Nieoficjalny Portal Miasta Brzeska i Okolic 
  Home  |   Almanach  |   BBS  |   Forum  |   Historia  |   Informator  |   Leksykon  |   Linki  |   Mapa  |   Na skróty  |   Ogłoszenia  |   Polonia  |   Turystyka  |   Autor  
 

Kaganek oświaty wreszcie zapłonie pełnym blaskiem  (Okiem Zofii Mantyki)  2019-04-30

Okiem Zofii Mantyki


Kaganek oświaty wreszcie zapłonie pełnym blaskiem


Panujące ostatnio zamieszanie w szkołach mogło skłonić do refleksji nawet i tych, którzy dawno zapomnieli o takich efebowatych problemach. W natłoku wydarzeń, którymi tętni życie, niektóre sprawy przechodzą zazwyczaj niedostrzeżone. A tu nagle buch! – buchnęło. Ni stąd, ni zowąd zaczęto roztrząsać edukacyjne dylematy. Telewizyjni parnasiści, z umęczonymi od lektur oczyma, skwapliwie pochylili się nad wyłuskanym tematem. Trud i oddanie, z jakim ci wszędobylscy eksperci pochylili się nad kłopotem, porównać można jedynie z karkołomnym przedsięwzięciem przeprowadzenia starej glisty na drugą stronę szosy. Towarzyszący temu turgor poruszył osobników zawsze gotowych wygłaszać okazjonalne teksty słuszne i jedynie słuszne, tropiących przy tym treści i konstrukcje szkodliwe. W efekcie zainicjowano ważny „okrągły” … prostokątny stół oświatowy – w przeciwieństwie do ze wszech miar nieważnego „okrągłego stołu” sprzed trzydziestu lat. Przy tamtym meblu spotkali się bowiem byli sami swoi, obecnie jest zupełnie inaczej. Wszelkie znaki na niebie i na ziemi wskazują, że kaganek oświaty wreszcie zapłonie pełnym blaskiem!

Ale cofnijmy się nieco do genezy. W listopadzie policjanci unaocznili narodowi – niczym Attyla, zwany przez najbliższych „Biczem Bożym” – jak szukać optymalnego rozwiązania spornych kwestii. Z kolei władza pokazała, że nie jest bojaźliwa, chwiejna czy niezdecydowana i zajęła się sprawą… bez zbędnej zwłoki, posiłkując się przy okazji rekwizytami fideistycznego światopoglądu – jak przystało na chodzącą sprawiedliwość. Zafascynowani takim obrotem spraw belfrowie ubzdurali sobie, że budżet to studnia bez dna i rozmarzyli się przy tym tak dalece, że zapragnęli co nieco go wydrenować. Rzecz miała miejsce w czasie konstruowania budżetu państwa na rok 2019. Dostali wówczas klarowną odpowiedź, że „na razie” raczej nic nie dostaną. Towarzystwo się zasmuciło i ogłosili „pogotowie strajkowe” zrozumieli, że kasy nie ma i w zasadzie jest „po balu”. A tu nagle „bęc” na konwencji przedwyborczej do europarlamentu niesłychane zaskoczenie – jakiś znaczny pan dziarsko prasnął laską w skałę i zaproponował mannę w postaci „piątki darów”.

Gapowaci belfrowie zamiast skorzystać z dobrodziejstw – zasugerowanej im łaskawości, przykładowo choćby i deflorując egoistyczne single, których w nauczycielskim zawodzie niezawodnie są całe legiony – zaczęli szemrać i ryć jak szczeżuje. Mało tego, znalazł się szczwany mistyfikator, który wydedukował był, że historię trzeba umieć prowokować. Skrzyknięci bakałarze stworzyli zatem swoistą „Grupę Laokoona”, stanowiącą wzór trzymania się razem. Nie osądzajmy jednak niestrudzonego wodza zbyt surowo i spróbujmy dostrzec w jego infantylnych decyzjach głęboko ukryty sens, którego nawet śledź nie jest w stanie wyśledzić. Podstępny, agencki scenariusz szefowej fundacji „Otwarty Dialog” został perfidnie uruchomiony. W naszym jeszcze nie w pełni zreformowanym systemie prawnym, niewydarzonemu prowodyrowi owego zamieszania niestety nie sposób zafundować pobyt w schludnym apartamencie zakładu karnego w jakiejś malowniczo położonej okolicy. Przeciwnie, tej przestępczej grupie oświatowych terrorystów okazano wiele zrozumienia, dobrodusznie proponując uczestnictwo w pożytecznej inicjatywie okrągłego stołu.

