Częstochowskie catenaccio
(Okiem Zofii Mantyki)
2022-11-29
Okiem Zofii Mantyki Częstochowskie catenaccio Tak się jakoś złożyło, że adwentowemu oczekiwaniu towarzyszy impreza, która jakby nieco przyćmiła radosne oczekiwanie. Rozentuzjazmowane miliony wielbicieli kopania skórzanego balona składają modły do swych futbolowych bóstw. Mundial to ponoć największe święto, a na stadionowych ołtarzach odbywają się nabożeństwa, gromadzące wyznawców wszystkich religii. Narodowców i lewaków, kiboli i gospodynie domowe, hetero i homoseksualistów, podobno wszyscy są kibicami! Nad Wisłą lubimy wierzyć w cuda i wiemy, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jak by nie patrzeć – kibice to mocarze w… zaklinaniu rzeczywistości. A jak by patrzeć, to mecze biało-czerwonej drużyny przypominają… poniedziałkowe wyjście na miasto. Niby ma się na to ochotę i przygotowanie wygląda obiecująco, ale zaraz po otwarciu drzwi… chcesz wrócić do domu, położyć się w łóżku i zakryć głowę poduszką – jak napisał hiszpański dziennikarz. W historii naszego oręża celebrujemy heroiczne klęski i to one są naszymi największymi sukcesami. Na piłkarskim stadionie tym razem ciekawa metamorfoza. Cytując klasyka: wiemy, że nie da się „odkisić ogórka”, zatem przyjęliśmy pragmatyczną postawę. Przestaliśmy odgrywać herosów i udawać, że potrafimy prowadzić otwartą grę i… z fasonem przegrać. Tym razem postawiliśmy na częstochowskie catenaccio i - jak dotąd - mamy fart. Wisi nam „co o nas powiedzą” inni. Niech się popaprańcy krzywią i mamroczą, że rozpaczliwa obrona to antyfutbol. Nam to rura. Piłka nożna to nie gimnastyka pięknoduchów w rajtuzach, czy rozmemłanych ciot, wykręcających piruety w jeździe figurowej na lodzie. To prosta gra, trzeba kopnąć tak, by strzelić gola - ot i wszystko, cała filozofia. Jak się uda, to nawet i ręką Boga. Gra się tak, jak przeciwnik pozawala i my tak gramy! Czy coś jest ładne, czy nieładne, czy się komu podoba czy nie podoba, a kogo to obchodzi? Liczy się wynik! Jak w tej włoskiej dykteryjce: „Dwaj przyjaciele, Alessandro i Claudio, siedzą sobie w restauracji i popijają wino. W pewnej chwili Claudio mówi: - Wiesz co? Nie podoba mi się, że codziennie wracając z pracy, zastaję cię w sypialni z moją żoną. – Wiesz Claudio, właściwie to kwestia gustu. Jednemu się to podoba, a innemu tamto…”. No właśnie, poczucie smaku, a zwłaszcza sukcesu, to sprawy mocno dyskusyjne. Podobno mężczyzna odnosi sukces, gdy zarabia więcej niż jego żona… jest w stanie wydać. Kobieta zaś odnosi sukces, kiedy znajdzie takiego mężczyznę. Obecnie w Europie role się nieco zacierają, bo gender wściekle atakuje, więc już nie wiadomo: kto i kiedy odnosi sukces? No, cóż - Cyryl jak to Cyryl, ale te Metody! Zostawiając na boku piłkarskie fascynacje, Polacy – jak zwykle – dwoją się i troją, by stawiać się w możliwie najtrudniejszym położeniu. Najświeższy przykład ze spektakularnym odrzuceniem rakiet systemu Patriot jest symptomatyczny. To oczywista oczywistość, że obrona Polski przez Niemców systemem Patriot byłaby… zupełnie niepatriotyczną „ozdobą”. To jest niedopuszczalne przez siedem pokoleń! Na takie idiotyzmy to mogą sobie pozwolić tchórzliwi Litwini czy Słowacy. Rozlegają się wielce roztropne głosy, że to niecna pułapka, zastawiona przez NATO i Niemców na naszą niezawisłość. Kto wie, w kogo by te rakiety strzelały? My się nie damy zwieźć szkopskim zagrywkom, to nie mundial, stąd cięta riposta i propozycja umieszczenia rakiet na Ukrainie. Ten finezyjny, dyplomatyczny majstersztyk, godny jest forteli Odyseusza. Po niesławnie sławnym projekcie z natowskimi myśliwcami, czy planem utworzenia misji wojsk NATO na terytorium Ukrainy, przedstawionym w Kijowie przez „genialnego stratega” – świat rozdziawił gęby i milczy. Nasze bezpieczeństwo spoczywa w rękach niezłomnego bohatera. Możemy spać spokojnie, nie tylko w Przewodowie. Mój poczciwy sąsiad - przyklejony do telewizora, niczym rata do kredytu - uważa, że nasza strategia w polityce zagranicznej, podobnie jak i poczynania na boiskach mundialu, to obraz… „Siedzi stary Serb pod drzewem, wokoło niego kupa wnuków, a on im opowiada, jak to było podczas wojny. – Raz Niemcy złapali mnie i dwóch ochotników, Rosjanina i Rumuna. Dowódca Niemców zapytał, co wolimy: żeby nas przeleciał cały ich oddział czy żeby nas rozstrzelali. Rosjanin jak to Rosjanin, mówi, że życie ważniejsze, więc się Niemcy za nim ustawili i go… wy…..ali. Rumuna też strach obleciał, więc mówi: «Cóż robić, życie cenniejsze…». Więc i jego Niemcy przelecieli. Tak, drogie dzieci, tak to było podczas okrutnej wojny. – Ale dziadku, a co się z tobą stało? – pyta zaciekawiony wnuczek. Na to dziadek: – Eeech, tego… Dzieci… Mnie Niemcy rozstrzelali…”. Ryszard Ożóg
|