należy w to wątpić, choć pożółkły ze starości i dość zmartwiony wilk siedząc pod leszczyną oznajmia światu, że dawno przestał go rozumieć. (…) Zofia Mantyka
|