„I cóż z tego?”
(Okiem Zofii Mantyki)
2019-07-31
Okiem Zofii Mantyki „I cóż z tego?” Zupełnie nie mam pojęcia, jak to się stało, ale to… setny felieton na gościnnym portalu „Za wielką wodą”. Coś, co miało być incydentalnym wygłupem – jak każda prowizorka – trwa na tyle długo, że niczym gargantuiczny chwast ogrodowy wrosło w piętnastolecie istnienia portalu. Dobrotliwy administrator – być może lekko przygryzając wargi – cierpliwie te grafomańskie bazgroły toleruje. Przyznać muszę, że przez minione lata nie zdarzyło się, by kiedykolwiek ingerował w teksty, które mu wysyłałem. Mam świadomość, że w wielu przypadkach nie podziela moich opinii, a niekiedy wręcz ma jaskrawo inne poglądy. A jednak postępuje w myśl zdania Evelyn Beatrice Hall – przypisywanego Wolterowi – „Nie zgadzam się z twoimi poglądami, ale po kres moich dni będę bronił twojego prawa do ich głoszenia”. Swoją drogą – przeleciało, cholera, „jak z bicza trzasnął”. I cóż z tego, że według filozofów poszukiwanie sensu istnienia powinno stanowić motywację w życiu człowieka. Ów sens jest unikatowy, każdy człowiek – chcąc nie chcąc – musi go sam wypełnić. Poza amnezją i śmiercią żadna amnestia nie uwolni od tego, co się doświadczyło, a słowa Nietzschego „Was mich nicht umbringt, macht mich stärker” (co cię nie zabije, to cię wzmocni) mogą sprawić, iż ten kto zdecydował, że wie, dlaczego żyje, przestaje się troszczyć o to, jak żyje. Ilość ludzi, którzy zadręczają się egzystencjalnymi rozważaniami nie jest przesadnie wielka. Jeszcze mniej jest takich, którzy uważają, iż "stado nie jest atrakcyjne nawet wówczas, gdy… idzie za tobą". Większość zadowala się receptami na życie hodującymi „stada papug podrabiających głos swego pana”, które oszołomione wierzą, że… niosą pochodnię „wolności i niezależności”. Otrzymując od losu bilet na podróż ścieżkami życia, podróżujemy klasą ekonomiczną, niektórzy klasą biznes, a większość drepcze przez życie… „na butach”. Dlaczego tak jest? Dlaczego ktoś się rodzi – jeśli pozwolą mu się urodzić – w zamożnej rodzinie, w rozwiniętym państwie, w heurystycznym otoczeniu, a inni wręcz przeciwnie? Dlaczego jedni są zdolni, bystrzy, długo zdrowi, a inni cherlawi, ułomni, dramatycznie krótko żyjący? Klarownej odpowiedzi na takie brzydkie pytania próżno szukać w uczonych księgach. Nawet religie stanowiące algorytmy na przykładne odbycie podróży przez życie – w tej kwestii – wydają się być jakby nieco zagubione. No chyba, że podzielamy pogląd rzymskiego pisarza Plauta – „Quem di diligunt, adolescens moritu". („Kogo bogowie ukochali, umiera młodo”). Ot proza i… poezja życia. W definiowaniu sensu istnienia najwybitniejsi myśliciele, dorabiając sztubackie wytrychy, niezdarnie usiłują otworzyć skarbiec scjentystycznego silva rerum. Poczciwe bajki zaczynające się słowami „za siedmioma górami i za siedmioma lasami (…)”, po fabule – poświęconej pokonywaniu przez bohaterów mniej lub bardziej upiornych opresji – najczęściej kończą się sakramentalnym… „a wziąwszy ślub żyli długo i szczęśliwie”. Może właśnie tak powinna wyglądać oczekiwana kwintesencja życia? Mantyczący dziwacy wysuwają oczywiście listę wątpliwości: Czyż ci, którzy nie zawierają związków