Żydowski skarb
(Lucjan Kołodziejski)
2019-06-08
Żydowski skarb Szukając śladów zaginionego żydowskiego świata w Borzęcinie, miałem szczęście rozmawiać z dwoma jego mieszkańcami pamiętającymi jeszcze Wolfa Werbela. Wywiad z 84 letnim Stanisławem Piękoszem przeprowadziłem w 2013 r., a z 85 letnim Stanisławem Dudą (lat 85) 17 stycznia 2019 r. Ich domy sąsiadowały z żydowskim. Dzięki świetnej pamięci zachowali we wspomnieniach tamten bezpowrotnie miniony świat. Składam Im serdeczne podziękowania za rozmowę, a ich troskliwym córkom za zgodę na wywiady. Według zachowanej w Brzesku Księgi Urodzeń Izraelickiego Okręgu Metrykalnego, Wolf Werbel urodził się 13 marca 1887 r., a jego przyszła żona Rachela Sattler 11 grudnia 1895 r. W dniu 21 marca 1923 r. zawarli związek małżeński w Brzesku. Ich związek pobłogosławił Chaim Teitelbaum przed brzeską synagogą. Mieszkali w Borzęcinie Górnym, w części wsi zwanej powszechnie Sadem, po prawej stronie Uszwicy. Mieli niewielkie gospodarstwo, konia, krowę i drób. Dzierżawili pole uprawne w okolicy młyna. Zapewne Wolfowie żyli w miarę przeciętnie. Część pola sprzedali Janowi Piękoszowi z Borzęcina - Granic przed 1939 r. Zarówno Stanisław Piękosz jak i Stanisław Duda pamiętają ich jedynego syna Aleksandra, zwanego Olkiem, który urodził się ok. 1930 r. Areoplan Stanisław Piękosz wspomina, że Rachela i Wolf prowadzili sklep z artykułami spożywczymi. Chłopi nadali Wolfowi przydomek Aeroplan. Miał siwiejącą brodę, nosił czarny kapelusz z dużym rondem oraz długi czarny płaszcz, z daleka wyglądał jak ksiądz. Nie wiedzieć dlaczego powtarzał swoje ulubione powiedzonko: Ja i Sura to jest pora, dziecio czworo to pięcioro. Wolf Werbel – rysunek ołówkiem Władysława Dudy, ok. 1938 r. Ze zbiorów L. Kołodziejskiego. O historii tego portretu przeczytać można tutaj » Ich dom, jak wszystkie inne, był drewniany i kryty strzechą. Co jakiś czas złośliwcy w nocy uderzali w drewniane ściany. Wtedy miał wybiegać Wolf z domu i krzyczeć: To katoliki, to katolicka wiara! Młodzi mężczyźni często złośliwie odnosili się do Żydów. Szczególnie niejaki Czaja, którego z widłami miał gonić Wolf. Inną formą złośliwości była profanacja namiotu przed domem Wolfa w czasie święta Kuczek. Jesienią 1940 r. nieznani sprawcy podpalili jego dom. Po 79 latach Stanisław Duda wspomina, jak to Wolf w straszliwym pospiechu obracał kołowrotem studni i krzyczał: Choć te węgły ratujcie! Dzięki pomocy sąsiadów udało się szybko ugasić ogień. Dach załatano, ściany pobielono. Według moich rozmówców Wolf był spokojnym człowiekiem. Na głowie nosił cały czas nakrycie (myckę), w szabat (sobotę) nakładał wielką czapę obszytą futrem (sztraimel, czyli lisiurę). Szedł uroczystym krokiem do wybudowanej w 1907 r. borzęcińskiej drewnianej synagogi, która znajdowała się nieopodal mostu (później była tam zlewnia mleka). Sklep w tym dniu mieli oczywiście zamknięty. Mój rozmówca, Stanisław Piękosz, często wracał wspomnieniami do cukierków przynoszonych przez Olka. Pamięta, że miały różne kształty. Wspomina ich smak z dziwną nostalgią w głosie. Olek to był fajny kolega, powtarzał w czasie wywiadu wiele razy. Wspomina Stanisław Duda: Byli dobrymi ludźmi. Jak mieli swoje święta, to dzielili się słodkim ciastem, którego smak pamiętam do dzisiaj. Teściowa Werbela przychodziła do mojej mamy i rozmawiały o starych czasach. Dzierżawił pole w okolicy młyna, miał konia, krowę … Po żniwach Werbel zwoził snopy zboża do stodoły. Jakiś czas później młócił je. Mój ojciec miał kierat, który kupił za pieniądze zarobione w Kanadzie. Ponieważ do napędu trzeba było dwa konie, więc użyczał swojego żydowskiemu sąsiadowi. Olek Był moim kolegą, rodzice byli sąsiadami. W czasach, gdy nie było telewizji i Internetu, dużo bawiliśmy się z kolegami. Szczególnie w „źandary i złodzieje” oraz „chowanego”. Pewnego razu, gdy bawiliśmy się w stodole, biegnący Olek zranił się o przednią