Skumbrie w tomacie pstrąg
(Okiem Zofii Mantyki)
2024-03-05
Okiem Zofii Mantyki Skumbrie w tomacie pstrąg Ruszył z kopyta wyścig samarytan głoszących poświęcenie dla małych ojczyzn, kraju, a może i wszechświata. Ich poświęcenie robi ogromne wrażenie i nie ma „ale”, bo coś, co z pozoru wygląda jak wygląda, nie zawsze tak wygląda. W koktajlu samarytan słodką grupę stanowią „świeżynki”, czyli ci, co dali się namówić na start, choć średnio ich to rajcuje. Reguły wyścigu są tak skrojone, że trzeba skompletować długą listę kandydatów. Stare wygi doskonale o tym wiedzą, „świeżynki” niekoniecznie. Wielka polityka w gminnej zagrodzie ma wyblakło-pstrokaty koloryt, a motywacje startujących bywają najrozmaitsze. Najczęściej to pomoc dla liderów i wówczas robi się za wielkanocnego „zajączka”. Spora grupa to ci, którzy uwierzyli, że aby wygrać trzeba grać i niektórym się udaje. Dla liderów to tlen i życie. Świetnie się w tym czują, to ich emploi, a niekiedy i zawód, na którym się nie zawiedli. W ich przypadku kampania wyborcza trwa stale, to spiritus movens szarej codzienności Czasy, gdy kraj był zgrabnie zcentralizowany to prehistoria. Przysłowiowe szare drogi powiatu były jak ścieżki na turystycznych szlakach. Pytania kierowców w CB Radio: „mobilki, jak tam ścieżka?” – są figlarnym zwrotem nawiązującym do tamtych lat. Infrastruktura będąca w kompetencjach samorządu to dzisiaj inny świat. Przez minione lata niektórym udało się zrobić więcej, innym mniej, ale możliwość decydowania o lokalnych sprawach to wspaniała rzecz. Ludzie wiedzą, co im w duszy gra i co im potrzeba – na ogół… każdemu co innego. Idea społeczeństwa obywatelskiego – z jego wszystkimi wadami – to szansa na podejmowanie dobrych i złych decyzji. Przygoda działalności samorządowej jest przygodą, którą warto przeżyć. Chodząc po ulicach widać jak wiele się zmieniło. Oczywiście można było zrobić więcej i lepiej. Start w wyborach niekoniecznie musi świadczyć o skłonnościach somnambulicznych – jak podejrzewają niektórzy. Opowieści, że w samorządach nie ma polityki to bajki dla grzecznych dzieci. Ordynacja wyborcza, komitety z parytetowymi listami, progi wyborcze, liczenie mandatów metodą D'Honta to narzędzia manipulacji. Tworzone obwody też mają swoją specyfikę. Wybory są plebiscytem popularności, o wyniku którego decydują walory mające rzadko coś wspólnego z kompetencjami. „Jedynka” na partyjnej liście może być ignorantem, a i tak wielbiciele partii – jak oślepiony cyklop Polifem – z zapałem głosują na swojego „Nikta”. Przypomina to Konkurs Piosenki Eurowizji. Najważniejsze, by kandydat startował z właściwej listy i miał frapujące banery, kogo obchodzi czy zna nuty? Aby zostać radnym, nie trzeba mieć żadnych kwalifikacji, podstawa to kabotyńska sprawność. Na tym z grubsza polega demokracja, tu o gustach się nie dyskutuje. Johann Strauss i Zenek Martyniuk to tacy sami wirtuozi. „Śpiewać każdy może” i każdy może zostać radnym. Trudności i rozterki pojawiają się później. Polityczne rozgrywki, koalicje, intrygi, dyscyplina klubowa, niestety „nie jesteśmy dżentelmenami, jesteśmy samorządowcami”. Zostałeś radnym, twoje otoczenie w mig udowodni, że jesteś inny i jesteś temu winny. Osnuje cię mgła zazdrości i niedomówień. Jeśli nie chcesz naginać prawa i odmówisz komuś tego czy owego, to jesteś