Schronisko dla zwierząt w Borku na cenzurowanym
(Zbigniew Stós)
2020-12-28
O czym warto wiedzieć Schronisko dla zwierząt w Borku na cenzurowanym W sierpniu br. na portalu money.pl Krzysztof Janoś w artykule pt. "Schroniska dla zwierząt biznesowym eldorado. Patologię, zdaniem ekologów, umożliwia wadliwe prawo" pisał: Tylko przez cztery lata wydatki na schroniska wzrosły w całym kraju o 37 proc. To przyciąga przedsiębiorców, szukających szybkiego zarobku. Efekt? Zwierzęta z różnych województw przewożone są do gigantycznych schronisk z tysiącami czworonogów i kilkoma pracownikami. Trudno w takich warunkach dbać o dobrostan zwierząt. Według Inspekcji Weterynaryjnej wydatki na działanie schronisk dla zwierząt w latach 1998 – 2017 wzrosły ze 143 mln zł do 196 mln zł, czyli o 37 proc. W ślad za tym utrzymuje się, a nawet rośnie, liczba przebywających tam zwierząt. Tymczasem powinna ona maleć, gdyby działania samorządów w tym obszarze były efektywne. - Niestety świeższych danych nie ma. Inspekcja ich już nie zbiera od samorządów i nie publikuje. Jednak zarówno z naszych, jak i Biura Ochrony Zwierząt ustaleń wynika, że te wydatki nadal rosną. Jeśli połączyć to z ustawowym obowiązkiem gmin do posiadania umowy ze schroniskiem i hyclem, to jasnym się staje, że jest tu obszar do nadużyć - mówi money.pl Marcin Mańk, członek zarządu Unii Felinologii Polskiej (UFP). Na czym mogą one polegać? Według ekspertów UFP, za sprawą dużych pieniędzy w tym "biznesie schroniskowym" tworzą się prawdziwe konglomeraty. Jedna firma podpisuje umowy z wieloma gminami, zarówno na odławianie zwierząt, jak i ich przetrzymywanie w schroniskach. Czytaj całość TUTAJ » Tematem próbował zainteresować mnie czytelnik, który przysłał mi link do cytowanego powyżej artykułu z następującym komentarzem: "Biorą psy, biorą za nie kasę, a dodatkowo w szkołach co chwile są prowadzone zbiórki żywności itp., mimo że gminy im płacą za utrzymanie psów. Dawniej na stronie internetowej Urzędu Miasta pojawiały się informacje o znalezionym psie i że można go zabrać. Były też tam zamieszczane od czasu do czasu oferty adopcyjne. Teraz cisza. Może tak jest wygodniej dla schroniska w Borku k/Bochni?". Nie wiedząc, co mogę z tym tematem zrobić, odłożyłem go ad acta. Minęło trzy miesiące i na początku listopada br. temat schroniska dla zwierząt w Borku został poruszony na portalu czasbocheński.pl. Autor (DML) artykułu zastanawiał się, czy w Bochni powstanie schronisko dla zwierząt? Co to miałoby mieć wspólnego z Brzeskiem? Otóż, gminy Brzesko, Borzęcin i Gnojnik mają także umowy ze schroniskiem w Borku i powinny zainteresować się tematami poruszonymi w tym artykule, bo płacą co roku ryczałtem właścicielce tego schroniska całkiem niemałe pieniądze. Oto obszerne cytaty z tego artykułu: "28 września do Urzędu Miasta wpłynęła petycja podpisana przez 835 osób w sprawie utworzenia na terenie Bochni schroniska dla bezdomnych zwierząt. (...) Petycja, która wpłynęła do Urzędu Miasta, jest inicjatywą byłych wolontariuszy schroniska w Borku, które prowadzi Fundacja Straż Obrony Praw Zwierząt. Osoby te współpracowały z fundacją i pomagały w ośrodku, niemniej nie są już związane z tym miejscem. Powodem zerwania współpracy – jak zaznaczają – były ich zastrzeżenia co do warunków, w jakich utrzymywane są tamtejsze zwierzęta oraz niejasności finansowania fundacji. (...) Treść petycji zawiera interesujące spostrzeżenia względem szczegółów dotowania fundacji i schroniska w Borku, w czym niemały udział posiada bocheński Urząd Miasta. Schronisko w Borku jest miejscem, gdzie trafiają bezdomne zwierzęta z kilku gmin w tym i z terenu Bochni. Zgodnie z prawem samorządy muszą podpisać umowę ze schroniskami, do których trafiają bezdomne czworonogi z regionu. Poza odłapywaniem i zapewnieniem opieki, miasto w myśl ustawy z 1997 roku finansuje również zabiegi medyczne – m. in. sterylizację, usypianie ślepych miotów, także zwierząt nierokujących nadziei. Oprócz wpłat z budżetu Bochni, schronisko w Borku utrzymywane jest przez co najmniej 8 innych podmiotów. Z treści petycji, która została złożona do Urzędu Miasta dowiadujemy się, że z budżetu miejskiego na rzecz Fundacja Straż Obrony Praw Zwierząt wypłacany jest fundusz rzędu prawie 250 tys. zł rocznie. W petycji czytamy: Z zebranych przez organizatorów informacji w trybie dostępu do informacji publicznej wynika, że nasze miasto przeznacza rocznie ogromne środki w wysokości 247 tysięcy złotych brutto płacone ryczałtem na utrzymanie prywatnego schroniska, które w naszej ocenie jako m.in. byłych wolontariuszy tego schroniska, nie zapewnia odpowiednich warunków do życia