Nieoficjalny Portal Miasta Brzeska i Okolic 
  Home  |   Almanach  |   BBS  |   Forum  |   Historia  |   Informator  |   Leksykon  |   Linki  |   Mapa  |   Na skróty  |   Ogłoszenia  |   Polonia  |   Turystyka  |   Autor  
 

Sto pięćdziesiąty raz, tym razem… o przyjaźni  (Okiem Zofii Mantyki)  2022-01-18

Okiem Zofii Mantyki


Sto pięćdziesiąty raz, tym razem… o przyjaźni

To już 150 felieton na gościnnym portalu „za wielką wodą”. Jeden z Czytelników nazwał mnie nawet „naczelnym felietonistą portalu” – cokolwiek to znaczy. Jeśli miał na myśli „naczelne”, usiłujące adaptować się do życia w środowisku, to może jest coś na rzeczy – od dzieciństwa zupełnie nieźle radziłem sobie z brachiacją, wprawiając w osłupienie rówieśników. A propos liczby 150 – według Doreen Virtue – anioł nr 150 ponoć zapewnia wsparcie i pomaga osiągać życiowe cele. Brzmi fajnie, przy założeniu, że człowiek wie jaki ma cel. Tymczasem spada kolejna kartka z kalendarza i - chcąc nie chcąc – spostrzegamy, że niektóre pociągi odjeżdżają już bez nas. Przedzierając się przez dżunglę życia, co rusz wpadamy w nowe koleiny i problemy. Świat nie jest usłany różami, a może i jest, tylko my tego nie dostrzegamy, raniąc się o kolce strzegące urzekającej woni i piękna? Zaspakajając potrzeby z piramidy Maslowa, jesteśmy dozorowani i prowadzeni na smyczy. Naszymi pasterzami są ci, którzy strzegą, abyśmy żyli tak, a nie inaczej. Tłumaczą, co jest ważne, pouczają, po co żyjemy, tworzą potrzebę naszych potrzeb, panując nad nami realizują swoje potrzeby.

Szukając „białego hipopotama” pędzimy szybciej i szybciej. Czy potrzeby rosną w związku z przyśpieszającą ekspansją Wszechświata? W PRL-u walczyło się o „Pokój”, a teraz walczymy o cztery pokoje z kuchnią! Żyjemy, ignorując słowa Sokratesa, według których „najlepszą przyprawą jest… głód”! Inna sprawa, że to był ewidentny świr, który „wiedział, że nic nie wie”, za psucie młodzieży i niewyznawanie bogów wyznawanych przez państwo jako pokutę podano mu smakowitą… cykutę. Gdy ktoś ośmieli się zająknąć, że może warto przycupnąć, by choć przez chwilę pomyśleć dlaczego jest jak jest, zostaje okrzyknięty heretykiem i lewackim buntownikiem. Jeśli w dodatku bredzi, że ślęczenie nad książkami, uczenie się i szukanie uniwersum nie powoduje łupieżu, a ryb raczej nie powinno się jeść nożem, to prosi się o reprymendę. Dowie się zatem, że jest pokraczną mendą, ma wyłupiaste oczy i już za sam wygląd powinno mu się solidnie nakłaść po ryju. Dowalenie takiemu mądrali to olbrzymia frajda, a przyprawianie mu gęby to najlepszy sposób, by mu gębę zamknąć.

Sąsiad zauważył, iż w czasach jego młodości – Boże, kiedyż to było? - osobnicy mający „coś do siebie”, aby to „coś” sobie wyeksplikować, wyzywali się na tzw. „solo”. Było to swojskie mordobicie, wzorowane na dżentelmeńskich pojedynkach, wieńczących kodeks Boziewicza. Obecnie – idiotyczne skądinąd pojedynki – zastąpiono mniej wyszukanymi potyczkami, w których słowa dostają skrzydeł i potrafią być ważniejsze od ich desygnatu. Teraz media społecznościowe - ze złudnym poczuciem anonimowości – stały się areną bezpardonowych „pojedynków”. Tkwiący nad klawiaturą laptopa czy smartfona „polemiści”, dając upust swym frustracjom, prowadzą dyskurs metodami zdecydowanie niesokratycznymi. Cel jest jasny – zhejtować, obrazić, upodlić i zniszczyć adwersarza. Sąsiad jako człek wiekowy, puentuje to tak: „Po cholerę mi gadżetowe funkcje w telefonie, pieprzę te wszystkie dekodery i inne cholery. Cyberbullying rządzi. Co jest nie tak, że przy postępie w medycynie, coraz więcej ludzi choruje?”. To paradoks Veblena i Giffena, zasługujący na „Krzyk” Muncha. Czy jest jakiś lek, aby nie zwariować?

Może tolerancja i przyjazny stosunek do ludzi? Czy można szukać Boga w drugim człowieku? Według papieża Franciszka tak, ale co on tam wie. Przyjaźń pełni rolę placebo i jest niczym „aspiryna” produkująca endorfiny. Biesiadowanie – przypominające „iskanie” wśród naczelnych - i beztroski śmiech, sprawiają że chce się żyć. Szczęście powoduje garstka ludzi, którzy rozumiejąc nasze słabości, akceptują je i je wybaczają. Można spędzić ciulowe wczasy „na Kanarach”, pośród lubujących się w ostentacji nuworyszów lub niezapomniany urlop z przyjaciółmi w… Łapach Dużych. Nieważne gdzie, ważne z kim! Poeta ksiądz Jan Twardowski mówił: „Przyjaźń tym się różni od miłości, że o ile kochać można się beznadziejnie przez całe życie, o tyle nie da się przyjaźnić bez wzajemności”. Miłość bywa zaślepiona przez egoistyczne libido. Leszek Kołakowski ujął to tak: „Na pierwszym miejscu jest przyjaźń. Bo w każdym ludzkim życiu jest tyle nieszczęścia, bólu, cierpienia, załamań i niepowodzeń, że bardzo trudno zmagać się z nimi samemu. Przychodzi nam to dużo łatwiej, kiedy mamy przyjaciół”. No tak, ale jak się z nimi teraz spotykać, gdy nie można się spotykać!? Przez Skype'a, Whatsappa czy Messengera? Bez jaj!

