Nieoficjalny Portal Miasta Brzeska i Okolic 
  Home  |   Almanach  |   BBS  |   Forum  |   Historia  |   Informator  |   Leksykon  |   Linki  |   Mapa  |   Na skróty  |   Ogłoszenia  |   Polonia  |   Turystyka  |   Autor  
 

Siąpiący deszcz dreszczy  (Okiem Zofii Mantyki)  2020-03-26

Okiem Zofii Mantyki

Siąpiący deszcz dreszczy

Pierwsze dwa miesiące roku nadzwyczaj profesjonalnie wykorzystano, państwo zostało oryginalnie zabezpieczone na wypadek, gdyby psotny chiński wirus zapragnął skorzystać ze znanej polskiej gościnności i skurwiel postanowił nas jednak odwiedzić. Podjęte działania zapobiegawcze spowodowały, że staliśmy się klawą enklawą, a może raczej eksklawą państw, które do walki z wirusem zostały przygotowane bez… przygotowań. Zachowując iście stoicki spokój, nie przesadzano z wypełnianiem magazynów sprzętem ratującym życie i sprzętem ochrony osobistej, nie przygotowywano też nadzwyczajnych procedur. Po mrocznych czasach „teoretycznego państwa w ruinie”, obecnie nikt nie może mieć cienia wątpliwości, że nasze bezpieczeństwo wreszcie znajduje się w rękach wybitnych, bitnie ambitnych zuchów. Skąd to niezachwiane przekonanie? Ano stąd, że posiadają Oni osobliwy… szósty zmysł „tupolewizmu” i wiarę, że kto jak kto, ale my damy radę, bo… jesteśmy narodem wyjątkowym. Ochronny parasol Rządowego Centrum Bezpieczeństwa to nie dziurawy durszlak, z którego siąpi deszcz dreszczowych decyzji. Nie, tu nie ma miejsca na kabałę, improwizację czy wyrachowane polityczne kalkulacje. Na zachodzie i owszem, smuta i czarna rozpacz, ale nie u nas. U nas jest „nowa normalność”.

W większości państw napływające wieści z „państwa środka” ignorowano i zamiast przygotowywać strategię na ewentualne zagrożenie, trwały polityczne przepychanki. Nad Wisłą było zupełnie inaczej, nasi politycy dali wyraz, że dla nich to ludzie są najważniejsi, a nie władza. Ta bezprecedensowa postawa spowodowała, iż biadolenie Kochanowskiego - „(…) nową przypowieść Polak sobie kupi, że i przed szkodą, i po szkodzie głupi” - wreszcie nie znajduje zastosowania. Gdy pojawiły się pierwsze przypadki zachorowań, po prostu sięgnięto po… racjonalnie przygotowywane nieprzygotowane wcześniej środki, kolejny raz pokazując, że „Polak potrafi”. Doraźnie wprowadzone ograniczenia w kontaktach międzyludzkich to czynnik uzupełniający, który nieco wspomaga działania wcześniej nieprzedsięwzięte. Z politowaniem można wspominać czasy, kiedy to infantylnie zafascynowani europejskim sznytem ignoranci, działali na zasadzie… pospolitego ruszenia - szukając hydrantu z wodą w sytuacji, gdy ogień dosięgał dachu. Szczęśliwie, obecnie nic takiego nie ma miejsca, albowiem wszystko zostało zawczasu perfekcyjnie przemyślane. To ów „szósty zmysł” działa i powoduje, że jak dotąd tragedia rozgrywa się na zachodzie i południu Europy, czyli tam gdzie sobie na to sowicie zasłużyli.

Co jednak począć z persyflażowymi trefnisiami, którzy zdają się niesfornie dworować z tego całego wirusowego rabanu? Huncwoty zadają prowokacyjne pytanie - czy to możliwe, że z założenia mamy zostać zdziesiątkowani przez epidemię? Pojawiające się tu i ówdzie głosy, że jak w Sparcie nastąpi selekcja naturalna i przeżyć mają tylko młodzi i zdrowi brzmią niemiło, chociaż z perspektywy rozwoju ludzkości być może i… obiecująco? W końcu, patrząc na historię świata, to nie jest coś niespotykanego. Gdy zachodzi potrzeba swoistej sanacji, na arce mustrują się tylko ci, którzy mają szansę przetrwać. Deszcz dreszczy, który nas smaga, zmaga nastroje depresyjne. Zamknięci w czterech ścianach, wpatrzeni w telewizyjne ekrany z wypiekami na twarzy, jak zaczarowani wsłuchujemy się w kolejne meldunki z… linii frontu. Wychodzenie z domu zostało ograniczone praktycznie do minimum. Dyspensa dotyczy spraw najpilniejszych, związanych z zapewnieniem czynności życiowych, tak więc zakupu środków żywności i… udziału w wyborach prezydenckich. Cała reszta schodzi na margines.

