Ciała rosną wolno, a umierają szybko
(Okiem Zofii Mantyki)
2020-03-17
Okiem Zofii Mantyki Ciała rosną wolno, a umierają szybko Spotkałem się z sugestią, aby gryzmolone przeze mnie wypociny „przyozdobić” facjatą. Zmarszczki, które mam na gębie – mówiąc wprost - to już nie zmarszczki, a „szkody górnicze”, aparycja - oględnie pisząc – dość przykra, przypominająca wyleniałego skunksa, wzrost takoż nikczemny, zatem symbioza z tekstem pełna. Mocno przejrzała „uroda” dość fikuśnie koresponduje z bazgranymi głupawkami. Jako gaworzący starzec jestem z tymi obciachowymi gniotami co nieco zrośnięty i zdjęcie stanowiłoby jedynie uzupełniający gmerk. Mój sąsiad zauważył dobrodusznie: „Na zdjęciu to najlepiej byś wyszedł… gdybyś z niego wyszedł, ale jeśli zabukowałeś sobie rolę błazna, to możesz nią swawolnie dysponować.” Ze zdaniem sąsiadów należy się liczyć. Mój niedawno zmarły szwagier nie miał pojęcia, iż jego „przyszywany” krewny pozwala sobie na felietonowe wygłupy. Gdyby o istnieniu tych elukubracji wiedział, to jako literaturoznawca spaliłby się biedak ze wstydu! Nie wiedział i już nigdy się nie dowie. No cóż, jesteśmy jacy jesteśmy i… robimy to, co robimy, absurdalnie dociekając – ile piasku jest w ile? „Zjeść ciastko i mieć ciastko” – to trafne powiedzenie Thomasa Howarda, który tak określał pokrętne działania Thomasa Cromwella – doradcy angielskiego króla Henryka VIII – architekta planu wyjścia Londynu spod kontroli Watykanu. Na ile mocno „Henia od Tudorów z Bożej łaski króla Anglii, Francji i Irlandii” uwierały watykańskie delikty, a na ile nieokiełzana chuć, to już zgoła odmienna kwestia. Ów „cnotliwy Henio” jako posesor tytułu „Obrońcy wiary” nadanego mu przez papieża, doprowadził do rozłamu z Kościołem rzymskokatolickim, a przy okazji troskliwie skonfiskował klasztory. Sześciokrotnie zawierał małżeństwa, a „w imię prawdy” skazywał na ścięcie swe „wiarołomne” małżonki. Ustanowił przy tym strzeliste akty prawne - przeciw sodomii czy „wywoływaniu i wyczarowywaniu złych duchów”. Zmarł poczciwiec z… „braku ruchu”, cierpiąc na podagrę, nadwagę i syfilis. Jak widać, Anglicy muszą – od czasu do czasu z wielkim hukiem – z czegoś wystąpić. Dzisiejszy brexit nie jest więc czymś nadzwyczaj wyjątkowym. Ciekawe czy grasujący obecnie wirus doceni ich wielce oryginalną odrębność i potraktuje wyspiarzy nieco oględniej? „Zjeść ciastko i mieć ciastko” zapragnął takoż i nasz uroczo wyrywny Demostenes, który – jak sam mówi – „cały czas się uczy”. Jego „troskliwe” wizyty w szpitalach to błogi balsam, regenerujący kłopoty służby zdrowia. Tworząc hitchcockowską dramaturgię przy ustawie ofiarującej dwa miliardy złociszów na telewizję – wykonał czarujący zajstep i kontrę jednocześnie. Kolejny raz – jak przystało na mężnego męża stanu – pokazał, że… jest nieugięty niczym auksetyk, a podczas butnych filipik, którymi nas nieustannie raczy, nikt i nic nie jest w stanie utrzymać go w ryzach. Spektakularnie odwołując prezesa telewizji… podkreślono jego sukcesy. Inna sprawa, że misja pełniona przez TVP jest tak czysta i szlachetna, że przy niej to Dziewica Orleańska jawić się może jako pospolita dziewka. Telewizja „publiczna” to wielka narodowa sprawa, stanowiąca kordegardę i „wartość samą w sobie”. Wpływy z reklam nie odbiegają od tych, którymi dysponują stacje komercyjne, a rosnące wpływy z abonamentu świadczą o popularności TVP. Wiadomo – „co tanie, to drogie”. Trawestując klasyka – „Te pieniądze się telewizji po prostu należały!”