arogancki buc. Twoje osiągnięcia i starania nie znajdą uznania, nie licz na to. „Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził” – to mądrość, którą odczujesz na własnej skórze. Nie ma szans na akceptację u wszystkich, to oczywista oczywistość. Zawistni złośliwcy – najlepiej zza węgła – dadzą ci popalić i choć nie palisz, to musisz to zaakceptować. Zdarzają się tacy, którzy nie wytrzymują presji i rezygnują z mandatu w trakcie kadencji, jak – nieżyjący już niestety – niezwykle empatyczny lekarz z Czchowa. Folklor wyborczy ma swoją poetykę, hurtem startują rodzinne klany. Może to genetyczne predyspozycje, a może jest jak z wyborem zawodu? Dzieci biznesmenów zwykły zajmować się biznesem, dzieci prawników zostają prawnikami, lekarzy lekarzami itd. Pomimo narzekań, że to dopust boży i gówniana robota, sztafeta pokoleniowa trwa. Ponoć nie ma w tym wyrachowania, bo to – jak mówią – powołanie i chęć służenia ludziom, a perspektywa pozyskiwanych dochodów to jedynie skromny dodatek do szlachetnej misji. Sąsiad opowiedział mi zabawną historyjkę: Smakosz win sponsorowanych zaszedł mu drogę i zaczepił tymi słowy – Panie kierowniku, proszę mi ofiarować złotóweczkę na cele konsumpcyjne. Sąsiad postanowił go zaskoczyć i… udając obrażonego, odpowiedział: – Nie jestem kierownikiem tylko dyrektorem. – A to w takim razie uniżenie przepraszam i poproszę o dwa złote, bo trzeba myśleć perspektywicznie. Spiżowy anons wyborczy to podstawa: „Jestem jednym z was, tu się prawdopodobnie urodziłem i chodziłem do szkoły, znam wasze problemy jak nikt, a jest ich niemało. Owszem, należałem do PZPR, ale to był chytry fortel, by komuniści się nie czepiali, że… nie należę. Może i dostałem szybciej mieszkanie i awans, lecz zawzięcie się przed tym broniłem. Należałem do „Solidarności”, a jakże! W 1990 roku rzuciłem precz partyjną legitymację, krzycząc: „Socjalizm to zaraza, precz z komuną!”. Rychło wstąpiłem do prawicy, bo przypomniałem sobie, że znam na pamięć pacierz i byłem ministrantem. Gdy prawica zaczęła się dzielić na tych, co klęczą na prawym kolanie i na tych, co na lewym, wpadłem na pomysł, że klęczeć można na obu i… zostałem okrzyknięty liberałem. Natychmiast wstąpiłem do ludowców, bowiem wiem, jak wygląda krowa. Jestem konserwatystą, ponad pół roku pracowałem w fabryce konserw. Byłem też zastępowym w harcerstwie, więc jestem niezłomnym patriotą. Dla mieszkańców zrobię wszystko, a nawet więcej”. W 2013 roku Zofia Mantyka nabazgrała felieton: „Kim jesteś? – A kim mam być?”. Ile się od tego czasu zmieniło? Konstanty Ildefons Gałczyński w filuternym wierszu „Skumbrie w tomacie”, oddał klimat II RP. „Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie! Chcieliście Polski, no to ją macie! Skumbrie w tomacie pstrąg”. Jak widać nasza historia kołem się toczy i polityczna komedia dell'arte trwa i trwa. Wszystkim się wszystko pląta ze wszystkim. Na pocieszenie można dodać, że podobne komedie odgrywane są na scenach innych państw. Jak mawiają Francuzi, „c'est la vie” – takie jest życie. Pozwólcie, że na zakończenie pozwolę sobie odpowiedzieć na często zadawane mi ostatnio pytanie: „Co się stało, że nie startujesz w wyborach do samorządu?”. Odpowiedź jest geriatrycznie banalna - „wszyscy kiedyś przestaną pić, ale niektórym uda się to jeszcze za życia”. Ryszard Ożóg
|