Praworządność jest przecież u nas wprost przysłowiowa, a szybkość stanowienia aktów prawnych wprowadziłaby w podziw rzymskich cesarzy, gdyby mogli to oglądać. W proceduralnym blitzkriegu bezpardonowo obnażono całą potworność nikczemnych knowań, które ukazano oczom zrozpaczonych rodziców. Jednocześnie zaproponowano nauczycielom bezprecedensowo wysokie podniesienie ich pensji. Można odnieść wrażenie, że władza ma do nich słabość, roztaczając – nie wiedzieć czemu – wręcz ojcowską nad nimi opiekę. Nie dość, że obłudnicy warcholsko bojkotowali egzaminy, zmuszając przedstawicieli władz do nadzwyczajnych działań, to ośmielali się suponować jakoby owe działania były wadliwe prawnie. A dlaczegóż to druhowie OSP nie mogą uczestniczyć w pracach komisji egzaminacyjnej, pilnując porządku na sali, nie w takich akcjach dają sobie wyśmienicie radę, podobnie jak siostry zakonne, strażnicy więzienni czy inni zwerbowani członkowie komisji?

Według mojego doświadczonego życiowo sąsiada: „Nic nie stoi na przeszkodzie, aby z nabytych uprawnień korzystać w przyszłości. Na dobrą sprawę wszystkie egzaminy z maturą włącznie można przeprowadzać w takiej formule. Przygotować tylko zamknięte zadania testowe, tak aby sprawdzić je mógł każdy… przykładając odpowiedni szablon arkusza odpowiedzi, a z ustnych egzaminów – będących postkomunistyczną spuścizną w szkolnictwie – zrezygnować. W taki sposób egzaminy obyłyby się bez nauczycieli i byłyby całkowicie obiektywne, a dodatkowo istniałaby możliwość „odgórnych” korekt wyników w… „uzasadnionych” przypadkach. W sytuacji, gdy do zaliczenia matury wystarczy uzyskać 30%, takie drobne modyfikacje nie byłyby niczym niestosownym. Ba, znacząco przyczyniłyby się do podniesienia wskaźnika skolaryzacji, co niewątpliwie poprawi nasze mniemanie o sobie. Nie można nie zauważyć, że wszystkie ekipy rządzące po 1989 roku doprowadziły do dotkliwej poprawy poziomu edukacji, a kolejno zarządzający oświatą mają cenny wkład w windowaniu poziomu niedorzeczności.

Pojawiła się koncepcja, by wprowadzeniu podwyższonego pensum towarzyszyła możliwość przejścia na emeryturę „nauczycielską” po trzydziestu latach pracy. Ciekawe posunięcie, szkoła zostanie wreszcie oczyszczona z resztek postkomunistycznych pozostałości. Mielibyśmy podobną sytuację jak w służbach mundurowych, gdzie ostatnie zmiany doprowadziły do odesłania na emerytury ludzi związanych z poprzednim systemem. Można również rozważyć rozmontowanie ZNP i pozostałych związków OPZZ, stanowiących ponure relikty postkomunistyczne. Jedyny czysty związek zawodowy to współczesna „Solidarność”, w przeciwieństwie do tej złomowej pokraki z lat osiemdziesiątych. W szkolnictwie mielibyśmy zatem już tylko samych młodych nauczycieli. W tym pomyśle jest głęboko logiczny sens. Istnieje oczywiście pewna obawa, że ci młodzi pojęcie etosu mogą „ciepnąć do bigosu” i postanowić, że jeśli formalnie przyjmuje się, że nauczyciel pracuje tylko tyle, ile wynosi pensum, to swą pracę mogą niecnoty zechcieć chcieć do tego pensum ograniczyć. Ale to dość mało prawdopodobne czarnowidztwo.”

