Nastąpi wyjaśnienie całości i… wszystko będzie jasne
(Okiem Zofii Mantyki)
2022-04-04
Okiem Zofii Mantyki
Nastąpi wyjaśnienie całości i… wszystko będzie jasne
Zbliża się dwunasta rocznica katastrofy w Smoleńsku. W obliczu trwającej w Ukrainie wojny rocznica ta nabiera specyficznego błysku. Notowania „Romulusa Wielkiego” według Dürrenmatta, czyli Putina odgrywającego imperatora w kurniku, jako ewentualnego sprawcy katastrofy już w 2010 roku, były wysokie. Władimir Władimirowicz pokazywał skrycie do czego jest zdolny. Skrytobójcze mordy i prowokacyjne zamachy terrorystyczne to jego sympatyczne metody sprawowania władzy. Świat udanie udawał, że tego nie widzi. „Brutusowy” uścisk polskiego premiera był tak szczerze nieszczery, że zapierał dech w piersiach. O katastrofie zapisano tony papieru, nakręcono lichy film, a każdego dziesiątego dnia miesiąca odbywają się osobliwe tragifarsy, gdzie kabotyńscy aktorzy odgrywają swe żałosne role. Ciekawe ilu stłoczonych w pobliżu prezesa żałobników tak gorliwie odwiedza groby swoich najbliższych? Mija dwanaście lat: pięć zestrachanych lat rządów „lemingowatych Europejczyków” oraz siedem „niezłomnych rycerzy prawdy”. O przyczynach katastrofy wiemy już prawie wszystko i… nic. Raporty zacnych komisji o przyczynach i przebiegu katastrofy zapisane zostały złotymi zgłoskami, a odzyskany wrak samolotu dumnie błyszczy w polskim muzeum. W jakim stanie było i jest państwo polskie? Jakie mamy procedury na sytuacje nadzwyczajne? Przy organizacji wycieczki szkolnej muszą być zachowane odpowiednie formalności. Zatwierdzona przez dyrektora „Karta wycieczki” z listą uczestników, rozpisanym planem, środkami transportu i noclegami. A jak było podczas państwowej delegacji? Co i jak było przygotowane? Lądowanie na pastwisku udającym nieczynne lotnisko ilustruje stan i powagę państwa. Trzy dni wcześniej lądował tam też premier, tyle że wojskową Casą, a nie Tupolewem. Gdy ląduje Air Force One, to na płycie lotniska obsługują go dziesiątki Amerykanów z własnymi środkami transportu, medycznym zabezpieczeniem, pirotechnikami i agentami Secret Service, którzy są i w wieży kontrolnej. Na leśnej polanie w Smoleńsku na delegację oczekiwał polski ambasador z personelem swojej placówki i... dziennikarze. To fenomen, no nic ująć, nic dodać. W Katyniu 25 kilometrów od smoleńskiego „lotniska” czekała za to wielka rzesza oficjeli, wiceszef prezydenckiej kancelarii i jego podwładni, którzy przyjechali… organizować uroczystość. Po uzyskaniu wiadomości o katastrofie, nie podjęto decyzji o dotarciu na miejsce katastrofy, aby sprawdzić co się stało. To się w głowie nie mieści. Żołnierze kompanii reprezentacyjnej Wojska Polskiego, funkcjonariusze BOR-u, posłowie i wiele ważnych postaci cierpliwie czekało - na co? Nie mogli ratować ewentualnych rannych, zabezpieczyć terenu i podjąć warty przy ciałach zmarłych? Będąc „na rzut kamieniem” od miejsca katastrofy mogli tam dotrzeć wcześniej od rosyjskich służb. Nie zrobiono zupełnie nic, aby się udać tam, gdzie zginął polski prezydent! Od kogo jak od kogo, ale od przedstawicieli władz, żołnierzy i funkcjonariuszy BOR-u należałoby oczekiwać, że osobiście sprawdzą, co się stało i czy może ktoś nie przeżył! Była możliwość zabezpieczyć dokumenty, które miała przy sobie głowa naszego państwa, telefony i komputery najważniejszych polskich wojskowych, książkę pokładową samolotu. W zamian oczywistych działań, zorganizowano… polową mszę w Katyniu i błyskawiczny powrót pociągiem do domu! Tak, właśnie tak zrobili. Czy późniejszy, charyzmatyczny szef komisji do badania katastrofy smoleńskiej, który był w Katyniu, nie miał wybornej okazji, aby znaleźć się na miejscu katastrofy, bezpośrednio po zdarzeniu? Nikt się do tego jakoś nie kwapił i nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za przebieg zdarzeń. To był pokaz odwagi, rzec można – spisali się na medal. Ciekawe, kiedy nasze władze skontaktowały się z kwaterą główną NATO, by pozyskać zdjęcia satelitarne lotniska z momentu katastrofy, w której zginęło prawie całe dowództwo i zwierzchnik polskich sił zbrojnych – członkowskiego kraju sojuszu? Jakie decyzje podejmował premier i rząd w Warszawie, korzystając z ustalonych procedur na stany nadzwyczajne? Szok szokiem, ale rzecz nie w tym, by