Nieoficjalny Portal Miasta Brzeska i Okolic 
  Home  |   Almanach  |   BBS  |   Forum  |   Historia  |   Informator  |   Leksykon  |   Linki  |   Mapa  |   Na skróty  |   Ogłoszenia  |   Polonia  |   Turystyka  |   Autor  
 

Którędy, którędy droga do… Edenu?  (Okiem Zofii Mantyki)  2022-10-24

Okiem Zofii Mantyki


Którędy, którędy droga do… Edenu?


„Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze miejsce w synagogach. Chcą by ich pozdrawiali na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi” (Mt 23, 3-7).

Można zapytać – co jest łatwiejsze: przewidywanie przeszłości czy wspominanie przyszłości? Pytanie – samo w sobie – wydaje się absurdalne, ale ile zjawisk wydających się jako absurdalne, traktuje się jako racjonalne? Czy to nie paradoks? Spróbujmy zatem napisać zjadliwy tekst o niezjadliwym daniu. Ponoć silne umysły omawiają pomysły, przeciętne omawiają wydarzenia, natomiast słabe – ludzi, taka jest reguła reguł i spróbujmy się w nią wpisać.

Sąsiad dość nierozważnie zaprosił mnie na siedemdziesiąte urodziny. Jubileusze przypominają nieco szalone „osiemnastki” à rebours. Będąc na takim balu - chcąc nie chcąc - uzmysławia sobie człowiek, że w zasadzie to już jest jakby po balu i… zbliżamy się po horyzontu kres. Zamiast frywolnie poddać się nastrojowi i pobiesiadować - biłem się z myślami, którędy i dokąd? Przecież coś się zaczyna i coś się kończy, a kto jest depozytariuszem prawdy? Która encyklika ma oświetlać drogę: „Veritatis splendor” czy „Veritatis gaudium”? Czy prawda jest dana raz na zawsze i trzeba ją pokornie akceptować, czy jest przedmiotem poszukiwań? W jakim miejscu jesteśmy, otoczeni czcigodnymi głosicielami prawdy? Dobrodzieje, posiadający wyłączność na prawdę, domagają się penalizowania „niewiernych”, a w swych szeregach obłudnie kryją przeróżne deformacje i przestępstwa. Mentalność postkonstantyńska kontrastuje z teologią wyzwolenia Soboru Watykańskiego II. Znajomy przysłał mi niedawno temat lekcji religii z klasy V - „Moje drzewo rodowe, czyli kto pochodzi od małpy, a kto od Adama i Ewy?”. Tak, to nie ściema, jego syn chodzi właśnie do tej klasy.

Historia ludzkości dostarcza niezliczoną ilość przykładów jak instytucjonalne kościoły realizowały swą działalność misyjną, „pozyskując” wyznawców. Największe religie świata mają bogate karty podbojów pogańskich ziem, na których pracowicie zaprowadzano swój „porządek”. Wyprawy krzyżowe, kolonizacja Ameryk, Afryki, Azji i Australii, wojny religijne i krew przelana w „imię Boga”, to stały element zdobywania i sprawowania władzy. Symbioza tronu i ołtarza towarzyszy ludzkości od zawsze. Religie mają człowieka… zbawić i to nie jest zabawne. Kościoły instytucjonalne nie znoszą autonomii jednostek. Kiedy uświadamiamy sobie, że jesteśmy zdolni cieszyć się pięknem natury, kulturą, muzyką, malarstwem, matematyką, miłością, to odczuwamy, że to są sfery przesycone obecnością Boga. Rozczytując się w książkach księdza Michała Hellera z jego wrażliwością na transcendencję w kosmosie, szukamy istoty wszechświata. Wolność intelektualna bez podpórek w postaci pouczeń, ideologii, nakazów i zakazów jest pełnią człowieczeństwa. Czy to nie nasz umysł jest miejscem, w którym Bóg nam się objawia, czy nie w nim rozbłyskują różne znaczenia, dzięki którym mamy nadzieję na zbliżanie się do prawdy? Konfrontacja z religiami i innymi ideami to intelektualna przygoda, pozwalająca na czerpanie z nich inspiracji w doświadczaniu szczęścia.