Obserwując obrady oświatowego „okrągłego” stołu, przy którym znaleźli się szczęśliwcy… wylosowani z kapelusza, warto odnotować wystąpienie byłego kuratora krakowskiego, Jerzego Lackowskiego, który bezlitośnie obnażył absurdy polskiej szkoły. To, co powiedział, na pewno nie podobało się ani stronie rządowej, ani tym bardziej niektórym nauczycielom i gdyby ktoś chciał faktycznie uzdrowić nasze szkolnictwo, to jego koncepcja – wprawdzie bolesna i trudna – byłaby wielce interesująca. Podobnie jak i wystąpienie eksperta samorządowego Marka Wójcika, który bardzo celnie wypunktował i pokazał na czyje barki spadają niefrasobliwe pomysły i działania eksperymentujących reformatorów. Ponieważ obaj mówili rzeczy szalenie niepopularne i w dodatku – o zgrozo – prawdziwe, stąd jest oczywistą oczywistością, że nikt więcej ich z kapelusza nie wylosuje i tego co bredzili, nie weźmie pod uwagę, mogą więc spokojnie pozostać ze świadomością „głosu wołającego na puszczy”. W końcu „historia est magistra vitae” i nie po to organizuje się obrady, by wyciągnąć z nich mało sympatyczne i groźne dla populistów wnioski, ale po to, by stworzyć wrażenie, że po to.

Żyjemy w czasach na wskroś nowoczesnych, w których ziściło się tak oczekiwane zacieranie różnic pomiędzy intelektualnym poziomem większości ludzi. W tym zakresie demokracja robi milowe kroki. Wydumane pojęcie „inteligencji pracującej” trafiło tam, gdzie jej miejsce – to znaczy na śmietnik. Obecnie wszyscy to właściwie „inteligenci pracujący”, a znikoma ilość uczniów wybierających „zawodówki” – o przepraszam, szkoły „branżowe” – dobitnie o tym świadczy. Przytłaczająca liczba Polaków posiadających maturę i równie budująca armia braci studenckiej budzi szczery podziw. Poziom absolwentów uczelni jest zniewalająco wysoki i może oszołomić. Ankiety uliczne pokazują jasno, jaką powalającą wiedzą i inteligencją błyszczą nasi rodacy. Idąc dalej tym tokiem rozumowania, cieszy fakt, iż część absolwentów trafia do szkół i dzieląc się swą erudycją, zawzięcie kształci następne pokolenia. Przechadzając się po ulicach miast widzimy, jak systematycznie znikają księgarnie, zwłaszcza te o ambicjach popularnonaukowych. Ich miejsca zajmują witryny z telefonami komórkowymi, bankami, salonami piękności, siłowniami, klubami fitness – to znak czasów.

We współczesnej szkole poczesne miejsce ma znaleźć akcent słusznego wychowania i należy temu ze wszech miar przyklasnąć. Szkoła ma być miejscem hartowania charakterów i postaw. Stąd szczególny nacisk na właściwe podstawy programowe i dobór odpowiednich lektur, które i tak najpewniej szczęśliwie nie będą przez uczniów czytane, ale zawsze to miło, że chociaż znajdą się w wykazie wytycznych. W każdej epoce otaczamy kultem określone postaci i to jest dla władz daleko ważniejsze od wiedzy. Pojawiają się twórcy, którzy cynicznie trafiają w punkt wysuwanych oczekiwań. Ponieważ szansa, aby filuterne rymowanki Janusza Minkiewicza – satyryka piszącego w czasach okupacji teksty pod pseudonimem „Struś i Kieliszek” – miały okazję znaleźć się na lekcjach w szkole jest stosunkowo niewielka, są bowiem dziś głęboko niesłuszne, melduję posłusznie, że może będzie słuszne, by je sobie spróbować przewrotnie przypomnieć. To był człowiek osobliwie niekonwencjonalny, obecnie – co zrozumiałe – zupełnie zapomniany, choć wielu ludzi z mojego pokolenia pamięta jego wiersz, którym nas wówczas w szkole misternie katowano – „Lenin w Poroninie”. Zatem jako się rzekło:

Satyra na stosunki panujące wśród katów narodowości tatarskiej:

„Pewien Tatar
Miał katar
A Katarzyna
Żona Tatarzyna,
Miała z nim małego syna.
Tatar – tata
Obowiązki spełniał kata.
Bał się kat zakatarzony
Katarzyny – kata żony.”

Czy bardziej pasujący do dzisiejszej, na wskroś nowoczesnej Europy:

Oto motto Otto Manna:
Grunt, to dobra otomana!
Po to Otto ma to motto,
Byście rzekli: Kto to Otto?
Otto jest to erotoman,
Co fabrykę ma otoman.
Dziwną teraz ma Mann manię:
Siedząc na mej otomanie,
Mówi grając ze mną w lotto:
„Oto
otomana
od
Otto
Manna –
erotomana!”

Ryszard Ożóg


comments powered by Disqus


Copyright © 2004-2024 Zbigniew Stos Wszelkie prawa zastrzezone.
Uwagi, opinie i komentarze prosze przesylac na adres portal.brzesko.ws@gmail.com