małżeńskich, nie mogą żyć „długo i szczęśliwie”? Zaraz, zaraz, a co to w ogóle znaczy szczęśliwie, czyli niby jak? Najzabawniejsze jest to, że część ludzi żyjących w związkach małżeńskich zazdrości tym „stanu wolnego”, a single cichcem rozmyślają o stabilizacji. Czym zatem jest nasze życie i po co żyjemy? Dla przedstawicieli fauny celem istnienia jest przekazanie życia potomstwu i aby to zrealizować odbywają liczące tysiące kilometrów niesamowite eskapady. A co z Homo sapiens, jaki ma priorytet? To niespecjalnie odkrywcze, że być może jest… całkiem podobnie?! Co człowieka napędza do działania? Głównym „paliwem sprawczym” jest popęd i wcale nie chodzi tu o „wektorową wielkość fizyczną, charakteryzującą działanie siły w pewnym przedziale czasu”. Pamiętne słowa Maksa, bohatera „Seksmisji”: „Chłopa wam trzeba… sfiksowałyście, boście chłopa dawno nie miały” zdają się trafiać w samo sedno. Większość poczynań dyktowana jest chęcią zdobycia partnera, służą temu pieniądze, władza, sznyt, stroje – to narzędzia umożliwiające zwrócenie na siebie uwagi w rywalizacji z konkurentami. Atawistyczne, psychiczne pobudzenie motywuje i popycha do określonych zachowań. Jesteśmy częścią natury, o czym nie chcemy pamiętać, usiłując ją przechytrzyć. Kolejne naukowe „odkrycia”, nazywane dumnie „cywilizacyjnym rozwojem”, ekspansywnie burzą ustalony porządek natury. Paradoksalnie więc im więcej „wiemy” – „modyfikując” prawa natury – tym coraz bliżej nam do… czarnej dziury czasoprzestrzeni. Zatraceni w swej pysze, obserwując zachowania zwierząt, kiwamy z politowaniem głową nad ich bezradną „bezrozumnością”. Osobliwie z rozumieniem świata jest trochę tak, jak – nie przymierzając – ze zrozumieniem polskiej politycznej opozycji, która jest w opozycji nawet do… opozycji, stąd ukute określenie „totalna” pasuje do niej jak ulał. Tymczasem krople czasu kapią sobie, kap, kap – mając za nic ludzkie rozterki i to bez względu na to, czy rzecz się dzieje na wytwornym Manhattanie, czy w niemniej wytwornych Mąchocicach Dolnych. Może więc trzeba pojechać sobie, powiedzmy do… Myślenic czy Przemyśla, aby to przemyśleć. „Mądrość to nie to, co wiesz, lecz to, co zrobisz z tym, co wiesz”. Czy należy żyć jak Sara i Tobiasz? Tak na dobrą sprawę – co człowiek po sobie pozostawia? Bardzo niewiele lub zgoła nic. Poza przekazanym kodem genetycznym dzieciom, które w sztafecie pokoleń być może przekażą go dalej, większość nie pozostawia nic… istotnego. To smutne, ale nawet po stosunkowo wybitnych jednostkach wspomnienia płowieją i odchodzą w niepamięć. Bogdan Chorążuk z Tadeuszem Woźniakiem widzą to tak: „A kiedy przyjdzie także po mnie Zegarmistrz światła purpurowy By mi zabełtać błękit w głowie To będę jasny i gotowy Spłyną przeze mnie dni na przestrzał Zgasną podłogi i powietrza Na wszystko jeszcze raz popatrzę I pójdę nie wiem gdzie – na zawsze.” Mój sąsiad – jak to on – ma swoje oryginalne zdanie na owe – jak je nazywa – „ontologiczne westchnienia”. »I cóż z tego, że poszukiwanie sensu jest pozbawione sensu, a znalezienie odpowiedzi na pytanie o sens istnienia splecione jest gordyjskim węzłem z dylematem „co było pierwsze, jajko czy kura?” Debatują nad nim niestrudzenie wybitne