Ze stoickim spokojem w… Nowy Rok
(Okiem Zofii Mantyki )
2021-12-31
Okiem Zofii Mantyki Ze stoickim spokojem w… Nowy Rok „Żyć z ludźmi tak, jakby widział to Bóg i rozmawiać z Bogiem tak, jakby słuchali tego ludzie”, pamiętając jednocześnie, że „biednym nie jest ten, kto ma mało, ale ten, kto tęskni za tym, by mieć więcej”. To słowa stoika Seneki z jego oryginalną, własną koncepcją filozofii. W „Listach moralnych do Lucyliusza” zawarł on niezliczoną ilość podobnych myśli, będących drogowskazami w życiu. „Nie ośmielamy się robić wielu rzeczy, ponieważ są one trudne, a są takie, ponieważ nie ośmielamy się ich robić”. „Codziennie umieramy, codziennie bowiem uszczupla się jakaś część życia”. Inny stoicki świr Epiktet stwierdził zaś: „Spróbuj przez trzydzieści dni nie czytać, a zobaczysz, co się z tobą stanie”. Niezłe, wystarczy się tylko wokół rozejrzeć. Do pewnych wniosków dochodzimy z wiekiem, zatem sąsiad – na okoliczność – wygłosił osobliwą sentencję: „Nie jestem skostniałym staruszkiem, tylko wytrwale przechodzę w etap nieznośnego upierdliwca”. I skwitował swoje postępowanie w trzech słowach: „Czytam, żeby żyć!”. Może dzięki temu wie, że „głupotą jest lękać się śmierci, ponieważ boimy się tego co niepewne, a na to co pewne… czekamy”. Jedno jest pewne, że nic nie jest pewne, choć taki „Franklin drukarz” w liście do Leroy'a pitolił, że „na tym świecie pewne są tylko - podatki i śmierć”. Niedbale spoglądający ze „studolarówki” mądrala przyczynił się do uniezależnienia Ameryki od Królestwa Wielkiej Brytanii. Usiłował ujarzmiać… pioruny i wymyślił piorunochron, stąd na jego paryskim popiersiu widnieje napis „Grom wydarł niebu, a berła tyranom”. Próbował gromadzić energię wyładowań atmosferycznych w kondensatorach, stworzył pojęcie Golfsztromu i jako jeden z pierwszych rozpoczął walkę o zniesienie niewolnictwa. Już za same te działania - jak nic - okrzyknięto by go dzisiaj obleśnym „lewakiem”! W dodatku - jak przystało na agnostyka poznawczego, czyli niewydarzonego deistę - próbował odkrywać sens i porządek świata poprzez… rozumienie praw fizyki – no, doprawdy kretyn! Według jemu podobnych jajogłowych mędrków o istnieniu duchowej siły sprawczej „Boga-Stwórcy” świadczyć ma racjonalny porządek świata materialnego, ustanowiony przez Konstruktora Praw Natury, które ludzkość mozolnie usiłuje poznawać i interpretować. A tymczasem historia kołem się toczy. Spacerując po Wiecznym Mieście nietrudno zauważyć, że rzymskie Colosseum, w którym gawiedź radośnie syciła oczy krwią wyrzynających się gladiatorów i mordami chrześcijan, od Bazyliki św. Piotra dzieli raptem… kilka kilometrów. Aby było zupełnie klawo, to w połowie drogi na Campo dei Fiori - z zachowaniem wymaganych procedur – elegancko spalono na stosie Giordano Bruno, teraz znajduje się tam jego pomnik. Należy z uznaniem przyznać, że przy spalaniu kobiet oskarżanych o czynienie czarów, nie zdarzało się, by któraś nie spłonęła, co świadczy o wysokich kompetencjach służb inkwizycyjnych. Azaliż wszystkie były czarownicami, bo Bóg im nie pomógł. Ze spalaniem zdarzały się jednak i małe niedociągnięcia, do dziś toczą się spory - komu przypisać większy udział przy paleniu ludzi w stodołach. Nawiasem pisząc, jest taka urocza reklama: „Kawa Sati o smaku czekoladowym – świeżo palona!”. Niekoniecznie wszyscy wiedzą, że sati to hinduski rytuał aktu samospalenia wdowy po śmierci męża. Akt palenia wdów zapewniać miał pomyślność zmarłemu na tamtym świecie. Wdowy to dość niewygodne brzemię dla rodziny i całej wspólnoty, zatem piękna śmierć niezłomnie wiernej żony zgrabnie załatwiała tę niedogodność.
