Nie poślizgniesz się na skórce banana, tylko na g…
(Okiem Zofii Mantyki)
2023-02-28
Okiem Zofii Mantyki
Nie poślizgniesz się na skórce banana, tylko na g… Norwid mówił, że Polak to patriota wielki, ale obywatel żaden. No cóż, Polacy po prostu nie lubią siebie jako społeczeństwa. Nie lubią sąsiadów zza ściany, współpracowników i współmieszkańców, za to, że… są. A jeśli – co nie daj Bóg – dobrze się im powodzi, no to tym bardziej trudno to tolerować. Hola, hola, oczywiście, że to jest tylko impertynencki żart i krotochwilna nieprawda. Ktoś, kto by się ośmielił tak wypowiadać o naszych rodakach, okrzyknięty byłby kłamliwym polakożercą. Wiadomo, że rzeczywistość jest zgoła inna. W naszym na wskroś katolickim kraju, prawdziwi Polacy darzą bliźnich bezkresną miłością, a egoizm, zawiść, chamstwo czy nienawiść to zjawiska niemieszczące się w katalogu cech narodowych. Jest takie powiedzenie, że: im lepiej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta. Czy zwierzęta mają kompensować brak więzi społecznych? W Polsce mamy ponad 8 milionów psów, jesteśmy więc krajem „psami stojącym”, czy to taka lewacka „europejskość”? Na zachodzie maniera posiadania zwierzaka w domu przybrała karykaturalny kształt. Zamiast dzieci „fundują sobie” psa lub kota. Pies ma tam prawa, a właściciel obowiązki, wynikające z posiadania zwierzaka. Jeśli pies jest zbyt „pyskaty” i zakłóca spokój, właściciel ma spore kłopoty, a na ulicy nie ma mowy, by pies mógł pozostawić ślady swej bytności. U nas subtelne utwory wykonywane przez „wyjca-solistę” sprawiają słuchaczom dużą frajdę. Wszyscy z rozczuleniem rozumieją, że szczekanie to dedykowana im „psia mowa”. Właściciele czworonogów zachowują się na co dzień niezwykle elegancko, całkiem podobnie jak nasi kierowcy na drogach. Pełna kultura, wytworna kurtuazja i szarmanckie poszanowanie współuczestników. Dzięki temu, w dzień przechodzień całkiem łatwo może przedrzeć się przez chodnik, tak by się nie poślizgnął na psim gównie. W nocy slalom między odchodami wymaga nieco większej sprawności, ale o tej porze porządni obywatele, swymi niewidzącymi oczami, oglądają TVP. Czasy „słusznie minione”, w których przybyli do Nowej Huty nuworysze trzymali w łazienkach drób i wieprzki… bezpowrotnie minęły. To zabawna przeszłość, choć niektóre zachowania, nieodparcie przywodzą na myśl sympatycznych bohaterów "Konopielki". Rozbujani szlagierami disco polo, z gębami wzniosłych sloganów o narodowej kulturze, epatują uroczą wytwornością. Podczas pobytu w restauracji, nikt nie siorbie i nie puszcza bąków, a niemniej eleganckie chowanie za pazuchę cukru czy kosteczek masła – „bo przecież zapłacone” – to ucieszna klasyka. Dla wielu pozerów pies stał się swoistym emblematem zadawania szyku i nowobogackiej „lepszości”. Wypada mieć psa, podobnie jak… półtorametrową półkę książek w salonie. Ilość psów w miastach jest większa niż na wsi. Przy sileniu się na szykowną konwencję, braki kulturowe wyłażą dość niespodziewanie, jak przysłowiowa „słoma z butów”. Nowe zwyczaje skutecznie wypierają staroświeckie obyczaje. Trawniki osiedlowe i tereny zielone przylegle do prywatnych posesji, gównianym wystrojem przypominają boiska piłkarskie, suto i barwnie zasłane osobliwym konfetti, jak po finale Ligi Mistrzów. Szykowne paniusie i dostojni panowie, spacerując dumnie z czworonożnym pupilem, przeważnie nie mają nic na uprzątnięcie efektów wypróżnienia swego ulubieńca. Zupełnie abstrahują od faktu, że przecież ktoś tutaj mieszka i jest średnio kontent z uroczego pola minowego, będącego efektem wytwornych spacerów defekacyjnych. Żeby nie być posądzonym o stronniczość, wypada zauważyć, że szczęśliwie są i tacy, którzy nauczyli swych „braci mniejszych” nieszczekania za młodu. Wychodzą z nimi na dwór – czy jak kto woli na pole – z woreczkiem i… nie ma problemu. To takie proste! Związki kynologiczne i felinologiczne troskliwie dbają o los zwierząt, można odnieść wrażenie, że niestety nie ma kto zadbać o los ludzi. Jesteśmy krajem, w którym jest około 17 tysięcy weterynarzy, zdecydowana większość to specjaliści zajmujący się psami i kotami, wykonujący zaawansowane badania czworonogów. Na 1000 psów przypada 2,1 lekarza. I ciekawostka – jakby zapytał niedościgły felietonista Kisiel: „Zgadnij koteczku – ilu lekarzy przypada u nas na 1000 pacjentów? Około 2,5 – to dość wymowne. Wynika stąd, że psy raczej nie mają „pieskiego życia”. Salony pielęgnacyjne, studia fryzur i inne przybytki ukazują, że – jakby powiedzieli Rosjanie – „s żyru biesiatsia”. Pies na wizytę u specjalisty oczekuje zdecydowanie krócej niż człowiek. Psy nie płacą obowiązkowych składek zdrowotnych na Narodowy Fundusz Zdrowia i nie mają ministra, by o nich dbał. Do pełni szczęścia brakuje im tylko 500 +, wówczas miałyby jak w raju. No, ale wiadomo, że w każdym raju diabeł mieszka. Mówiąc wprost, psy też nie mają łatwo, bo zagrażają im… ptaki. Świadczy o tym ponura facecja: „Kochający mąż kupił małżonce maleńkiego, rozkosznego yorka z rodowodem. Szczeniaczek pałętał się swawolnie po kuchni, babcia otwiera lodówkę i… zamrożona kaczka spadła na yorka, i go zabiła. Nie mogli pozwolić na to, by być gorsi od sąsiadów, więc się znów wykosztowali i niebawem kupli drugiego, równie reprezentacyjnego. Pojechali na rodzinny, niedzielny piknik, spacer w skałki pod las i… porwał go drapieżny Bielik”. Sąsiad kwituje to na swój sposób: „Musimy jakoś przetrwać przypływy i odpływy morza zwanego życiem. I tak, twój pies nie szczeka, ale za to ty… oczywiście musisz ujadać, aby notorycznie wkurzać ludzi”. Ryszard Ożóg
|