Wesołe jest życie staruszka
(Okiem Zofii Mantyki)
2021-01-28
Okiem Zofii Mantyki Wesołe jest życie staruszka To pierwsze i jakże miłe słowa refrenu piosenki z Kabaretu Starszych Panów, który w latach 1958-1966 zabawnie kontrastował z ówczesną rzeczywistością. Obaj starsi panowie chyżo zbliżali się do... pięćdziesiątki, stąd trudniący się obstalunkiem trumien już ich łakomym wzrokiem omiatali. Serial „Czterdziestolatek” facetom po czterdziestce dodawał otuchy w przedzieraniu się przez „przejściowe” trudności. W obliczu wieku emerytalnego, pojawia się nielichy dylemat - na ile sił starczy, by pokonać uwiąd starczy? Frasunek ów dotyczy mężczyzn, bowiem kobiety są piękne niezależnie od wieku, o który mężczyzna „starej daty” na pewno nie zapyta. Z dzisiejszej perspektywy życie w Peerelu to istny horror był. Wyobraźcie sobie młodsi Czytelnicy, że po książki ustawiały się kolejki, jak nie przymierzając po cytryny. Zdając maturę nie można było robić błędów ortograficznych, mało tego - trzeba było umieć liczyć bez kalkulatora i – o zgrozo – potrafić odróżnić Prusa od Prousta. W głowie się nie mieści, ale żyło się bez telefonów komórkowych, Internetu i klimatyzacji. Dzieci do szkoły chodziły pieszo i to nie jest żart, a po lekcjach bawiły się na osiedlowych podwórkach do zachodu słońca. Na rowerze – często „pod ramę”– jeździło się bez kasków, piło wodę z kranu, a zabawki wymyślało z tego... co było pod ręką. Nie siedziało się przed ekranem monitora przez pół dnia, lecz beztrosko grało na polu czy – jak kto woli – na dworze w „zośkę” lub w piłkę z prawdziwymi kumplami. To nie byli nieznajomi znajomi z Internetu. Ubrania były mało wytworne i przykro podobne, a bikiniarskie fryzury na Elvisa czy innego „Fanfana” stanowiły poważne zagrożenie dla ustroju państwa. Wpadając bez zaproszenia do domu kolegi było się „u siebie”. Ludzie w przeważającej większości odnosili się do siebie z życzliwością i to pomimo, że nie byli zamożni, a może właśnie dlatego. Oglądając stare czarno-białe fotografie odczuwa się dziwną satysfakcję, że ludzie nie byli ekshibicjonistami i nie pokazywali swego życia z rodzinnymi sekretami na Instagramie. Jak ci nieszczęśnicy mogli żyć bez Facebooka?! To niesłychane, ale moje pokolenie to chyba ostatnie pokolenie, które słuchało swoich rodziców i jednocześnie pierwsze, które słucha swych dzieci. Sąsiad będący również przedstawicielem tego unikalnego tworu z właściwym sobie sarkazmem dopowiada: »Mieliśmy zezowate szczęście, że w tym nieszczęsnym obozie szczęścia, ominęły nas wojenne doświadczenia. Oczywiście są tacy, którzy nie mogą sobie darować, że w 1989 roku bez rozlewu krwi daliśmy się sztubacko ograć „komuchom”. Wyobraź sobie, iż za każdym razem – czyli stosunkowo często – gdy budzę się w nocy zlany potem i pędzę do toalety, by sikać alfabetem Morse'a: kropka, kreska, kropka - przeżywam koszmar... tchórzliwego „niedokonania”. Po powrocie do łóżka pocieszam się jednak, że niewiele pozostało mi już czasu na te i inne zmartwienia. Podobno jeśli mężczyzna po czterdziestce budzi się rano i nic mu nie dolega, to znaczy... że nie żyje, natomiast w wieku emerytalnym żyje już na debecie. Zabawne jak niektórzy współcześni staruszkowie nie chcą przyjąć do wiadomości, że są „enfant terrible” i uparcie zachowują nieskażoną pogodę ducha. Za nic nie chcą stracić apetytu na życie i zamiast ascetycznie opleść się dostojnym woalem depresji, nosząc w sercu podniosłe narodowe wartości, niefrasobliwie pajacują jak nihilistyczne trutnie. Napinanie – przez stetryczałych dziaduniów – zwiotczałych