Kłopoty podróżnych korzystających z usług mysłowickiej firmy
(Gazeta Wyborcza - Anna Malinowska )
2006-01-10
Pasażerowie z całego kraju usiłują odzyskać pieniądze od firmy Interglobus Reisen za przejazdy autobusowe, których nie było. Choć sprawą zajmuje się policja i prokuratura, nie przeszkadza to spólce nadal oferować zagranicznych wyjazdów
Marcin Bieda z Bielska-Białej we wrześniu zeszłego roku chciał wrócić z Anglii do kraju. Bilety wspólnie z dziewczyną kupili u mysłowickiego przewoźnika. Autobus jednak nie pojawił się. - Musieliśmy sami organizować sobie powrót - wspomina Marcin. - Jednak do tej pory, mimo wielu obietnic i zapewnień, Interglobus Reisen nie oddał nam pieniędzy za bilety na autobus widmo.
W podobnej sytuacji jest kilkanaście osób z całego kraju. - Od października nie mogę doprosić się pieniędzy - mówi Marcin Dereń z Nowej Sarzyny (Podkarpackie). - Firma zalega mnie i dwójce znajomych prawie tysiąc złotych. Kwota może nie jest porażająca, ale porażająca jest bezczelność pracowników firmy. Ostatnio usłyszałem, że zaległe pieniądze zostały mi już przesłane.
Wszyscy poszkodowani podkreślają, że przewoźnik nawet nie próbował wytłumaczyć, dlaczego autobusy nie podjechały w umówione miejsce o ustalonej porze. - Nie dojeżdżały, bo Interglobus zalegał firmom, które wynajmował! - denerwuje się Bogdan Zelek, właściciel firmy transportowej z Brzeska, woj. małopolskie. Okazuje się, że Interglobus Reisen nie ma własnych autokarów, tylko dzierżawi je od innych przewoźników. Jednym z nich był właśnie Zelek, który od ponad pół roku czeka na wypłatę blisko 50 tys. zł. W podobnej sytuacji są inne firmy, które pracowały dla Interglobusu. - Nie wysyłaliśmy autobusów, bo Interglobus nie płacił. Z przejazdami z Londynu był dodatkowy problem, bo mysłowicka firma nie miała pozwolenia na odbieranie pasażerów z dworca autobusowego. Kierowcy parkowali gdzieś w okolicy i szukali pasażerów - wspomina Zelek.
- W sprawie działalności Interglobusu prowadzimy dochodzenie. Na razie nie chcemy ujawniać szczegółów - mówi Piotr Wójciak, rzecznik brzeskiej policji. Spółką interesuje się także Prokuratura Rejonowa w Bochni. - Dochodzenie prowadzone jest w sprawie oszustwa jednego z przewoźników - usłyszeliśmy w prokuraturze.
- To jakaś dziwna historia - tłumaczy Tomasz Lipus, właściciel Interglobusu. - Ktoś, kto opowiada takie historie, próbuje mi tylko szkodzić. To działanie konkurencji! Pan Marcin Bieda na przykład dostał ode mnie zwrot pieniędzy dawno temu, a ostatnio kontaktował się ze mną, żeby złożyć życzenia na święta.
Student z Bielska jest oburzony. - To sprawa dla prokuratury - kwituje.
- Oszukiwaniem podróżnych prokuratura może zająć się z urzędu - mówi Tomasz Tadla, rzecznik katowickiej Prokuratury Okręgowej. - Może się tak stać, nawet jeśli nie zgłoszą się pokrzywdzeni. Trzeba po prostu ustalić, czy firma działając w ten sposób, popełniła przestępstwo.
Skargi na spółkę z Mysłowic dotarły już do Urzędu Wojewódzkiego. - Firma Interglobus nie jest biurem podróży, a przewoźnikiem, więc podlega Ministerstwu Transportu i Budownictwa. Tam też przesłaliśmy wszystkie skargi pasażerów - przyznaje Tomasz Stempelski, dyrektor wydziału promocji regionu, turystyki i sportu UW.
Niestety, urzędnicy z ministerstwa nie potrafili nam wczoraj wyjaśnić, co się stało ze skargami poszkodowanych pasażerów. Obiecali jednak to ustalić.
|