pławić się urokami władzy, ale właśnie w sytuacji kryzysowej potrafić stanąć na wysokości zadania. Infantylna niezdolność do działań w stanach nadzwyczajnych to druga katastrofa. Sześć lat temu w felietonie „Czy dwa plus dwa to pięć? Nie, sześć” pisałem o zatrutej atmosferze, jaka od tamtego czasu panuje w kraju. Przyjęto logikę, że kłamie nie kłamca, ale ten, kto nazywa kłamcę kłamcą. Ta bolesna drzazga tkwi w tym samym miejscu do dziś. Cyniczni polityczni hochsztaplerzy rozrąbali Polskę na wskroś i świadomie czy nieświadomie realizują diaboliczny scenariusz pisany w Moskwie. „Jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać” - czytamy w Ewangelii wg św. Marka. Jak widać język nie ma kości, a potrafi łamać kości. Trzeba z uznaniem przyznać, że ostatnie zawrócenie prezydenckiego samolotu do Warszawy, bo… „pojawiły się problemy techniczne”, to już jest pewien mały postęp. Tym razem może to pilot podejmował decyzję i dzięki temu nic złego się nie stało? A, że prezydent USA musiał poczekać, no to trudno. Nie doszło do tragedii, bo zdrowy rozsądek szczęśliwie zwyciężył. „Jakoś to będzie” i „polski pilot potrafi wylądować nawet na drzwiach od stodoły” - może to przeszłość? W sytuacji, gdy sytuacja za wschodnią granicą jest mało zabawna, pojawia się pytanie: Czy mamy mężów stanu potrafiących zapewnić Polakom choćby minimum bezpieczeństwa, czy potrafią wznieść się ponad swoje kompleksy i ambicje? Amerykański prezydent z uznaniem odniósł się do Polaków, chwalił naszą ofiarność i empatię dla uciekinierów z Ukrainy. W przemówieniu wspomniał o dwóch Polakach: Janie Pawle II i Lechu Wałęsie, nie wszystkim to pewnie przypadło do gustu. Dlaczego ten jankeski łazęga nawet się nie zająknął o braciach bliźniakach, którzy wywalczyli naszą wolność i obalili PRL? Zasługi wielkich braci sławić mają nowe szkolne programy „Historii i Teraźniejszości”. O ich gigantycznej roli informują inni bracia, też bliźniacy, wybitni dziennikarze tygodnika „Sieci”, którzy wespół z naczelnym „Gazety Polskiej” niezłomnie dają świadectwo prawdzie. Pomimo swego młodego wieku też znacząco przyczynili się do obalenia systemu. Przypuszczać można, że już w przedszkolu mogli brawurowo walczyć z systemem. Natomiast nasz wielki przyjaciel Biden nie obiecał nam niestety powstania Fort Biden, ale powiedział, że żołnierze amerykańscy bardzo dobrze się u nas czują i to napawa optymizmem. Może nie będą czynnie bezczynni jak nasi waleczni sojusznicy z 1939 roku? Wuj Sam mówił, że mają bronić „każdego skrawka natowskiej ziemi”. Daj Boże, aby nie było z tym podobnie jak z gwarancjami bezpieczeństwa dla Ukrainy, zawartymi w Traktacie budapesztańskim z 1994 roku. Luźne, sympatyczne obietnice poprzedniego prezydenta traktujące o Fort Trump można odnaleźć w książce „The Room Where Happened”, napisanej przez doradcę ds. Bezpieczeństwa narodowego Johna Boltona. Ponieważ życie nie znosi próżni, to nasi przywódcy co chwilę wyskakują z inicjatywami wskazującymi nieodparcie, że w podejmowaniu decyzji jesteśmy niekonwencjonalni. Mój kapryśny sąsiad przekonany jest, że: „Gdyby wydarzył się wojenny scenariusz, to tym razem nie powtórzy się sytuacja z wrześniowej kampanii i obywatele nie zostaną sami, władze nie pierzchną bohatersko do Londynu, nie… bo teraz to będzie Nowy Jork. Ludziska, czując pismo nosem, stoją w kolejkach po paszporty, widać chętnych do takiego bohaterskiego manewru jest więcej. Sławiona niezłomność to towar marketingowy i świetnie nadaje się do uprawiania lansu. Jest takie wyświechtane powiedzenie – pies, który głośno szczeka, nie gryzie. Czy ci, którzy trąbią o niezłomnym patriotyzmie, stroją groźne miny, prężą muskuły i wyzywają innych od zdrajców - nie sprawdzają cichaczem stanu swych zagranicznych kont? Rządzący gotowi są walczyć do… ostatniego Polaka. Gdy będą siedzieć – pod amerykańskim czy australijskim niebem - w wygodnych fotelach, dalej toczyć będą patriotyczne kłótnie, kto bardziej winny i kto doprowadził do rozkładu państwa”. No i powiedzcie Państwo jak tu zdzierżyć tak niemile sarkastycznego sąsiada? Ta przechera wkłada kij do mrowiska i jest upierdliwa niczym gwóźdź - im mocniej w niego bijesz, tym mocniej włazi. Co rusz narusza poprawność polityczną, niezależnie od rządzących opcji. Ryszard Ożóg
|