Założyciele i twórcy ruchów religijnych zwykle stronili od polityki. Jezus Chrystus ukrzyżowany przez Rzymian został uznany za buntownika mającego rzekomo podburzać do walki z rzymskim okupantem. Wydany na Jezusa wyrok nie miał oczywiście nic wspólnego z jego nauczaniem. Jezus był pacyfistą, sprzeciwiającym się politycznemu zaangażowaniu, żył z prostymi ludźmi, stroniąc od establishmentu. W oczach dzisiejszych prawdziwych patriotów uchodziłby najpewniej za pacyfistycznego lewaka. A gdy Konstantyn uczynił z chrześcijaństwa religię państwową - stało się. Zaprzeczył tym samym słowom Jezusa: „Oddajcie tedy, co jest cesarskiego cesarzowi, a co jest bożego, Bogu”. Od tego czasu historia Kościoła to już wielce osobliwe pasmo „sukcesów”. Topos raju utraconego i niechęć do krytycznej refleksji nad samym sobą i własną tożsamością to lenistwo intelektualne. Ksiądz Tischner pisał: „W moim życiu filozoficzno-kapłańskim nie spotkałem kogoś, kto stracił wiarę po przeczytaniu Marksa czy Nietzschego, natomiast na kopy można liczyć tych, którzy ją stracili po spotkaniu z własnym proboszczem”.

Oświetlanie i ukazywanie ciemnych stron Kościoła to nie jest walka z Kościołem, a już na pewno nie z Panem Bogiem, to oczyszczające czyszczenie brudów, kwestionujące stosowanie podwójnych standardów. Wyniki przeprowadzonej niedawno, corocznej akcji liczenia wiernych, powinny dać hierarchom co nieco do myślenia. Rozniecany polityczny ogień w polskim Kościele przynosi określone rezultaty. Nie potrzeba stu dni siedzenia w studni, by stworzyć studium na ten temat. Na szczęście są i kapłani, którzy potrafią łączyć, a nie dzielić. W niedzielę w okocimskiej świątyni odsłonięto tablicę upamiętniającą drugą rocznicę śmierci księdza Stanisława Gutowskiego. Ten kapłan był księdzem nietypowym, trzymającym się z dala od polityki. Łączył ze sobą wszystkich ludzi, bez względu na ich polityczne poglądy i sympatie. Ten skromny, przyjazny człowiek, z którym miałem okazję wielokrotnie rozmawiać, nie lubił oceniać ludzi. Darzyliśmy się wzajemną sympatią. To był niesamowicie empatyczny, cichy, kochający ludzi człowiek. Tak się złożyło, że akurat na tę niedzielę przypadł tekst Ewangelii (Łk 18, 9-14) o faryzeuszu i celniku. Okocimskiemu księdzu na pewno daleko było do faryzeusza.

Obecny rozwój sytuacji na świecie jest doskonałą ilustracją politycznego charakteru ugrupowań odwołujących się do ultrakonserwatywnych światopoglądów. Alians tronu z ołtarzem przybiera w Polsce coraz bardziej karykaturalne formy. Ale to nie są tylko nasze klimaty, podobne zjawiska miały miejsce w USA w czasie poprzedniej prezydentury, która w fundamentalistycznych grupach protestanckich odnajdywała swoich najwierniejszych sojuszników. Dla Putina rosyjskie prawosławie to skuteczna legitymacja jego autorytarnych, zbrodniczych rządów. Oczywiście nie dotyczy to tylko wyznań chrześcijańskich, wystarczy przypomnieć Turcję Erdoğana z islamem jako inspiracją dla tureckiego patriotyzmu. Państwa arabskie są poza wszelką konkurencją, gdyż tam fundamentaliści z niczym się nie kryją. W jaką stronę zmierza świat? Czy wiara i ludzie są traktowani przedmiotowo czy podmiotowo – w niespokojnych i pełnych chaosu czasach?

W II wieku, a więc blisko sto lat przed Konstantynem, który upolitycznił chrześcijaństwo, powstał słynny list do Diogneta. Jest w nim mowa o tym, że chrześcijanie niczym nie różnią się od innych. No może tym, że są bardziej od innych szczęśliwi. Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą. Kochają wszystkich ludzi, a wszyscy ich prześladują. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Obrażają ich, a oni okazują wszystkim szacunek. Czynią dobrze, a karani są jak zbrodniarze. Żydzi walczą z nimi jak z obcymi, Grecy ich prześladują, a ci, którzy ich nienawidzą, nie umieją powiedzieć, jaka jest przyczyna tej nienawiści. Nie mogło tak pozostać? Czy zmiana to jedyna niezmienna rzecz w życiu?

Ryszard Ożóg

comments powered by Disqus


Copyright © 2004-2024 Zbigniew Stos Wszelkie prawa zastrzezone.
Uwagi, opinie i komentarze prosze przesylac na adres portal.brzesko.ws@gmail.com