Coś nazwanego uważamy za istniejące, nawet jeśli tego nie ma.
(Okiem Zofii Mantyki)
2022-02-02
Okiem Zofii Mantyki Coś nazwanego uważamy za istniejące, nawet jeśli tego nie ma.
Co to jest stół, wiemy niezależnie od tego, czy przy nim siedzimy, czy też nie. Stół nazwany stołem, jest stołem, nawet gdy jest okrągły i z powyłamywanymi nogami. A propos nóg, nogi niezaprzeczalnie istnieją, a jeżeli są zgrabne to potrafią nieźle kręcić i to nie tylko podczas tańca. Jak je widzimy, to kręcą, a czasem mogą przepastnie wkręcić. Jak widać, to czego nie widać, może stanowić nie lada pułapkę. Czy musimy widzieć, aby wiedzieć? Wierzymy w istnienie czegoś, czego nie widzimy, bo zostało nazwane. Rzeczy konkretne są konkretne, gorzej z abstrakcyjnymi pojęciami. Tu zaczynają się schody. Czy to truizm, że altruizm to dzisiaj archaizm? Wiemy, co to krzesło, bo można na nim usiąść i się przekonać czy jest wygodne, „elektryczne” jest niezbyt wygodne, ale gdy krzesło oznacza „posadę” znowu jest wygodne. A co jest z prawdą? Prawda doprawdy bywa niewygodna, a czasem do prawdy jej daleko. Ks. Tischner widział to tak - „Są trzy prawdy: świento prawda, tys prawda i gówno prawda.” Zgodnie z prawdą, kłamstwo to grzech, aliści moraliści nic bardziej niedorzecznego nie mogli wymyślić. Większość korzyści przynoszących korzyści polega na kłamstwie, nikt i nic tego nie zmieni. Kłamstwo to narzędzie ze wszech miar użyteczne i pożądane. Jak pisał Mickiewicz: „język kłamie głosowi, a głos myślą kłamie”. Subiektywizacja kłamstwa pozwala, aby je sympatycznie uszlachetnić, stąd w wymiarze narodowym i społecznym to praktyka często sankcjonowana. Najbardziej niewiarygodne kłamstwo staje się najprawdziwszą prawdą, gdy zostanie po wielokroć powtórzone. Media popierające rząd dostają koncesje od ręki, bo mówią prawdę, a media dzielące włos na czworo i szukające dziury w całym, podając przykre wiadomości na jego temat, zwyczajnie kłamią. Bo „wicie, rozumicie” prawda ma być taka jaka ma być, a nie taka jakby to sobie ludziska myśleli, że może być. Szczęśliwie media dające odpór kłamstwu okazale kwitną.
Dziesiątki programów telewizji publicznej z krzepiącymi „Wiadomościami”, obiektywnymi debatami „Zawsze po dwudziestej”, programem satyrycznym „W tyle wizji”, serialem „Kasta”, wytworną „Strefą starcia” i „Sylwestrem Marzeń” to medialne perły. Dzielnie sekunduje im Telewizja Republika. Jedynie słuszną prawdę przedstawiają gazety: „Do Rzeczy”, „Gazeta Polska” i „Nasz Dziennik”. Odrodzona prasa regionalna - pod kierownictwem byłego wójta Pcimia - pokazuje jak wygląda uczciwe dziennikarstwo. Prawdziwe oblicze Polski - dając świadectwo prawdzie, przedstawiają przepełnione miłością bliźniego: Telewizja Trwam i Radio Maryja. Te wotywne dzieła wraz z renomowanym Instytutem Ordo luris pracowicie formatują Polaka do obrony zagrożonych narodowych wartości. Ich misja jest suto dotowana z budżetu państwa. Dyrektor toruńskich mediów, prezes TVP i zacne persony z Ordo luris to ikony moralnej prawości, wzory „Polaka-katolika”. Dla nich tradycyjny związek małżeński jest tak ważny, że starają się być w kilku. A co?! „Alleluja i do przodu!”.
Autor „Myśli nieuczesanych” Stanisław Jerzy Lec, a tak naprawdę de Tusch Letz, antycypował Polski Ład mówiąc: „Dmą w róg obfitości, musi być pusty!”. A my mamy powody do radości, ceny już są zaiste „zachodnie”, wprawdzie pensje dwu, trzykrotnie niższe od zachodnich, ale za to… coraz wyżej opodatkowane, no i smakowita ulga na… renowację pałacyków! Mimo kłód rzucanych pod nogi przez „ulicę i zagranicę”, doprawdy jest się czym chwalić i to nie jest żadna propaganda sukcesu. Zapanowała wreszcie „prawdziwa” sprawiedliwość. Podatki muszą być powszechne, należy zatem wprowadzić jeszcze podatki… od podatków. Jest git, że podatki płacą niepracujący emeryci, ale dlaczego nie opodatkować niepełnoletnich dzieci? Przecież one się wzbogacają dzięki dochodom rodziców. Sporo podatkowych nowinek można jeszcze wprowadzić, tak aby już kompletnie nikt nie wiedział, co jest grane i jak się rozliczać. Nowy system podatkowy to zmyślny labirynt, nawet nić Ariadny nic nie da.
Rzygać się chce, gdy człowiek patrzy na oszustów, rozwodników i pazernych geszefciarzy stłoczonych w chłamie opozycji. W środowisku „Zjednoczonej Prawicy” takich niecnot nie ma, tu moralność jest perfekcyjna. Wirus kłamstwa jest im obcy, bo to ludzie kryształowo czyści jak - nie przymierzając - prezes NIK. Podpierając się „katolickimi wartościami” i w zgodzie z naszym narodowym charakterem tępią zło, karczując obce naleciałości – dzięki czemu żyje się nam coraz bezpieczniej. Sąsiad mówi, że wreszcie może spokojnie wyjść wieczorem na ulicę, bez obaw, że rzuci się na niego czereda wrednych, czarnych homoseksualistów o żydowskich korzeniach. Pociągi jeżdżą teraz szybciej, no to… i opóźnienia są coraz większe, czy to tak trudno zrozumieć?
