Będzie… co ma być
(Okiem Zofii Mantyki)
2020-11-21
Okiem Zofii Mantyki Będzie… co ma być Myślałem, iż nic mnie już nie zasmuci, a tu mamy kolejne przykre zjawisko. Sztorm rozszalał – co akurat nie dziwi – w Gdańsku, gdzie kiedyś wykluły się tak podejrzane figury jak Schopenhauer czy Grass. W tym osobliwym mieście wzniecono rwetes wokół byłego proboszcza parafii św. Brygidy i legendarnego kapelana „Solidarności”, spychając go z cokołu chwały. Fala zarzutów kierowana w stronę znanych postaci naszego Kościoła rozlewa się na cały kraj. Dziennikarze sukcesywnie dyskredytują biskupów – czy to z Poznania, czy z Wrocławia i dopłynęli do krakowskiego kardynała. Zdaniem charyzmatycznego sternika okrętu, któremu na imię Polska – ataki na Kościół są atakami wymierzonymi w Polskę. Czy katolicy stając w obliczu bolesnego pytania – „jaka jest prawda?” – udźwigną krzyż powstałego moralnego dylematu? Od dziesięcioleci żyliśmy w zaduchu hipokryzji. Kościół rywalizując z komunistyczną ideologią stanowił przystań dla „pogubionych” obywateli i jako ideowy wróg w „walce o rząd dusz”, był na celowniku aparatu władzy. To była podjazdowa wojna z najrozmaitszymi niuansami, odcieniami i tragicznymi epizodami. Większość członków PZPR-u oficjalnie wierzyła, że nie wierzy w Boga, a jednocześnie odbywała praktyki religijne. Ksiądz Tischner, na pytanie amerykańskiego dziennikarza jaka jest sytuacja w Polsce, odpowiedział - „Jak w podróży kolejką na Kasprowy Wierch. Widoki piękne, rzygać się chce, ale wysiąść się nie da”. Ludzie żyli w iści cyrkowym pojęciu prawdy, dziś część ochoczo pozuje na niezłomnych bohaterów walki z komunizmem, niektórzy epatują przy tym emblematem Matki Boga w klapie. Uroczy festiwal moralnego fałszu trwa. Karuzela się kręci i kolejne kleptokracyjne ekipy wykorzystują religię - lub walkę z religią - do zdobywania władzy. Na początku III Rzeczpospolitej – łamiąc procedury prawne – „tylnymi drzwiami” wprowadzono lekcje religii do szkół, odzierając ją ze sfery sacrum. Następnie, nie kto inny, a socjaliści spod znaku SLD w jednoinstancyjnej procedurze szarmancko rozdali majątki Kościołowi, podczas gdy inni dostali czerninę. W ramach kampanii o fotel prezydenta, liberalny kandydat popędził do katedry oliwskiej, by po 27 latach cywilnego małżeństwa… zawrzeć ślub kościelny. Tak się to wszystko wesoło kręci. Telewizja narodowa z jej czcigodnym prezesem przekonuje, że romans tronu i ołtarza jest tak czysty jak… jego romanse. To nie cyniczny mezalians, tylko największe dobrodziejstwo jakie Polsce przytrafić się mogło. Najwyższe władze państwowe na sympatycznych agapach u ojca dyrektora dowodzą, że prawdziwy Polak to katolik. Rywalizacja o władzę i rząd dusz przybiera najrozmaitsze formy, od pałacowych intryg i „walk buldogów pod dywanem”, po cyniczne prowokacje i otwarte wojny. Czy miłosny uścisk zimnokrwistego boa zdoła wydusić czeredę rozpychających się kacerzy? Podważanie zaufania do instytucji Kościoła doprowadza Go na skraj przepaści? Czy i w jaki sposób hierarchowie odeprą wysuwane zarzuty? Kościół powszechny to wspólnota wiernych, na ile są oni w stanie obronić Go przed… nim samym? Czas, gdy parafianie całując