Trzeba z uznaniem zauważyć, że dawniej i u Słowian kobiety znały swoją rolę i umiały się zachować. Wiedziały, co to są cnoty niewieście, choć niestety nie wszystkie i nie wszędzie. O czym świadczyć może, może i nieco frywolna – okraszona „polską ruszczyzną” - dykteryjka: „Na froncie II Wojny Światowej zginął bohatersko Iwan Siergiejewicz Wołoszyn. Chcąc wręczyć pośmiertny medal Bohatera Związku Radzieckiego, delegacja wojskowa pojechała do jego matki. Weszli do chałupy i widzą, że obok matki w rzędzie stoi siedmiu jej synów. – Skażitie mat, kak etot bolszoj ma zawut ? – jowialnie zagadnął lejtnant. – Iwan. – A mładszyj? – toże Iwan. – Wy chatitie skazat, szto wsie iz nich majut zawut Iwan?! – Tak toczno. – To kak wy ich wyzowatie? – A po otczestwie”. Co kraj to obyczaj i jak widać posiadanie drugiego imienia bywa nader praktyczne. Jednakowoż wysławianie cnót niewieścich nie może nas nie cieszyć, a wprowadzane do szkół nowe zalecenia wywołują entuzjazm. Przedmiot „Historia i Teraźniejszość” wypełni jakże dotkliwą lukę w edukacji młodych Polaków. To prawdziwy „HiT”, który nie będzie zaśmiecać głów pierdołami w rodzaju „Prawo” czy „Logika”. W państwie prawa i sprawiedliwości znajomość prawa, czy też umiejętność logicznego myślenia są zupełnie zbędne. Przez ostatnie dekady zdemolowano wszelkie autorytety, a jakobińska „dobra zmiana” dba o morale, reanimując hasło „kto nie z nami, ten przeciw nam”. Rekonstrukcja endeckiej megalomani w przaśnym PRL-owskim kostiumie „trwa mać”. Odtwarzamy sprawdzone wzory w skali makro i mikro. Szkoła będzie uczyć karności, wiary i funkcjonowania w hierarchii. To będzie swoista „subedukacja”, która - według autorów raportu „Naród w szkole” - krzewiąc heroizm i mesjanizm niezłomnych Polaków, doprowadzi do „odzyskania młodzieży”. Twórcy podstaw programowych, jako zawodowi „eksperci”, nie zrobili zawodu – przez instrumentalne zideologizowanie przedmiotu mordują zdradzieckie mordy. Ze stoickim spokojem patrząc, to nie jest nic zaskakującego. Kolejny raz nauczyciele staną przed dylematem: wtłaczać do głów młodym ludziom ideologiczną papkę i przyłożyć rękę do „hodowania” twardych twardzieli, czy – jak śpiewał Młynarski – „robić swoje” i skłaniać uczniów do samodzielnego myślenia? Dylemat stary jak świat: bezdyskusyjnie aprobować nakazywane dogmaty czy myśleć niezależnie, szukając wiedzy w tekstach źródłowych? Zawsze znajdą się poszukujący odpowiedzi na pytanie o sens wszystkiego wokół. Choćby taki popapraniec jak Kant, usiłujący zachować spójność wiary w dogmaty religii z respektowaniem autorytetu nauki. Twierdził, że żyjemy jednocześnie w obszarze rozumu i nadziei. Uważał, że rozum daje nam wiedzę o cudownym porządku świata, a prawo moralne nadzieję na zbawienie. Słowa „Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie” wieńczą jego „Krytykę praktycznego rozumu”. Szczęśliwie na tak rozmemłane poglądy raczej nie będzie miejsca w szkole, której program sprowadzony zostanie do akceptacji dogmatów. Odchylenia od „jedynie słusznej linii” traktowane będą jako lewackie, zdradzieckie knowania, zasadzające się na narodowe jestestwo. Stoickim renegatom pozostanie - wzorem Seneki czy Petroniusza – urządzić sobie… staranną kąpiel w wannie z gorącą wodą, być może z ukrytych, nieodkrytych źródeł geotermalnych. I odejść, nucąc obsceniczną piosenkę Kuby Sienkiewicza „Wszystko ch..”. A, może biedacy przejrzą na oczy i parafrazując bajkę Herberta „Poeta i żaba” zaczną mówić „tak, tak, tak - żaba to piękny ptak”!? Jest byczo - Derulo, Iglesias, Maryla i Zenek w Zakopanem dadzą do wiwatu, wszyscy się bawmy. W sylwestrowy piątek jest dyspensa nawet od wirusa. Ludzie umierają, muzyka gra, a Titanic niezłomnie płynie w Nowy Rok. Do siego roku! Ryszard Ożóg
|