. W radiowej „Trójce”, której od ponad pół wieku słucham, kolejne czystki, walka z wirusem przebiega tu nader sprawnie. Ostatni zagubieni Mohikanie ledwie zipią i poziom rozgłośni skwapliwie dostosowywany jest do standardów mediów publicznych. Tolerowanie epigonów pokroju Wojciecha Manna to było paskudne niedopatrzenie. Nie można przymykać oczu na zawirusowanych osobników odbiegających od jedynie słusznej linii. Elegancka wymiana kadr przypomina ambiwalentne kolokacje w rodzaju: „pijanego szypra kutra raz dręczyła myśl okrutna, facet myślał… że ma trypla, a to była… zwykła kiła.” No cóż, „Więcej jest rzeczy na niebie i na ziemi, niż się ich śniło waszym filozofom”. Świat dostał zadyszki, bo koronawirus kompletnie dezorganizuje nam życie. Sąsiad opowiedział mi dykteryjkę związaną z pandemią: „Pewien góral umierający w szpitalu poprosił lekarza, aby mu na karcie zgonu napisał, że umarł na… AIDS. Na pytanie lekarza – dlaczego? Góral rezolutnie odpowiedział - Panocku, będę sławny, bo nikt u nas na tego „adidasa” nie kipnął, a juści żaden frajer nie będzie się do mojej baby dobierał i już widzę miny tych, którzy się do niej wprzódy dobierali!” Na froncie walki z wirusem „dobra” wiadomość jest taka, że największe zagrożenie ponoć dotyczy ludzi starszych. Czy natura postanowiła uwolnić się od balastu emerytów obciążających świat swym jestestwem? „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie?”. Wygląda na to, że jedynie Pan Bóg raczy wiedzieć – co to będzie? Znając kondycję naszej służby zdrowia, trudno się nie bać. Ograniczenie kontaktów międzyludzkich być może wyhamuje lawinę zachorowań. Miejmy nadzieję, że politycy – na których mamy polegać, aby… nie polec – zrozumieli, że muszą doróść. Tworzyli dotąd barwny klan bezbarwnych, narcystycznych wesołków, ale zabawa się skończyła. Niektórzy nadal zdają się chodzić w dziecięcych w rajtuzach. Czasy szalejących epidemii: dżumy, ospy, tyfusu, cholery czy choćby grypy hiszpanki trafiły do lamusa. Przyrost ludności wzrasta i ni stąd, ni zowąd nagle… pojawił się z „odsieczą” sympatyczny wisus wirus, który niczym mizerykordia realizuje określone zadanie. Dla tropicieli teorii spiskowych otwiera się wdzięczne pole spekulacji. W Wuhan, gdzie wybiło źródło epidemii znajduje się nowoczesne laboratorium „Wuhan National Biosafety Laboratory”, pracujące nad najbardziej niebezpiecznymi patogenami, m.in. SARS i wirusem Eboli. W prestiżowym brytyjskim tygodniku naukowym „Nature Publishing Group” w 2017 roku ukazał się artykuł, w którym naukowcy ostrzegali, że wirus podobny do SARS może wydostać się… właśnie z tego laboratorium! Cóż za fascynująca koincydencja, koronawirus wykluł się akurat w tym mieście, podobno… mutując od zwierząt na „mokrym targowisku łuskowców”. Chiński miliarder Jack Ma, założyciel firmy e-commerce Alibaba specjalizującej się w najnowocześniejszych technologiach 5G w styczniu 2020 roku przekazał 100 milionów juanów chińskim naukowcom na stworzenie szczepionki, a teraz deklaruje pomoc Europie. Zastanawiająca jedność czasu, miejsca i akcji – jak w antycznym dramacie. A przeżywany dramat i panika są potężne, bo pycha homo sapiens zostaje wystawiona na poważną próbę, niestety życie płata niemiłe figle. Uwielbiany Donald – ten zza wielkiej wody – próbuje podkupić niemieckich naukowców pracujących nad szczepionką. Stare porzekadło brzmi: „człowiek planuje, a Pan Bóg się śmieje” i niestety ciała rosną wolno, a umierają szybko. Czyżby ludzkość stanęła na krawędzi? Czy jesteśmy świadkami katastroficznego filmu science fiction? Pożyjemy, zobaczymy – tyle tylko, że… niekoniecznie wszyscy. Miejmy nadzieję, że przetrwamy, nawet takie stare pierniki jak piszący te słowa. Po uprzednim starannym sporządzeniu testamentu – tak na wszelki wypadek – pozostaje nam spokojnie czekać na rozwój wydarzeń. Racjonalizm i wiara… w sens świata, a w szczególności poczucie humoru, to najskuteczniejsze antydepresanty. Zatem siedzimy sobie w salonie z sąsiadem i jak przystało na zdyscyplinowanych obywateli – a nasze roczniki tak mają – traktując kwarantannę z pełnym zrozumieniem, odkażamy się sumiennie zalecanymi przez wirusologów środkami – cokolwiek to znaczy. Pomimo lekkiej demencji pamiętamy o starych maksymach, że „co nas nie zabije, to nas wzmocni” i „jedyną rzeczą, której powinniśmy się bać, to nasz własny strach”. A nastały straszne czasy: ludzie muszą myć ręce, jadać w domu, rozmawiać z dziećmi i dalibóg jak tak dalej pójdzie, zaczną… czytać książki (sic!). Ryszard Ożóg
|