„I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”
(Okiem Zofii Mantyki)
2019-12-23
Okiem Zofii Mantyki „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” Adwent jest okresem radosnego oczekiwania, niezmiernie łatwo to dostrzec, bowiem manifestuje się świetnymi, świetlnymi iluminacjami i wzmożonymi zakupami. Żyjemy w czasach, gdy nie sposób się obejść bez rzeczy, o których nasi dziadkowie nawet nie marzyli. Od dawien dawna trwa walka o to, by „mieć miedź”. Świry pitolące, że ważniejsze jest jednak by… być, czasem z czasem dorastają. Pewien narcystyczny polityk – wcale nie góral, któremu wszystko się z jednym kojarzy – chcąc zabłysnąć facecją, spłodził był obsceniczny bon mot, że mężczyznę poznaje się po tym… jak kończy. Ludziska, na wyboistej ścieżce życia, co rusz wdeptują w grzęzawiska kłopotów, żywiąc jednak nadzieję, że może koniec nie będzie równie koszmarny. W życiu jest jak na lodowisku, regularnie pierze się zadkiem o lód, a lodowisko to „lądowisko” specyficznie figlarne. Nie dość, że człowiek przykro się potłucze, to jeszcze trudno się podnieść. Co lepsze – koszmarny koniec czy koszmary bez końca? Niby i to kusi, i to nęci pamiętając, że to co się dobrze zaczyna, nierzadko źle się kończy. Pierwszy kawalerzysta Rzeczpospolitej, dosiadając ulubionej „Kasztanki”, z ułańską fantazją mówił: „racja jest jak dupa, każdy ma swoją”. Życia nie projektują nam dyktatorzy mody, ale zupełnie inni milusie, a historia ludzkości to dość ponury spektakl i często dochodzi do twardej konfrontacji racji z lodowiskiem. I cóż z tego, że nie chcesz bliźniemu czynić krzywdy, nie da rady, nie schowasz się – musisz nienawidzić, a nawet i zabijać. Cecylia Ahern pisze – „Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie tam, gdzie się zatrzymasz, dopadnie Cię Twoje życie”. Koszmar wynika stąd, że w przymuszanie do wzajemnej nienawiści skwapliwie wprzęgnięto religie. Zabijamy się od tysięcy lat, szalbierczo powołując się na „imię i wolę Boga”, a starotestamentowa zasada „oko za oko, ząb za ząb” wyniesiona z prawa talionu kodeksu Hammurabiego – znajduje gorliwych kontynuatorów. Od beztroskich, jaskiniowych dysput maczugami z upływem lat wspaniale udoskonalają się rodzaje maczug i techniki zabijania. Czy istotnie zostaliśmy stworzeni dla miłości do Boga i ludzi czy do zawiści, nienawiści i przemocy? Pytanie to wcale nie wydaje się retoryczne. Mój sąsiad posiadający nielichy zasób wolnego czasu, swawolnie go marnotrawi, oglądając filmy na Netflixie. Poruszył go serial „Fauda”, obrazujący atawistyczną nienawiść, trawiącą Żydów i Arabów. Okrutne, terrorystyczne zamachy i mściwa wendeta, dosłownie kipią… „pobożną” nienawiścią. Filmowi bohaterowie z Hamasu i Mosadu czcząc Boga wierzą, że wydatnie im pomaga w unicestwianiu przeciwnika. Szukanie wroga i dzielenie ludzi to sprawdzony sposób na zdobycie i posiadanie władzy. Politycy, niczym pokraczny epuzer, uwodzą wmawiając, że wszelkie zło pochodzi od * i tu należy wstawić odpowiednią, dobraną grupę ludzi. Sąsiad nie może zrozumieć, dlaczego ludzie nie chcą i nie potrafią przebaczać sobie wzajemnych uraz, a słowa Modlitwy Pańskiej – „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” – traktują jak nic nieznaczący slogan. Ten