Nieoficjalny Portal Miasta Brzeska i Okolic 
  Home  |   Almanach  |   BBS  |   Forum  |   Historia  |   Informator  |   Leksykon  |   Linki  |   Mapa  |   Na skróty  |   Ogłoszenia  |   Polonia  |   Turystyka  |   Autor  
 

„Już szron na głowie i nie to zdrowie, a w sercu - ciągle maj!”  (Okiem Zofii Mantyki)  2022-04-25

Okiem Zofii Mantyki

„Już szron na głowie i nie to zdrowie, a w sercu - ciągle maj!”

„Kabaret Starszych Panów” nadawany w TVP od 1958 roku był swoistym fenomenem. W „Milenijnym Roku” kabaret – nie wiedzieć czemu – zniknął z anteny. Rok później – na otarcie łez – zobaczyliśmy „Deszczową suitę” i było po balu. Smakowite kuplety serwowane przez Jeremiego Przyborę i Jerzego Wasowskiego w gomułkowskiej rzeczywistości działały niczym znieczulający Ibuprom. Mijały kolejne lata i nie kto inny, a prezes - zwany czule „Krwawym Maćkiem” - spowodował wskrzeszenie kabaretu. W kolorowej odsłonie „Kabaret Jeszcze Starszych Panów” bawił w TVP prawie trzy lata schyłku dekady gierkowskiej. Niemała część dzisiejszych starszych panów i zawsze młodych pań, wspomina jego specyfikę z nostalgią, nie mogąc zaakceptować współczesnych programów rozrywkowych. Przypuszczalnie dzisiejsze widowiska artystyczne osiągają tak niebotycznie wysoki poziom, iż „ludzie starej daty” nie są w stanie go dostrzec, nawet ci uzbrojeni w okulary i aparaty słuchowe. Język telewizyjnego przekazu skrzy polszczyzną najwyższej próby, może dlatego tak trudno zrozumieć im o co chodzi? Ten warkot czerpie pełnymi garściami ze skarbca języka ulicy.

Media to lustra czasów. Aby wrócić do dawnych lat, warto sięgnąć po książki prezentera muzyki rozrywkowej Dariusza Michalskiego, barwnie ilustrujące postaci świata mediów. Xymena Zaniewska - scenograf TVP, Adam Słodowy i jego „Zrób to sam”, Michał Sumiński z niezapomnianym „Zwierzyńcem”, Andrzej Kurek i Zdzisław Kamiński z „Sondą” czy Irena Dziedzic z „Tele-Echem”, to były osobowości. Jan Suzin, Eugeniusz Pach, Edyta Wojtczak i Krystyna Loska zapowiadali pozycje programowe. Mówili nienaganną polszczyzną i pokolenia Polaków miały sposobność zobaczyć jak mówić należy. Suzin wspomina: „Kiedy zaczynałem pracę, spodziewałem się, że telewizja będzie łączyć świat, że ludzie staną się dzięki niej lepsi, mądrzejsi. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Niestety telewizja to monstrum trzymające nas żylastymi łapskami za gardło. Siedzimy godzinami przed migającą lampą i gapimy się jak sroka na blaszaną łyżkę. Przestajemy samodzielnie myśleć! Głupstwo powiedziane z ekranu nabiera wagi dekretu”. Było to w czasach, gdy spiker odczytując szpigiel nie mógł mówić „Dzień dobry Państwu”, bo przecież „Państwo to byli przed wojną, a tera wicie rozumicie - wszyscy są równi”. Historia jak w „Kole Fortuny” zatacza koło z tym, że dzisiaj widz spędza przed ekranem dwukrotnie więcej czasu.

„Wolny rynek” uwolnił… Dżiny z butelki, pojawiły się „subtelne” reklamy i wyniki oglądalności. Na ekrany wkroczyła armia celebrytów z wyszukaną straganową polszczyzną. Nadobne dziewoje i obcesowe lowelasy gulgoczą z wdziękiem Atkinsona. Aktorami i prezenterami zostają ludzie, którzy mają się podobać, bez względu na warsztat, którym rzadko dysponują. Powinni być ładni i to ma wystarczyć. „Mają parówki zamiast ust i spuchnięte policzki, a zęby robią sobie tak białe, że nie da się na nie patrzeć” - tak ich image spuentowała Ewa Wiśniewska. „Wystarczy pokazać się na ściance, zaliczyć jakiś zawodowy wybryk i jest się gwiazdą. To żenujące. Chciałabym zobaczyć, jak ktoś z ulicy wchodzi do filharmonii i gra koncert Chopina. Albo do cyrku i występuje na trapezie. To niewykonalne. Natomiast w moim zawodzie stało się to normą. Pojawiają się takie nieszczęścia zawodowe i nie dość, że twierdzą, iż potrafią grać, to jeszcze zapisują do ZASP-u, bo… czują się aktorami! Przede wszystkim trudno zrozumieć, co oni mówią. Szemrzą coś pod nosem”. Teraz media stały się autorytetem. Moralizują, recenzują, bawią i… „informują”. Aby się dowiedzieć jaka jest pogoda, nie wychodzi się przed dom, informację ma się z mediów.

