Kameleonowe rozterki kamaryli
(Okiem Zofii Mantyki)
2020-04-21
Kameleonowe rozterki kamaryli Sympatyczny areszt domowy co nieco przypomina oldskulowe czasy stanu wojennego, a folwarczna propaganda w TVP to znakomita kalka ówczesnej „reżimowej” telewizji. Owo badziewie - podobnie jak i bliźniacze TVN – oglądam stosunkowo rzadko, gdyż – jak zwykł mawiać mój sąsiad – „masochistą nie jestem”. Inna sprawa, że nawet incydentalne zerknięcie na "Wiadomości" rozpala namiętności niczym rozkoszny flirt z bezzębną „burdelmamą”, co grozi intelektualnym kalectwem i wstydliwą chorobą, ale jest zasobnym skarbcem dostarczającym felietonowe tematy. Urocza telewizyjna relacja kabotyńskiej procesji szeregowego posła w asyście kameleonowej kamaryli z celebrą skrzętnie „wysortowanych” zmarłych, była wzruszającą egzemplifikacją… „przemysłu pogardy”. Spora liczba Polaków boleśnie zderzyła się z zaskakującym obrazem interpretacji prawa i sprawiedliwości przed cmentarnymi bramami. Nie dość, że ich nie wpuszczono, to jeszcze straszono karnymi konsekwencjami! Część nieszczęsnych poczciwców miała nawet maseczki i rękawiczki, których majestatyczny „guru" oczywiście nie miał, bo był w trybie… „bez trybu”, ale to paradoks zupełnie bez znaczenia. Wazeliniarskie szalbierstwo redakcyjnych tępaków dobitnie wskazało, jak władze traktują prawo i ludzi, a urbanowe „rząd się zawsze wyżywi" jest wiecznie żywe jak idee Lenina. Nawiasem pisząc, wściekłe spojrzenie szeregowego posła rzucone w kierunku swego kuzyna, który się nieco zagapił i pierdoła jako jedyny przyszedł na imprezę w maseczce – bezcenne! Z płochliwym przerażeniem biedak pośpiesznie ową maseczkę ściągał. To był dowód, że epidemia została przez obdarzonego wulkanicznym temperamentem „cezara”… zawieszona. Zgromadzenie „najważniejszych” osób w państwie beztrosko ignorujące przepisy, to kolejny przykład autorytarnego łamania prawa i sygnał, że „Im” wolno, bo „Oni” nie muszą się bać. Policji to na pewno, a i koronawirusa chyba też, przypuszczalnie są dość regularnie badani. Ponury wesołek George Orwell w „Folwarku zwierzęcym” kapryśnie mantyczył, że „Wszystkie zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych”. Urządzane publiczne przedstawienia to szydercza demonstracja pogardy dla poziomu percepcji tumanionej tłuszczy, która jak młode pelikany łyka serwowane jej humbugi. Wiadomo – „ciemny lud to kupi”. Na lotnisku w Warszawie stała się rzecz zgoła niesłychana, otóż przedstawcie sobie Państwo, że… wylądował tam samolot. Jakby tego było mało, był to Antonow 225 Mrija o ładowności 400 ton z… 80 tonami sprzętu ochronnego z Chin – no, istny „rekord świata”! Antonowa witał radośnie zgrzebny wianuszek premierów i ministrów w asyście fleszy i kamer telewizyjnych, niestety bez orkiestry. Na Jowisza, to było tak wiekopomne zdarzenie jak - nie przymierzając - lądowanie Armstronga, Aldrina i Collinsa na księżycu. Dostojny orszak przypominał nieodparcie powitania sekretarza generalnego KC KPZR „gerontokraty” Leonida Breżniewa – łza się w oku zakręciła! Doglądnięto rozładowywania samolotu, a gospodarskie oko wnikliwie taksowało realizację tak niesamowitego przedsięwzięcia. Pieta i oddanie z jakim władze pochylają się nad naszym bezpieczeństwem przywodzi na myśl spektakularną empatię „Wojskowych Grup Operacyjno-Kontrolnych” początku lat osiemdziesiątych. I - co niezmiernie ważne - można było to zobaczyć… dzięki narodowej TVP. Jakaś tam zafajdana Dominika Kulczyk sprowadza prawie 60 ton sprzętu na lotnisko Ławica w Poznaniu i – co zrozumiałe - psa z kulawą nogą to nie interesuje, bo i niby dlaczego by miało? I wcale nie dlatego, że koszula bliższa ciału niż sukmana. Stłoczona wokół boskiego wodza dworska kamaryla przeżywa kameleonowe rozterki. Jak przystało na „praktykujących, ale niewierzących” deklarowane wartości traktują z wdziękiem cnotliwej kurtyzany. Co bardziej wyrywni pozując na mędrców odgrywają farsę – głosują, ale się nie cieszą i… udają, że nie udają. Podobnie jak