zramolały dziwak hołduje słowom Marka Twaina „Staraj się tak żyć, by w chwili śmierci żałował cię nawet właściciel zakładu pogrzebowego.” Na wieść o radosnym, „węglowym” sukcesie, wyłazi ze mnie oślizgle mantycząca wiedźma, niemogąca ni jak pojąć, jak to możliwe, że jako jedyni w Europie nie musimy zawracać sobie głowy stanem środowiska?! Musimy być niedościgłymi geniuszami negocjacji, skoro „ni z gruszki, ni z pietruszki”, ot tak dostaliśmy ów „trojański prezent” od bezdusznych, unijnych biurokratów. To na pewno nie jest – jak nikczemnie bredzą niektórzy – efekt zakulisowych wpływów Rosji. Na ile restrykcyjna polityka klimatyczna uderzyłaby w jej interesy, blokując choćby import węgla do Polski, kto w takie bzdety wierzyć może? Odniesiony tryumf skutecznie oddala plany wykorzystania amerykańskiej technologii pozyskiwania energii z atomu, co zapewne nie smuci naszych sąsiadów. Kolejny raz staniemy się samotną „zieloną wyspą” w Europie i wokół mlaskać będą z zazdrości. Milutki smog oplecie nas swym rześkim woalem, kojąco tuląc do snu, co może frasować jedynie porąbanych zielonych lewaków. Przecież owe blisko pięćdziesiąt tysięcy zgonów rocznie trzebi tylko ich szeregi, bo to zgniłki i słabeusze są. Rosnąca – niejako okazjonalnie – ilość zejść „zusowskich stypendystów” stanowi jakże subtelną eutanazję, poprawiając kondycję budżetu ZUS-u i to jest bezdyskusyjny sukces. Wydumany – rzekomo śmiercionośny – smog w żadnej mierze nie szkodzi prawdziwym… polskim twardzielom. Trawestując tekst Agnieszki Osieckiej, można zanucić piosenkę o prawdziwych Cyganach, których szczęśliwie już nie ma. W odróżnieniu od cyganów, którzy mają się świetnie „Dawne życie poszło w dal. Dziś na zimę zbędny szal, tylko dzieci, tylko wnuków, tylko dzieci, tylko wnuków żal.” Zamiast lansowanej w telewizji, wytwornie zaskakującej „Patointeligencji” niejakiego Maty, leciwy tekst Tuwima – „Do prostego człowieka”. Gdy znów do murów klajstrem świeżym Przylepiać zaczną obwieszczenia, Gdy "do ludności", "do żołnierzy" Na alarm czarny druk uderzy I byle drab, i byle szczeniak W odwieczne kłamstwo ich uwierzy, Że trzeba iść i z armat walić, Mordować, grabić, truć i palić; Gdy zaczną na tysięczną modłę Ojczyznę szarpać deklinacją I łudzić kolorowym godłem, I judzić "historyczną racją", O piędzi, chwale i rubieży, O ojcach, dziadach i sztandarach, O bohaterach i ofiarach; Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin Pobłogosławić twój karabin, Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba, Że za ojczyznę - bić się trzeba; Kiedy rozścierwi się, rozchami Wrzask liter pierwszych stron dzienników, A stado dzikich bab - kwiatami Obrzucać zacznie "żołnierzyków". - - O, przyjacielu nieuczony, Mój bliźni z tej czy innej ziemi! Wiedz, że na trwogę biją w dzwony Króle z panami brzuchatemi; Wiedz, że to bujda, granda zwykła, Gdy ci wołają: "Broń na ramię!", Że im gdzieś nafta z ziemi sikła I obrodziła dolarami; Że coś im w bankach nie sztymuje, Że gdzieś zwęszyli kasy pełne Lub upatrzyły tłuste szuje Cło jakieś grubsze na bawełnę. Rżnij karabinem w bruk ulicy! Twoja jest krew, a ich jest nafta! I od stolicy do stolicy Zawołaj broniąc swej krwawicy: "Bujać - to my, panowie szlachta!" Ryszard Ożóg
|