autorytety naukowe, choćby z Uniwersytetów Sheffield i Warwick i co? I nic. W patowym zaułku z pomocą przychodzą im wesołkowaci jegomoście, tacy jak zmarły przed trzema laty Grzegorz Lewkowicz, autor przepysznych „Fraszek sentencjaszek”. A ujął to był tak: „Co było pierwsze? Co było pierwsze, jajko czy kura? – nikt odpowiedzi nie znał akurat. W końcu została prawda wykluta... – kura powstała z żebra koguta.” No i właśnie, dla chrześcijan i osób wyznania mojżeszowego nie ma problemu w rozwiązaniu owej zagadki. W Księdze Rodzaju Starego Testamentu wersy 20, 21 i 22 brzmią: „20 Potem Bóg rzekł: «Niechaj się zaroją wody od roju istot żywych, a ptactwo niechaj lata nad ziemią, pod sklepieniem nieba!» 21 Tak stworzył Bóg wielkie potwory morskie i wszelkiego rodzaju pływające istoty żywe, którymi zaroiły się wody, oraz wszelkie ptactwo skrzydlate różnego rodzaju. Bóg widząc, że były dobre, 22 pobłogosławił je tymi słowami: «Bądźcie płodne i mnóżcie się, abyście zapełniały wody morskie, a ptactwo niechaj się rozmnaża na ziemi»”. Święty dla tych religii tekst dość jasno wskazuje, że na początku była kura i… kogut. W daleko gorszym położeniu znajdują się agnostycy czy ateiści, ci zmuszeni są poszukiwać odpowiedzi, które ma im dać nauka, albo… koniec żywota. Prawdopodobieństwo, iż nauka rozstrzygnie to wcześniej, nie jest jakoś specjalnie duże. Świadomość, że wszyscy cierpimy na „chorobę terminalną” i przedzieranie się przez chaszcze życia trwa tylko przez okamgnienie jest średnio motywująca. Czy zatem istotnie nie ma sensu poszukiwać jego sensu? Dalibóg, jeśli mielibyśmy żyć przede wszystkim w celu przekazania życia, to wiesz co? Jako porąbany burdubasta… pojadę do tego twojego Przemyśla, usiądę na ławeczce obok Szwejka, aby ten „taniec na wulkanie” kolejny raz sobie przemyśleć i może zanucić fragment piosenki „Až to se mnu sekne” Jaromira Nohavicy« „Gdy ubiorę mój garnitur czarny i lakierki cacy gdy skapuje moja stara że to wcale nie do pracy kiedy ruszą zasmuconych żałobników ławy od mostu Sikory do śląskiej Ostrawy gdy kitę odwalę będzie wspaniale kiedy odwalę kitę to będzie wspaniałe i znakomite” Życie człowieka to kazuistyczny dramat podejmowania decyzji. Posłuchać Lady Makbet i dla niej zabić króla Dunkana, czy słuchając sumienia oszczędzić starego władcę Szkocji? Ulec czarującej Salome, córce Herodiady i kazać ściąć Jana Chrzciciela, czy jednak nie? Decyzje są wynikiem podpowiedzi konglomeratu psychicznych uwarunkowań „świadomej nieświadomości”. Teologie przekonują, że wieczne zbawienie lub potępienie zależy od dokonania właściwego wyboru. A co z wizją życia, gdy słuchamy podpowiedzi sztucznej inteligencji? Mapy Google już decydują, w którą stronę skręcić na skrzyżowaniu, zaczynamy wybierać studia, pracę, żonę czy męża w oparciu o awangardowe algorytmy. Klasyczna ekonomia, kultura, czy „demokratyczne” wybory zaczynają tracić znaczenie, podobnie jak i „staromodne” religie. Sztuczna inteligencja wyręcza i zastępuje indywidualne myślenie. Stado papug zostaje nowocześnie „ułożone” tak, aby nie wypsnął się jakiś głupawy dysydencki pomysł z wyrywaniem sobie własnych piór. Metamorfoza zaiste niezwykła. I cóż z tego? Ryszard Ożóg
|