Lwią część telewizyjnej „ramki programowej” stanowią pozycje dedykowane widzom, których zasób słownictwa nie przekracza trzech, no… może czterech tysięcy słów. Tasiemcowe seriale i programy rozrywkowe rozrywają… prymitywną głupotą, prostactwem i banałem. W ostatnich trzech dekadach wprowadzono do mediów podprogowy styl i język „ważny dla społeczeństwa obywatelskiego”, ułatwiający komunikację z suwerenem, budujący „słupki poparcia”. Działa swoista wersja prawa Kopernika i Greshama: słowo gorsze wypiera z obiegu słowo lepsze. Język urzędowy przesiąknięty „prawnymi” manierami z dostojeństwem propaguje wtórne ubóstwo językowe. W pismach „urzędowych” nazwisk już się nie odmienia, gwałcąc zasady poprawnej polszczyzny. W latach siedemdziesiątych niejaki Jacek Kleyff smakowicie drwił z - jak go nazywał - „jenzyka milicyjnego”, nadając swojej piosence tytuł „Protokół zeznań pierwszego skrzypka Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia i Telewizji obywatela Kaczorowski Jana”. Nieumiejętność poprawnego używania języka polskiego już prawie nikomu nie przeszkadza. Ojczysty język radośnie zostaje zastąpiony „jenzykiem mediów i internetu”. Polacy nie gęsi... ale niestety, coraz częściej i owszem.

I jak tu się cieszyć majem, gdy spleśniały szron na głowie, a wokół coraz mniej ludzi, z którymi można porozmawiać? Pandemia odwołana, a tu co chwilę ktoś się wykrusza z brzeskiego pejzażu. Znów odeszli kolejni wyjątkowi ludzie. Przedsiębiorca Jurek Kubala, który miał… to coś, czego nie da się zastąpić. Ludzi tak ciepłych i dobrych, obdarzonych poczuciem humoru i dystansem do świata nie ma zbyt wielu. Każdy kolejny odchodzący dotkliwie zubaża nasze życie. Spędzone z nim chwile stają przed oczami i są… niezapomniane. Ci, którzy mieli szczęście go znać doskonale wiedzą, co mam na myśli. Drugi zacny człowiek, mieszkaniec Czchowa, to lekarz Andrzej Goryca. Znałem go zdecydowanie krócej, ledwie szesnaście lat, to też była postać, która wryła mi się głęboko w pamięć. Jego stosunek do świata i ludzi był niedzisiejszy, takich lekarzy nie ma zbyt wielu. Mocował się z przeciwnościami losu, kompletnie nie pasując do uwarunkowań i realiów, które go osaczały. W połowie kadencji zrezygnował z mandatu radnego powiatu, brzydziły go intrygi i polityczne wojenki. Ci empatyczni ludzie dużo osiągnęli w życiu zawodowym i znacząco zapisali swój byt w przestrzeni społecznej. Mieli wiele wspólnych cech, wśród nich życzliwość i odpowiedzialność - to były znaki firmowe. Kiedyś mówiło się o takich - ludzie „z przedwojennego materiału”.

Grono starszych panów topnieje zastraszająco i coraz częściej się czuje, że się coraz mniej czuje. W otaczającym medialnym ubóstwie pozostają sprawdzeni przyjaciele: książki, oglądanie starych produkcji w rodzaju „Moskwa - Pietuszki” Jerofiejewa z brawurową rolą Janusza Gajosa, cieszenie oczu obrazami Thomasa Cole'a i słuchanie ponadczasowych standardów muzycznych. Wspominam słowa przyjaciela z młodzieńczych „skawińskich lat”, Bogusia Iwanowicza - sportowca, plastyka, muzyka i w ogóle szalenie zakręconego gościa, który odszedł przed paroma tygodniami: „Niech nam żyje pierwszy maja, znów będziemy robić jaja”. Obaj urodziliśmy się w maju tego samego roku, trzy miesiące po śmierci Stalina. Ukuliśmy stwierdzenie, że „to był najlepszy rok w historii XX wieku”. Przysłowie: „kto się w maju urodzi, dobrze mu się powodzi” - w naszym przypadku może się i trochę sprawdziło? Boguś pracował w krakowskim biurze projektów z nieodżałowanym brzeskim oryginałem, świetnym narciarzem, architektem Januszem Witowskim. Diapazon kolegów i przyjaciół boleśnie się kurczy. Na posterunku trwa jeszcze stetryczały sąsiad, który nieco się rozmarzył i rzekł: "Wiesz co, w tej zepsutej Europie to - o zgrozo - ponoć można w samoczwart i w samotrzeć, a u nas to jedynie samowtór”. Aby mi sprawić małą przyjemność, niedbale dodał: „Trzymać to ty się jeszcze jakoś trzymasz, ale puścić to ty się już nie puścisz!”.

Ryszard Ożóg
comments powered by Disqus


Copyright © 2004-2023 Zbigniew Stos Wszelkie prawa zastrzezone.
Uwagi, opinie i komentarze prosze przesylac na adres portal.brzesko.ws@gmail.com