Zaduszkowe wypominki.
(Okiem Zofii Mantyki )
2023-11-01
Okiem Zofii Mantyki Zaduszkowe wypominki. Wspominki, na które sobie tutaj z sąsiadem niecnie pozwalamy, to nie są błagalne wypominki. Robiąc fikuśne przytyki i wypominając komuś coś z wyrzutem, dworujemy, a nie błagamy. Tegoroczny listopad nastraja nas do trzpiotowatych „wypominek”. Niebawem ruszy żałobny kondukt tych, którzy „odejdą”… ze świecznika. Oni nie „umrą”, bez obaw! W lunaparku strasznych luster paradnie lewitują na karuzeli politycznych przepychanek. Czy coś strasznego się stało? Otóż nic. „Spoko”, to nie 1989 rok. Wówczas coś się wydarzyło. Inna sprawa, że niekoniecznie tak jak to jest przedstawiane. W krainie „Króla Ubu” określenie „prawo i sprawiedliwość” to figlarny aforyzm. W kolejnych aktach groteskowego dramatu Alfreda Jarry'ego wszystko przebiega zgodnie z planem. Wygrali ci, którzy przegrali, natomiast przegrali ci, co odnieśli wiekopomne zwycięstwo i… wszystko się zgadza.
Dla mantyczących „symetrystów” to, co się stało, to rzecz zwyczajna. Najboleśniej ów epizod przeżywają plemiona, które rywalizowały. Jedni wpadli w burleskową euforię, drudzy w rozpacz. Analizują co też było powodem, że „obóz patriotyczny” dostał łupnia. Czy zgubiła ich - jak poprzedników i poprzedników poprzedników – pazerność, nepotyzm i arogancja? Wiara, że „ciemny lud” wszystko kupi – okazała się naiwnością. Traktowanie Polaków „z buta” i obkładanie wybranego sortu infamią kończy się zawsze tak samo, niezależnie od tego kto i kiedy sobie na to pozwala. Najsmutniejsze jest to, że ludzie - szczególnie młodzi – poszli głosować nie za kimś, tylko przeciwko komuś. Nocne kolejki do urn to był wyraz oburzenia na kłamstwa cieknące ze wszystkich stron. Na ile ten sygnał dotrze do polityków – to inna sprawa. Suweren to nie jest sutener wynajmujący polityków na kolejną kadencję, jak myśleli niektórzy.
A teraz dykteryjka: „Na uczelni podczas wykładu profesor użył wyrazu dylemat. Student, nie bardzo rozumiejąc co to słowo oznacza, poprosił wykładowcę, by mu to objaśnił. Wyobraź sobie, że na tapczanie po jednej stronie leży roznegliżowana, seksowna kobieta wamp, a po drugiej gej. Znajdujesz się w środku i masz dylemat… do kogo się obrócić tyłem?!”. W podobnej sytuacji znajdują się wyborcy, wybierać mają kto ich będzie… no właśnie. Politycy zalotnie kuglują hasłami. Pojęcie patriotyzmu jest niezwykle barwnie definiowane. Patrioci ginąć mają: za króla, za cesarza, za Boga, za naród i podobno „za wolność”. Tylko co to oznacza? Czy wolność to wolność „od czegoś”, czy wolność „do czegoś”? Z którą interpretacją zgadzać się czy nie zgadzać – Isaiaha Berlina, Józefa Tischnera, czy… no właśnie, kogo? Stripowanie historii trwa. Oczywiście nie sposób o tym poczytać w zalecanym hitowym podręczniku do HiT. Wiara, że Polska ma funkcjonować jako regionalny hegemon i byt niezależny jest fascynująca. „Obóz patriotów” wierzy w to święcie, a „obóz zdrajców” zdaje się zupełnie w to nie wierzyć. Jaką zatem politykę nasi „mężowie stanu” prowadzą? Czy oba obozy to ślepcy tańczący na linie w hipnotycznym transie? Czy los Polaków jest w rękach dzieciaków obrzucających się piaskiem i wyzwiskami? Dlaczego świat nie kocha nas za naszą naiwność i wyjątkowość? No, może właśnie dlatego. Sąsiad – jak to on – kłapie, że my chcemy i nie chcemy być niezależni. Czy ONZ, Unia Europejska i państwo Watykan traktują nas jak kondominium? Jaka jest szansa by państwo znajdujące się w środku kontynentu mogło być niezależną wyspą? Zdaniem sąsiada – olbrzymia. Wystarczy zrobić przekop od Bałtyku dookoła naszych granic i już. Wtedy Polska jak nic będzie… „od morza do morza”. Państwo, poprzez system prawny podporządkowując obywateli, ogranicza ich wolność. Ile miał „do gadania” przysłowiowy „Nowak” w II Rzeczpospolitej, którą często stawiamy za wzór? A jak to było w poprzednich wiekach? Kto pamięta, że dopiero nasi… zaborcy zlikwidowali „pańszczyznę” i wprowadzili obowiązek noszenia nazwisk? Polacy niezbyt szlachetnie urodzeni zapewne musieli się czuć świetnie, bo ich pan może był i srogi, ale to przecie był… polski Pan. O ile sympatyczniej jest, gdy doi cię swój. Wspomnijmy rubasznego facecjonistę Mikołaja Reja i jego „Krótką rozprawę między trzema osobami, Panem, Wójtem a Plebanem”, którą wydał był – a jakże – pod pseudonimem Ambroży Korczbok Rożek. Ten przekorny „smok z Okszy” i tak trafił do pierwszego polskiego „Indeksu Ksiąg Zakazanych”. Ubzdurał sobie bowiem był, iż Polacy nie gęsi i swój język mają. W „Ubulandzie, czyli nigdzie” pracownicy TVP straszą, że czeka nas okrutna cenzura i emisariusze prawdy nie będą już mogli głosić jedynie słusznej prawdy. Jak widać żarty się kończą nie tylko w Polsacie, który „zdjął” z ramówki „Kabarety na żywo”, bo… ośmielały się dowcipkować z władz. To ucieczka do przodu. Marcin Wolski – znany satyryk, o którym tu niejednokrotnie wspominałem – snuje refleksje, że TVP w uprawianej propagandzie chyba trochę przegięła (sic!). A to ci niespodzianka. Teraz, gdy ryży Byczysław już stoi u bram, aby z brukselskimi sotniami zdusić resztki wolności, niezłomni rycerze prawdy usiłują się bronić trupem zdechłego niedźwiedzia. No tośmy się doigrali. I pomyśleć, że było tak dobrze! Czy zostają już tylko wypominki i nekrologi? Świat się zmienia, a w krainie „Króla Ubu” zabawa trwa w najlepsze. Nieprawdaż? Prawdaż. Ryszard Ożóg
|