mięśni i udawanie playboya jest coraz powszechniejsze. Wiekowe niewiasty niestrudzenie „robią się” na nastolatki i zupełnie ważą sobie lekce, co też ludzie o nich powiedzą. Czy to ucieszny obrazek zdeformowanej intelektualnej pustki niektórych współczesnych staruszków, czy też raczej znaki czasów? Wieczna młodość i boski kult ciała zdemolowały pojęcie godnej starości, która jest passe. Starsi panowie z Kabaretu Starszych Panów również i dzisiaj zupełnie nie pasowaliby do otaczającej rzeczywistości«. Swoją drogą, gdzież się podziały czasy szalonych „Juvenaliów”, „Baryłeczki”, „Granda”, „Jaszczurów”, nocnych rozmów Polaków, imprez na narciarskich stokach, „przemytniczych” eskapad do Istambułu, spacerów po walenckiej Turii, przejażdżek tramwajem „28” po lizbońskich ulicach tętniących fado, skoków z wieży do Adriatyku, przepysznych steków w czeskim Jablunkovie, czy choćby zwykłego kopania piłki tu i ówdzie. Cholera, jaki mieliśmy ogromny apetyt na życie! „Co było nie wróci i szaty rozdzierać na próżno, a przecież mi żal” - nie, nie miejsc, bo tych są tysiące, ale atmosfery, którą współtworzyliśmy, bo zupełnie nieważne było gdzie się było, tylko... z kim! Na birbanckich bibkach rozpuszczały się banknoty o wielkich nominałach, bo przecież tak mało istotne było, by mieć. Trwający obecnie teatr resentymentów historycznych przyprawić może o łzę w oku leciwych staruszków, którzy widzą – ci, którzy jeszcze coś widzą – jak tryumfalnie wraca stare... w nowej szacie. Władza znów robi wszystko, by „Polska rosła w siłę i ludzie żyli dostatniej”. Panujący poziom niezgody, na którą można się zgodzić, osiąga zawrotny poziom. Stąd szansa na jakikolwiek bodaj kompromis topnieje jak ogrodowy bałwan. Czy – kopiując obraz Norblina – prawdziwi Polacy wieszający portrety zdrajców „in effigie” ziszczą swe zamiary i doprowadzą do wyrównania rachunku krzywd? Cała ta wrzawa to klawy powód dla chłonącego smaki życia pacyfistycznego staruszka, by cieszył się z tego, że... jest stary, bo czego tu młodym zazdrościć. To ponury paradoks tej sytuacji. Panowie ze starszych roczników to doprawdy prawdziwi szczęściarze, mieli bowiem zaszczytny obowiązek odbycia zasadniczej służby wojskowej, który został zawieszony. Pamiętają dobrze, co oznacza skrót „ZOMZ” – zakaz opuszczania miejsca zakwaterowania – i wesołą komendę „Maski na ryj”. W wojsku „szczepiono” ich bromem i jak celnie zauważył sąsiad, chyba teraz zaczyna działać. Wszyscy jesteśmy żołnierzami i bohatersko ćwiczymy miłe ograniczenia. W nieogłoszonym stanie wyjątkowym nie ma nic wyjątkowego poza magicznym słowem lockdown, które rozszyfrował R. Ziębiński w książce pod tym właśnie tytułem. Lockdown i tarcze chronią... władze od zarzutów, że nie chronią przedsiębiorców. W Czechach – jak to u nich – od razu podnieśli łapy do góry i bez cudownych tarcz wprowadzili stan wyjątkowy. Zezowate szczęście mnie nie opuszcza, przedstawcie sobie Państwo, że przy wejściu do sklepu ochroniarz nie chciał mnie wpuścić w „godzinach dla seniora” i kwestionował mój wiek(sic!). Mówią, że szata nie zdobi człowieka, a tu proszę - ten sympatyczny strażnik wziął mnie bez mała za żigolaka. „To, że będzie się dotkniętym Przez dla płci indyferentyzm To nie znaczy jeszcze, żeć Miłych wrażen nie da płeć Wesołe jest życie staruszka Gdzie spojrzy, tam bóstwo co krok Tu biuścik zachwyci, tam nóżka Bo nie ten, bo nie ten już wzrok Tu biuścik zachwyci, tam nóżka Bo nie ten, bo nie ten już wzrok” Trzeba jedynie pamiętać, że - za krótko człowiek żyje, by... pić liche młode wino.
Ryszard Ożóg
|