„Tu i teraz”
(Okiem Zofii Mantyki)
2019-07-14
Okiem Zofii Mantyki „Tu i teraz” Co by nie powiedzieć, liczy się tylko to, co jest tu i teraz. Żyjemy teraźniejszością, przeszłość przeszła i już nie wróci. W miarę upływającego czasu fakty przestają być faktami, pozostaje wyłącznie ich interpretacja. Najwiarygodniej udokumentowany opis historycznych zdarzeń to mniej lub bardziej porozlewane bajoro opinii. Malarz usiłuje przekazać obraz świata jaki sam widzi, a okulista stara się umożliwić widzenie świata takim, jakim jest. Pisarze, kronikarze i inni historycy to pracowicie zafrasowani malarze ilustrujący dzieje świata. D. Hockney uważa, że: „Aparat fotograficzny widzi w zgodzie z zasadami geometrii, ale człowiek… psychologii”. No i proszę, a to ci historia z tą… Historią. Poza dzisiejszym „tu i teraz” pewne jest, iż nic nie jest pewne. Pozostają jedynie „ślady stopy na piasku czasu”. A i sama rzeczywistość to wielce grząskie pojęcie uzależnione od subiektywizmu obserwatora, bo rzeczywistość tkwi w jego… umyśle. Opinie budujemy w oparciu o opinie przekazane przez innych, a ich wiarygodność jest… jaka jest. Nie mamy nawet pewności co do opisu współczesnych zdarzeń, a cóż dopiero z wiarą w wiarygodność relacji sprzed lat? Chcąc nie chcąc, jesteśmy zdani na przyjęcie interpretacji uznanych przez innych. Co wiemy na pewno? Pozostaje intuicja i wiara. A „z życiem – jak powiedział był kiedyś Bismarck – jest tak jak z wizytą u dentysty, wydaje się że najgorsze przed nami, gdy już dawno jest po wszystkim”. No i pięknie, tylko co z tego? A no to, że może warto mieć pewien dystans do tego, co było. Może niekoniecznie też trzeba się nadmiernie martwić o przyszłość. Z tego quasi-pragmatycznego założenia wychodzą wszelkiej maści populiści. Dla nich liczy się tylko tu i teraz. Podnoszone przestrogi o możliwej katastrofie finansów państwa kierowane do ludzi, którzy są suto obdarowywani zasiłkowymi prezentami, brzmią równie przekonywująco jak straszenie ich ekologicznym zagrożeniem. Teraz jest ponoć byczo, a ma być… o wiele bardziej. Gęgania mądralińskich ekonomistów przypominają w swej klarowności odpowiedź na pytanie: „A czym też się różni wróbelek? Otóż tym, że ma jedną nóżkę bardziej!” No i tak są traktowane. Co to konia obchodzi, że woźnica jest pijany. W końcu mandat zapłaci woźnica. Niby tak, ale podczas katastrofy najpewniej to koń zginie. Dla konia jest ważne, aby miał pełny obrok i w miarę lekki wóz. Dla niego liczy się tu i teraz. Na nic kasandryczne zawodzenia, gdy biesiadna uczta trwa w najlepsze. Cóż z tego, że dotychczasowe wyrzeczenia w jakiejś mierze były w imię przyszłych pokoleń, teraz to nieważne i nikt się o tym nawet nie zająknie. Polacy, podobnie jak w PRL-u, zostali przekonani, że ich los nie jest w ich własnych rękach, ale w rękach państwa, które ma ich sowicie zabezpieczać. Po okresach błędów i wypaczeń przychodzi czas na zbawienne katharsis. Dopieszczany wyborca nie akceptuje już języka wyrzeczeń, stąd szalona licytacja socjalnych obiecanek. W pomnikowym stwierdzeniu „aby było więcej pieniędzy w budżecie wystarczy nie kraść” zawarte jest niestety tylko pół prawdy. To jest tak jak z tą szklanką do połowy pełną i w połowie pustą. Nie czarujmy się, ale obok sukcesu z uszczelnieniem podatków rozdawane są zasoby uzbierane z mozołem przez ostatnie trzydzieści lat. Dla starszego pokolenia to jest miłe, że będąc w wieku senioralnym zostali zaproszeni do konsumpcyjnego stołu, bez kłopotliwego zatroskania o przyszłość. Rywalizujący politycy zachowują się podobnie jak „dziewczynka z Bartoszyc”, która zabrała z domu pieniądze rodziców i dała napotkanemu na ulicy… „potrzebującemu”. Kolejne hojne pieniężne donacje podkręcają roszczeniowość tak dalece, że nie pozostaje już nic innego jak przypomnieć towarzysza „Wiesława”, który w 1956 roku błyskotliwie raczył był zauważyć „Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy krok do przodu”. Jakże odkrywcze było też stwierdzenie wiekopomnego reformatora państwa, E. Gierka: „My tak samo jak i wy jesteśmy ulepieni z tej samej gliny”. Suweren lubi i ceni takie szczere podejście. Dziesiątki miliardów rozdawane na kluczowy elektorat i budowanie mirażu, że niebawem będziemy syci jak – nie przymierzając – ci na zachód od Odry, to gigantyczna inwestycja w oczekiwane wyniki wyborcze. Zwłaszcza, gdy nie są to czcze obietnice, a konkret w postaci żywej gotówki do ręki – tu i teraz. Jest oczywistą oczywistością, że taka osobliwa „lokata kapitału” powinna przynieść oczekiwany rezultat, a co potem? Się zobaczy. Hulaj dusza, Boga nie ma, a studnia jest… bez dna. Mój zacny sąsiad, który z racji wieku też jest beneficjentem owych społecznych transferów, konstatuje jowialnie. »Mnie już nic nie jest w stanie zaskoczyć. Partie prawicowe rozdają pieniądze, lewicowe bronią reguł ekonomii, liberalne walczą o konserwatywne zasady, a konserwatywne lansują egalitaryzm. To nie „kiełbasa wyborcza”, to… pędząca jak tsunami socjalna rewolucja. Konia z rzędem temu, kto cokolwiek z tego jeszcze rozumie. Przypominam sobie przestrogi udzielane mi przez mojego śp. stryja, aby podczas upojnej zabawy, przy piciu gorzałki, psuciu dziewuch i szastaniu pieniędzmi na lewo i prawo pamiętać, że im bardziej szampańska zabawa jest, tym boleśniejszy będzie kac«. No właśnie – kiedy przyjdzie ów kac? Pytanie nie brzmi „Czy przyjdzie?”, bo to jest niestety nieuniknione, każda najprężniej funkcjonująca gospodarka przeżywa ekonomiczne cykle. Rozległość kaca i jego konsekwencje są proporcjonalne do rozbudzonych oczekiwań. Po epoce cudownej „prosperity” towarzysza Gierka z jego „– Pomożecie? – Pomożemy!” powstała „Solidarność” i w efekcie… stan wojenny. Niestety, ale sympatyczne „tu i teraz” zawsze kiedyś się kończy. Może warto podumać nad opinią, którą uparcie głosi mój sąsiad, pozwolę sobie jeszcze raz go zacytować: »Widzisz, z ludźmi jest jak z kochanką – im bardziej ją rozmarzysz i uzależnisz, to tym trudniej się od niej uwolnić. A porzucona zemści się na tobie okrutnie. Zwłaszcza, gdy traktowałeś ją zgodnie z powiedzonkiem „Wiesz, jako siła to ona jest dupa, a jako dupa to ona jest siła”. Najbardziej ekstremalnie reagują ci, którzy zaufali, pokochali i dali się uwieść, a nie mogąc się pogodzić z tym, co się nagle stało – czują się oszukani i wykorzystani. Intrygujące jest stwierdzenie urodzonego w Borzęcinie syna kierownika poczty, S. Mrożka: „Większość jest głupia. Im większa jest większość, tym głupsza.” Jest to raczej mało popularna myśl wśród tych, którzy niekoniecznie łatwo odróżniają Mrożka od mandryla.« Zdaniem R. Lipko i A. Mogielnickiego „Nic nie może wiecznie trwać”, a zaśpiewała to kiedyś A. Jantar: „Znajomy adres, te same schody I nagły przestrach u drzwi A może to wszystko się śni Zwyczajne kwiaty na parapecie, Po kątach też zwykły kurz A jeśli to przepadło już Lęk, głuchy lęk na dnie skryty gdzieś Wtedy dziwisz się, że tak kocham nieprzytomnie Jakby zaraz świat miał się skończyć Kiedy pytasz mnie: czemu rzucam się jak w ogień Wprost w ramiona twe, myślę sobie Nic nie może przecież wiecznie trwać Co zesłał los trzeba będzie stracić Nic nie może przecież wiecznie trwać Za miłość też przyjdzie kiedyś nam zapłacić I tylko cisza, i nasze ręce i myśl koląca jak cierń A jeśli tak naprawdę jest Wtedy dziwisz się, że tak kocham nieprzytomnie Jakby zaraz świat miał się skończyć Kiedy pytasz mnie: czemu rzucam się jak w ogień Wprost w ramiona twe, myślę sobie Nic nie może przecież wiecznie trwać Co zesłał los trzeba będzie stracić Nic nie może przecież wiecznie trwać Za miłość też przyjdzie nam zapłacić Nic nie może przecież wiecznie trwać Co zesłał los trzeba będzie stracić Nic nie może przecież wiecznie trwać Co zesłał los trzeba będzie stracić” Ryszard Ożóg
|