zwierząt. Nasza redakcja przejrzała umowy zawarte pomiędzy fundacją a magistratem w Bochni oraz innymi gminami. Dokumenty są ogólnodostępne w Biuletynie Informacji Publicznej. Wskazują, że w 2020 roku Bochnia w celu rozwiązania problemu bezdomności zwierząt wypłaciła 245 990,04 zł. Brzesko ze swej strony płaci 130 tys. zł rocznie, Borzęcin przeznacza na ten cel ponad 50 tys. (dzieląc tę kwotę między 4 różne schroniska), Wojnicz 65 tys., Gnojnik 22 tys., Rzezawa, Trzciana i Pałecznica – każda w okolicach 10 tys. zł. Z liczb wynika po pierwsze, że miasto Bochnia jest nad wyraz hojne w porównaniu do innych (mniejszych co prawda) samorządów, po drugie możemy założyć z pewnym marginesem błędu, że w tym roku schronisko otrzyma przynajmniej 420 tys. zł wymienionych wyżej dotacji. Sprawdziliśmy też rachunki za lata ubiegłe. Dzięki portalowi BOZ (Biuro Ochrony Zwierząt) dowiedzieliśmy się, że na poczet schroniska w Borku w 2018 roku 15 gmin wpłaciło 731 722 zł, natomiast rok później 17 gmin przekazało niemal milion – 990 518 zł. Nie można również zapomnieć o akcjach charytatywnych w internecie, w szkołach, o zbiórkach koców i żywności, w końcu o pomocy, która płynęła z całej Polski dla zalanego w 2019 roku obiektu. Pytanie jak bardzo darczyńcy wspierają schronisko, nie spotka się jednak z odpowiedzią. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi podaje informację, że fundacja zwleka ze sprawozdaniami z działalności. Jest to również zawarte w petycji, w której czytamy: Fundacja Straż Obrony Praw Zwierząt prowadząca schronisko, pomimo wielokrotnych monitów ze strony ministerstwa nie składa raportów merytorycznych ze swojej działalności do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi za 2018 i 2019 rok, nie odpowiada też na publicznie zadawane pytania pełnomocnika darczyńców (...), którzy przekazali ogromne środki podczas zbiórek publicznych prowadzonych w Internecie na zalane wodą schronisko. (...) Niemniej, powyższe zarzuty (wymienione w oryginalnym tekście, patrz link na końcu paragrafu - przypis Zb. Stós) stanowiły przedmiot gorącej debaty w trakcie Komisji Skarg, Wniosków i Petycji. Z dyskusji obrad wynika, że ośrodek w Borku to jednoosobowa „firma”, której właścicielka zatrudnia swojego męża – weterynarza. Jeśli słowa radnych się potwierdzą, to jest to jeden z najdroższych ośrodków opiekuńczych dla zwierząt w regionie. Faktury za usługi medyczne wynoszą po 8, a nawet 15 tys. zł za zabieg - informuje jeden z członków Komisji. Co więcej, w myśl ustawy zapobiegającej bezdomności zwierząt z 1997 roku miasto powinno mieć podpisane dwie umowy – jedną na usługi schroniskowe, drugą zaś na usługi weterynaryjne. Jednak – jak przyznali radni – żaden z bocheńskich weterynarzy nie chciał współpracować z Borkiem. Czytaj całość TUTAJ»" Z końcem października podczas obrad Komisji Skarg, Wniosków i Petycji radni bocheńscy sprawę odrzucili. Powodem jest brak podpisu pod dokumentem, a tym samym osoby odpowiedzialnej za kontakt, co jest wymogiem proceduralnym. Inicjatorzy akcji wskazują jednak, że sygnatura została złożona elektronicznie i chcą sprawę poruszyć raz jeszcze. Co na to wolontariusze? "Roczny budżet miasta Bochnia wynosi 159 milionów złotych, a wydatki na niewielkie prywatne schronisko w Borku to ryczałt w wysokości 250 tysięcy złotych rocznie bez względu na ilość przekazywanych zwierząt! (...) Miasto stać więc na utrzymanie schroniska miejskiego, które działałoby na klarownych zasadach, a przede wszystkim rozliczającego się z wykonanej działalności. – mówi Damian Kochański, zapewniając, że nie godzi się z tym, co się dzieje i tym samym nie podda się tak łatwo." Poruszony powyższym artykułem zapytałem o zdanie Agatę, jedną z czytelniczek portalu, o której wiem, że ma od czasu do czasu kontakt ze schroniskiem w Borku. Oto jej odpowiedź: - Trudno mi się odnieść do zarzutów przedstawionych w artykule na portalu bocheńskim. Byłam w schronisku kilkakrotnie w tym roku, dostarczając np. wyłapane zwierzęta. Zawsze mile mnie traktowano. Klatki, które widziałam, były sprzątane - byłam tam o różnych porach. Oczywiście nie mogę powiedzieć jak wyglądają dalsze, niewidoczne z budynku klatki. W tych widocznych są budy stojące na paletach. Gdy pytałam o możliwość wyprowadzenia psów to też nikt nie protestował. Ostatnio zadzwoniłam w środku nocy prosząc o poradę i została mi ona udzielona bez problemu. Nie znam układów panujących w schronisku. Jeśli wolontariusze twierdzą, że jest problem to są odpowiednie instytucje, które sprawę powinny wyjaśnić. Priorytetem jest przede wszystkim bezpieczeństwo zwierząt. Opracował: Zbigniew Stós
|