niegramotny „klasyk” purnonsensu są „za, a nawet przeciw”. Polska przypomina dron kierowany przez niesforną sforę kłócących się obłudników, lewitujący trajektorią fantazyjnych esów floresów. Szczeble drabiny demokratycznego państwa wypadają niczym mleczne ząbki u rozwrzeszczanego bachora. To nie jakaś tam - za przeproszeniem – Portugalia, gdzie politycy wznieśli się ponad partyjne podziały, o nie! U nas wojna „polsko-polska” trwa w najlepsze, a niezdrowo podkrążone oczy ministra zdrowia nie robią już na nikim wrażenia. Jego ckliwe komunikaty brzmią jak mefistofelesowski scenariusz zamachu stanu bez zamachu stanu. Władcy zawsze - w mniej lub bardziej zakamuflowany sposób – biorą poddanych „za mordę” jedynie z „troski” o ich bezpieczeństwo. Tak było w starożytności, w czasie miłej inkwizycji i w równie miłej komunistycznej i faszystowskiej statolatrii. Profesjonalizm „walki z pandemią” obrazuje historia z instrukcjami „niewchodzenia do lasu”, przypominająca dowcip o znalezionym wojennym dzienniczku. Zapiski w nim były takie: „27 marca leśniczówkę zajęli Niemcy, 28 marca leśniczówkę zajęli partyzanci, 29 marca leśniczówkę zajęli znowu Niemcy, 30 marca leśniczówkę zajęli partyzanci, a 31 marca leśniczy się wpieprzył i wyrzucił wszystkich z lasu!”. Władze sondują strach i podatność na wciskanie kitu, jesteśmy traktowani jak przysłowiowe „koły w płocie”, testują na ile mogą sobie jeszcze pozwolić. Rzut oka na statystyki dowodzi, że ilość zachorowań i zgonów złowrogo rośnie, dlatego należy… zorganizować wybory. Korespondencyjne wybory „+”, jak wszystko, co opatrzono tym magicznym symbolem - muszą się udać. Od pięciu lat pędzi ekspres „dobrej zmiany”, zatem nawet się nie obejrzymy, a będzie… „po wyborach”. Sąsiad, jako pryncypialny konserwatysta, chcąc zapewnić sobie formalnie wymaganą tajność głosowania, ma zamiar głosować w maseczce, rezolutnie kryjąc się przed teściową w… toalecie, po czym głos wyśle w kopercie z danymi osobowymi. Jego zdaniem – „Politycy dobrze wiedzą, czego chce lud – »chleba i igrzysk«. Niebawem »uwolnią orkę« tzn. pozwolą rozgrywać mecze herosów, kopiących skórzany balon. Również i religia jako fundamentalna podpora ładu społecznego musi zaczerpnąć oddech, stąd i w tym zakresie należy oczekiwać rozluźnienia. Jak to mówią - pożyjemy zobaczymy, a improwizowana »nowa normalność« przed nami. Wbrew buńczucznym sloganom, szczęśliwie jesteśmy państwem dość prowincjonalnym, zatem damy radę, gdyż jako się rzekło »Polak potrafi«. Najistotniejsze, by udało się doprowadzić do trwałej izolacji od reszty Europy z jej bezecnymi rojeniami o demokratycznych swobodach, to jest główne niebezpieczeństwo, przed którym władze muszą nas strzec. A tak przy okazji - nikt się nawet nie zająknie, jak też wyglądają ogólne statystyki zgonów w porównaniu z analogicznym czasem z ubiegłych lat. Czy istotnie nastąpił wzrost?”. Przez długie lata wielbiliśmy górników, a wygląda na to, że narodową estymą niebawem otoczymy… donosicieli, czyli listonoszy. Zatem odkurzmy piosenkę Leszka Moczulskiego, śpiewaną przed półwieczem przez krakowskich „Skaldów”. „Medytacje wiejskiego listonosza” Świat ma co najmniej tysiąc wiosek i miast List w życiu człowiek pisze co najmniej raz Ludzie zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie Zamknij gaz, to co, że za granicą wujka masz Ludzie zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie A mój motorower ten każdy tutaj dobrze zna Dostaniesz od wujka list Ja wiem kto w życiu myśli nie pisze nic Kto bardzo kocha pisze długi list Ludzie zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie Ciężka jest od listów torba listonosza dziś Ludzie zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie Może ktoś na ten list czeka kilka długich lat Dostanie go może dziś Ludzie listy piszą, zwykłe, polecone Piszą, że kochają, nie śpią lub całują cię Ludzie listy piszą nawet w małej wiosce Listy szare, białe, kolorowe ... Kapelusz przed pocztą zdejm Ryszard Ożóg
|