Z „Kabaretu Starszych Panów” wiemy, że przyjaźń pomaga w kłopotach, bo… „Jeżeli kochać, to nie indywidualnie, jak się zakochać, to tylko we dwóch. Czy platonicznie pragniesz jej, czy już sypialnie, niech w uczuciu wspiera wierny cię druh. Bo pojedynczo się z dziewczyną nie upora ni dyplomata, ni mędrzec, ni wódz. Więc ty drugiego sobie dobierz amatora i wespół w zespół by żądz moc móc wzmóc”. Autor „Doktora Żywago” Boris Pasternak pisał, że „Człowiek rodzi się po to, by żyć, a nie po to, by przygotowywać się do życia”. Jako rosyjski pisarz się nie popisał, bo nie podpisał apelu o rozstrzelanie „gadzin – zdrajców i szpiegów”. A fuj, jakież to niepatriotyczne. W dodatku od łże-elit z „zagranicy” otrzymał literackiego Nobla, pokazowo odmówił, ale od „przyjaciół” i tak dostał za swoje. W czasie fake newsów, pandemii i chaosu, szukamy schronienia w gronie życzliwych ludzi, niestety wojna „polsko-polska” i przyjaźnie wystawiła na próbę.  

Gustaw Holoubek stwierdził, że „najbardziej boi się ludzi małych, niezdolnych, nieutalentowanych (…) bo w tych ludziach rodzi się nikczemność. Oni nawet mówiąc «Dzień dobry» nie wierzą w to dobre życzenie”. Dla takich pojęcie przyjaźni nie istnieje, są podejrzliwi i skrajnie zazdrośni, posądzają wszystkich o wszystko, co sami bez wahania by zrobili. Zawiść i chciwość - to coś, co ich kręci. Nie mając predestynacji pchają się na stanowiska, są niekompetentni więc zdobytej pozycji bronią jak mafijni gangsterzy. Celnie określił to Gombrowicz „czują się sztucznie, bo sytuacja sztuczna”. W tym zbiorze siedzą zarówno bogoojczyźniani „prawdziwi Polacy” jak i „elyta różowego salonu”. Czy sąsiad ma rację mówiąc, że „Polska to stan umysłu”? Oby nie. W sympatycznym bezładzie „Polskiego Ładu” z nadzieją czekamy na kwiecień, kiedy wyjaśnią się wszystkie niejasności i będzie klawo! Aby pozostać w melancholijnie jubileuszowej tonacji, zakończmy może wierszem, brazylijskiego muzykologa i modernisty Mario de Andrade, „Moja dusza się śpieszy”:

Policzyłem lata i odkryłem, że mam mniej czasu do życia, niż do tej pory.
Czuję się jak to dziecko, które wygrało pudełko cukierków: pierwsze je z przyjemnością, ale kiedy zdało sobie sprawę, że zostało ich tylko kilka, naprawdę zaczęło się nimi cieszyć.
Nie mam czasu na niekończące się konferencje na temat statutów i procedur, wiedząc, że nic nie zostanie osiągnięte.
Nie mam czasu, aby znosić absurdalnych ludzi, którzy nie pasują do swojego wieku.
Nie mam czasu, aby zmagać się z miernotami.
Nie chcę być na zebraniach, gdzie króluje napompowane ego.
Nie mogę tolerować manipulatorów i oportunistów.
Niepokoją mnie zazdrośni ludzie, którzy starają się zdyskredytować tych, którzy są bardziej zdolni do zajęcia swoich pozycji, talentów i osiągnięć.
Mój czas jest zbyt krótki, aby omówić nagłówki, ponieważ moja dusza się spieszy, bez wielu słodyczy w paczce.
Chcę żyć z ludźmi, którzy są ludzcy.
Ludzi, którzy potrafią śmiać się z popełnionych błędów, którzy nie lubią swoich sukcesów.
Nie czują się przedwcześnie nazwani i nie uciekają od swoich obowiązków, którzy bronią ludzkiej godności i którzy chcą tylko być po stronie prawdy.
Chcę otaczać się ludźmi, którzy wiedzą, jak dotykać serca innych.
Ludźmi, którzy przez ciężkie ciosy nauczyli się wzrastać poprzez delikatne dotknięcia duszy, co sprawia, że życie warto przeżyć.
Tak, spieszę się, spieszę się do życia z intensywnością, którą może dać tylko dojrzałość.
Staram się nie marnować żadnych słodyczy, które mi pozostały.
Jestem pewien, że będą bardziej pyszne niż te, które już zjadłem.
Moim celem jest dojść do końca, w pokoju ze mną, z moimi bliskimi i sumieniem.
Mamy dwa życia, a drugie zaczyna się… gdy zdasz sobie sprawę, że masz tylko jedno.

Taco Hemingway w piosence „Nie mam czasu”, też o tym wie.


Ryszard Ożóg

comments powered by Disqus


Copyright © 2004-2024 Zbigniew Stos Wszelkie prawa zastrzezone.
Uwagi, opinie i komentarze prosze przesylac na adres portal.brzesko.ws@gmail.com