część drewnianego wozu, która nazywała się synkiel. Była to oś kół, nie wiem czym, ale była czymś nasmarowana. Krwawił mocno. Trwała wojna, Żydom nie wolno było opuszczać Borzęcina, o lekarzu nie było mowy. Posłano po kobietę, którą nazywano Ciotką Kulisiową. Mieszkała za dzisiejszym Domem Ludowym. Opatrzyła ranę, wdało się jednak zakażenie zwane gangreną. Olek zmarł w domu. To mogło być w 1940, a może 1941 roku. Przyjechał po niego czarny karawan z Brzeska. Modlitwy odbywał się też w domu, trwały cały tydzień, przychodził nawet rabin popołudniami. Holokaust W lipcu 1942 r. rodzina Werbela wraz z wszystkimi Żydami została wywieziona chłopskim wozami na rozkaz Niemców do brzeskiego getta. Niemcy wobec wywożonych Żydów stosowali szantaż: jeżeli ktoś z rodziny nie pojedzie, to wszyscy zostaną rozstrzelani na miejscu. Sołtysi tak w Borzęcinie Dolnym jak i w Borzęcinie Górnym ogłosili na placach przykościelnych po niedzielnej mszy św. niemieckie zarządzenie odnośnie pozostawionego mienia pożydowskiego. Pod groźbą surowych kar zabroniono mieszkańcom Borzęcina przywłaszczania sobie pozostawionego majątku. Wspomina S. Duda: Po Wolfa Werbela przyjechał wozem drabiniastym chłop Tadeusz Giemza. Spakowano cały dobytek, łącznie z meblami. Miejscem zbornym był teren przed ówczesnym Urzędem Gminy. Tam granatowi policjanci dokonali wstępnej selekcji, rozkazując pozostawić m.in. szafy. Gdy ten tragiczny konwój skierował się w stronę Przyborowa, pozostawione mienie pożydowskie zostało spalone. Stłoczeni na małym obszarze Żydzi zamieszkali w Brzesku na terenie zwanym gettem. Jeżeli nawet przetrwali w getcie, to ostatecznie zostali wywiezieni ze stacji kolejowej Brzesko – Słotwina bydlęcymi wagonami do Obozu Zagłady w Bełżcu. Skarb pod jabłonką Stanisław Duda wspominał: Po wojnie brat mojego ojca zamieszkał w pożydowskim domu. Został on zakupiony legalnie przez ks. prof. Jana Czuja i ofiarowany rodzinie. W ogrodzie znajdował się niewielki sad. Ponieważ jabłonie były stare, wujek chciał je usunąć, aby nasadzić nowe. Ponieważ był inwalidą (prawą nogę stracił w I wojnie światowej na froncie italiańskim pod Piawą), sam nie był w stanie tej pracy wykonać. Tata wykopywał korzenie. Pod jedną z jabłoni łopata uderzyła w pobielany garnczek, może miał ze 3 litry pojemności. Szybko wyciągnęliśmy go. Okazało się, że są w nim srebrne przedwojenne 2 i 5 złotowe monety. Żona wujka zabrała je do domu. Kopaliśmy dalej, jednak niczego więcej nie było. W nocy jeden z sąsiadów zakradł się do domu i ukradł ten skarb. Srebrne monety świetnie odbijały się od lustra Uszwicy. Posłużyły mu do zabawy. Cóż, ów złodziej Jasiek był niespełna rozumu. Chodzili później ludzie po dnie koryta rzeki, zabierając połyskujące w słońcu srebrne monety. Przywracając pamięć Dzisiaj nic już nie pozostało po bezpowrotnie odeszłym w niepamięć świecie. Wspomnienia są ułamkiem tamtej rzeczywistości, która została unicestwiona ostatecznie w Obozie Zagłady w Bełżcu. W Jad Waszem (Instytucie Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu) w Jerozolimie, znajdują się zeznania dot. śmierci Wolfa i Racheli (Reginy) złożone przez jej bratanka (siostrzeńca Max Sattlera) w dniu 5 maja 1993 r., mieszkającego w USA. Link do oryginałów zeznań (w języku angielskim) Wolfa Werbela tutaj » i jego żony Reginy Werbel tutaj ». Tłumaczenie: Werbel Wolf, dane osobowe rodziców nieznane, żonaty, żona Regina z domu Sattler, mieszkaniec Brzeska, podczas wojny był w Brzesku, zmarły w 1942 roku. Miejsce i okoliczności śmierci nieznane. Werbel Regina z domu Sattler, urodzona w Brzesku w 1890 roku (?), imię ojca Oizer, imię i nazwisko panieńskie matki nieznane, zamężna, mąż Wolf, podczas wojny była w Brzesku, zmarła w 1942 roku. Miejsce i okoliczności śmierci nieznane. Domniemywa się, że oboje zostali zamordowani i są ofiarami zagłady Żydów podczas II wojny światowej. Lucjan Kołodziejski
|