Zdaniem mojego sarkastycznego sąsiada – »Wybory to obywatelski obowiązek i fundamentalny sprawdzian patriotyzmu, a tym razem wiązać się on będzie z bohaterskim czynem, bo pójście do urn może znaleźć zwieńczenie w… urnie. Pojawi się szansa, by móc heroicznie polec za Ojczyznę! Nie wprowadza się stanu wyjątkowego, bo nic wyjątkowego w kraju się nie dzieje i aby się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć przez okno. Podjęta figlarna próba organizowania obrad parlamentu, w sposób łamiący literę prawa, ale… „zachowując ducha prawa” kolejny raz znaczy, że prawo u nas nic nie znaczy. Wprowadzenie stanu wyjątkowego automatycznie zlikwidowałoby prawne dylematy organów ustawodawczych - o co więc do cholery chodzi?«. Ten mój sąsiad to wyjątkowo upierdliwy gość, zadający wyjątkowo głupie pytania. A sprawa jest jasna jak w „Paragrafie 22”. Otóż - stanu wyjątkowego nie ma, bo go… nie wprowadzono, a nie wprowadzono go, bo nie ma powodu, by go wprowadzono! Proste? Proste jak konstrukcja cepa. Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to pewnie chodzi też o pieniądze. W przypadku stanu wyjątkowego kłopoty finansowe przedsiębiorców stają się kłopotami państwa.

„Uziemieni” w domu mamy aż nadto czasu, by snuć niemrawe refleksje nad tym, co się „porobiło”. Niezawodna TVP serwuje sympatyczny kares informacyjnych dezinformacji. Podawane liczby i dane statystyczne są tak uciesznie zestawiane i manipulowane, że poczciwy Sokrates mógłby z lubością powtórzyć swą sekwencję „Wiem, że nic nie wiem”. Sąsiad konstatuje to po swojemu: „Czy sprawiedliwość ma wynikać z prawa, czy prawo ze sprawiedliwości? Prawo ze sprawiedliwością niekoniecznie chodzi pod rękę. Czy prawo grawitacji jest sprawiedliwe? Obywatelska postawa ludzi i zbiórki społeczne ratują tych, którzy powinni ratować obywateli - niezły cyrk”. Nieodżałowany Wojciech Młynarski śpiewał kiedyś tak:

„Mam zaśpiewać coś o cyrku, no i dobra,
kiedyś we śnie cyrk widziałem – i, panowie,
był w tym cyrku taki fantastyczny program,
że do dzisiaj mi się to nie mieści w głowie.
Pan Pogromca, Pan Pogromca, Pan Pogromca,
sam widziałem, bo siedziałem niedaleczko,
tyciutkiego, panie, kotka w główkę trącał,
a ten kotek z palca mu zlizywał mleczko!

A ci clowni, a ci clowni, a ci clowni
mieli prosto od Cardina garnitury
i przy kawce gawędzili nienagannie,
istny wzór savoir-vivre’u i kultury!
Do sukcesu ogólnego się dokładał,
czarną magią nas olśniewał i zachwycał
mistrz iluzji, co na naszych oczach zjadał
bułkę z masłem i wędzoną polędwicą.
No, i jeszcze akrobaci, akrobaci,
gwóźdź programu, hit prawdziwy, szczyt atrakcji,
szał wzbudzali – uśmiechnięci i pyzaci –
po podłodze chodząc bez asekuracji!

Nie zdzierżyłem po występie akrobatów
i sąsiada zapytałem prosto z mostu:
„Proszę pana, czy to program dla wariatów?”
„Nie, kochany, to jest program dla cyrkowców!”
Kto po zadku raz przy razie jest kopany,
kto na linie balansuje wciąż na co dzień,
temu clownem jest człek dobrze wychowany,
akrobacją zaś – chodzenie po podłodze!

I nie sposób mówić tu o żadnym świrku,
– tak myślałem, obudziwszy się o świcie -
bo, kochani, kto na co dzień żyje w cyrku,
temu cyrkiem zdaje się normalne życie!”

Ryszard Ożóg

comments powered by Disqus


Copyright © 2004-2024 Zbigniew Stos Wszelkie prawa zastrzezone.
Uwagi, opinie i komentarze prosze przesylac na adres portal.brzesko.ws@gmail.com