dobrodzieja po rękach nie śmieli podnieś wzroku na jego dostojne oblicze, zwiotczał jak – nie przymierzając – świętopietrze. Gloria, autorytet i alienacja hierarchów zostały zakwestionowane i wystawione na próbę. Szeregowi księża zdają się chyba rozumieć stan zagrożenia, w jakim się znajdujemy. Czy uda się znaleźć rozwiązanie, aby instytucja religijna – tak ważna dla wielu z nas – pozbyła się garbu patologicznych oskarżeń? Św. Augustyn powiedział „Błądzenie jest rzeczą ludzką, ale dobrowolne trwanie w błędzie jest rzeczą diabelską”. Gwarząc z sąsiadem przy kominku podnosimy trudne pytania, które zapewne zadaje sobie spora grupa Polaków. Do czego zmierzamy? Zdaniem sąsiada – „Doszliśmy do tego, że nawet sarkastycznie kpić się odechciewa, bowiem życie w dwójnasób przerosło kabaret. Wzniecona wojna o mamonę i władzę niszczy wszystko. Zostały rozbite przyjaźnie, zerwane więzy rodzinne, a zawiść i pycha zabijają resztki tlących się jeszcze ludzkich odruchów. Instytucje, które winny strzec wartości, stanęły na rozdrożu. Wiara jako intymny element człowieczeństwa, stała się elementem ordynarnej, politycznej gry. W życiu duchowym z perspektywą – lub jej brakiem – ewentualnego życia po życiu, każdy odpowiada za siebie i w swym własnym sumieniu dokonuje rozliczeń z tym, w co i jak wierzy. Wiara jest indywidualnym wyborem, opartym na bezgranicznym zaufaniu Bogu. Dla jednych Bóg istnieje i gorąco w to wierzą, a dla drugich nie istnieje i też w to wierzą”. Po chwili namysłu sąsiad dodał jeszcze – „Wierzyć można jedynie w to, czego nie można dowieść. Postęp i rozwój są konsekwencją metodologii naukowej, poszerzającej wiedzę dzięki… wierze w możliwość poznawania przestrzeni dotąd niepoznawalnych. Kim my jesteśmy, aby śmieć oceniać innych? Jakość opakowań nie świadczy o jakości towaru wewnątrz, to marketingowa tara, blichtr i zewnętrzny szafarz. Opakowania po rozpakowaniu lądują w koszu, choćby były najpiękniejsze. Widzisz, nawet mocno pordzewiała kropielnica w żadnej mierze nie umniejsza wartości wody święconej, jeśli oczywiście ktoś wierzy w jej świętość. Jeżeli życie i świat ma mieć głębszy metafizyczny sens, to zamartwianie się jakością „pośredników” pomiędzy mną, a Sensem nie ma sensu i trąci koniecznością posiadania obola dla Charona by łaskawie przeprawił nas przez Styks do Hadesu”. Sąsiad pogrzebał w pamięci i na koniec rozmowy przypomniał pobutwiały już co nieco dowcip o pacjencie, który przyszedł do lekarza, skarżąc się na przykry ból głowy. Lekarz usiłując ustalić przyczynę dolegliwości zapytał – Pewnie ostro pan wczoraj popił? – No wie pan doktor, wypraszam sobie, jestem abstynentem od urodzenia. – To może hazardowy brydż z kumplami, zarwana noc, papierosy? – Ależ skąd, nigdy nie paliłem, a w karty nie gram, nic z tych rzeczy. – No to zapewne się pan nie wyspał z powodu swawolnych igraszek z małżonką. – No, co też pan, jestem zatwardziałym kawalerem i w ogóle z kobietami się nie zadaję. – To gustuje pan może w „nadobnych młodzieniaszkach”? – Czy pan zwariował, panie doktorze, cóż to za impertynenckie pytanie. – W takim razie już wiem skąd ten ból, ma pan po prostu… aureolę za ciasną. Ryszard Ożóg
|