Najgorszy to jest ten cały Pegasus, który jest i go nie ma… jednocześnie. Tego skrzydlatego konia - jak Konia Trojańskiego - podrzucili nam starozakonni. Sprzedali nam to gówno po to, aby bezpodstawnie oskarżać władze o inwigilację opozycji. Cóż to za ohydna prowokacja! Dalibóg większego szalbierstwa nie mogli sfingować. Opatrzność jednak czuwa i wicepremier „od spraw bezpieczeństwa”, który „wie i nie wie” o istnieniu Pegasusa jest bezpieczny, bo ma tak wyrafinowanie zbudowany telefon, że nie sposób się do niego włamać. Nasza ukryta siła tkwi właśnie… w naszej niekonwencjonalności. Jak mówił pierwszy narciarz Rzeczpospolitej: „Moherowe berety są niczym szare berety Gromu”. A tacy Czesi, czy Komisja Europejska, to mogą nam skoczyć, bo… elektrownia i kopalnia w Turowie zostały zawierzone siłom pozaziemskim! Powodów do dumy mamy moc, bo mamy moc - i tego nie mogą znieść nasi zafajdani sąsiedzi.
Informacyjny pasek z „Wiadomości” TVP przekazał newsa, że „Rosnące zarobki Polaków irytują Niemców”. Tylko patrzeć, a napłynie do nas fala gastarbeiterów z Niemiec, by móc w Polsce zarobić, pielęgnując choćby naszych staruszków. Sąsiad kupił już rozmówki polsko-niemieckie, aby mu jakiś nierozgarnięty Szwab nie wylał basenu do ogrodowego basenu. Jesteśmy zdecydowanie na samym szczycie, inflację mamy najwyższą w Europie, bo… nas stać! Wszyscy nam jej zazdroszczą. Powtórnie nominowany prezes NBP, odrywając się od swych uroczych asystentek mówi, że od nadmiaru kasy dostajemy zawrotu głowy. Wstaliśmy z kolan i wstaniemy jeszcze wyżej! W ustach naszych przywódców słowa dostają skrzydeł i uroczo bujają… w eterze. Czy ornitolog musi umieć latać? Nie, nie musi, stąd nie dziwota, że młodzian bez ekonomicznego wykształcenia i zapalona harcerka z Bolesławca, zostali cennymi wiceministrami finansów. Budżet ma się świetnie, a wiceministrów finansów mamy zaledwie siedmiu.
Wydatki na Kancelarię Rady Ministrów wyniosą w tym roku raptem 800 milionów, a w roku 2015, jak Polska była w ruinie, to było - aż 147 milionów. Owe wydatki wydatnie świadczą, że ówczesna „ministerialna blondynka” chlapiąc tekstem, że „za sześć tysięcy to pracuje złodziej albo idiota”, znieważyła suwerena. Dzisiaj wiceminister haruje za marne… 16 tysięcy. Ta wredna obłudnica była z gangu bandziorów grabiących Polskę od rana do wieczora. Teraz nastąpiła dotkliwa poprawa i jest zupełnie inaczej. Polacy są przekonywani, że nie chcą należeć do wyimaginowanej europejskiej wspólnoty, a „gen sprzeciwu” i liberum veto, to ma być nasze purnonsensowe credo. Jako wielki gracz na politycznej scenie budzimy podziw, jesteśmy gotowi umierać za sprawę, by pokazać światu niezłomność, śmiejąc się śmierci w oczy. Ostatnio się to zgrabnie udaje, szczycimy się największą śmiertelnością w Europie. Umieramy przez cyniczne gierki polityków i ich pomagierów, zbijających kasę na pandemicznym strachu. „Lekarz nie może przyjąć pacjenta, bo… istnieje podejrzenie, że ten może być chory” (sic!). To ilustracja bajzlu w służbie zdrowia. „Media doskonale wiedzą, że nic tak nie ożywia przekazu, jak świeży trup”.
Kontestujący medyczne eksperymenty, sami się szczepią – vide, małopolska kurator. Przed „dobrą zmianą” żyliśmy w „państwie teoretycznym” z „przemysłem pogardy” prawdy. A w jakim państwie żyjemy teraz? Według Hirama Johnsona: „Pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda”. W rozszalałej wojnie polsko-polskiej powstają dziwotwory w rodzaju projektu „ustawy donosowej”. Czy leci z nami pilot? Ekscentryczny światoburca Korwin-Mikke kwestionuje obowiązkowe zapinanie pasów w samochodzie – to ograniczenie wolności, przypominające zamykanie chomika w kołowrotku. A czy wolno chodzić po wysokich górach, jeździć bez kasku, oglądać TVN, słuchać niepolskiej muzyki, przyjaźnić się z homosiem, dworować z władz, leczyć amantadyną? To zachcianki piekielnie niebezpieczne. Kto decyduje o naszym losie i o tym co nam wolno, a czego nie? Hipokryci i szamani, którzy – parafrazując kapitana Wagnera z filmu „CK Dezerterzy” – znają wszystkie pytania i wszystkie odpowiedzi? Zdaniem Olgi Tokarczuk: „Życie zgodnie z oczekiwaniami innych ludzi jest jednym wielkim manowcem”.
Ryszard Ożóg
|