Nieoficjalny Portal Miasta Brzeska i Okolic 
  Home  |   Almanach  |   BBS  |   Forum  |   Historia  |   Informator  |   Leksykon  |   Linki  |   Mapa  |   Na skróty  |   Ogłoszenia  |   Polonia  |   Turystyka  |   Autor  
 

Rzeźnia numer pięć – suplement  (Okiem Zofii Mantyki)  2024-04-15

Okiem Zofii Mantyki

Rzeźnia numer pięć – suplement

Spotkałem ostatnio sympatycznego Czytelnika, który wyraził opinię, że zbyt czarno rysuję wizję przyszłości. Niestety, ale moje wesołkowate usposobienie i przekorna natura w zderzeniu z otaczającymi realiami czasami ponoszą klęskę. Rozglądając się wokół, mam coraz mniej powodów do śmiechu, nie oznacza to jednak, że rozglądam się za sznurem. Przecież nigdy nie jest tak źle, by nie mogło być jeszcze gorzej i to wielka pociecha jest. Sąsiad, który podobnie jak ja, uchodzić może za zramolałego starucha, ceni sobie fakt, że kresu życia akt figlarnie zagląda mu już w oczy. To dobra wiadomość mówi: „nie musimy się już zbytnio martwić tym, co będzie niebawem, za kilka czy kilkanaście lat. Takim prześmiewcom z sekcji „Archeo” to już w zasadzie wszystko jest ganc egal”.

W ostatnim felietonie snułem kasandryczne wizje o zagrożeniach, jakie ludzkość sobie funduje, dezinformacyjna pragmatyka biznesowych hochsztaplerów „śmieszy, tumani, przestrasza”. Czytelnik uzmysłowił mi był, że mogłem zostać odebrany jako orędownik maniaków w rodzaju Grety Thunberg. Na Jowisza – nic bardziej mylnego. Może przejawiam niekiedy kłopotliwe symptomy mutyzmu wybiórczego, ale na tym wszelkie podobieństwa chyba się kończą. Jako żem człek wiekowy, posiadający – pewnie i liche, bo zdobyte w zgniłym PRL-u wykształcenie – jestem w fatalnym położeniu, gdyż stetryczałemu energetykowi niełatwo wmówić rzeczy, które większość łyka jak młode pelikany.

Emisja gazów cieplarnianych jest ogromna, ale sposób w jaki Unia Europejska chce „ratować świat” to taniec wariata. „Zielony Ład” ma nas uszczęśliwić, ale akurat w obszarze energetyki nas unieszczęśliwi. Ograniczenie niskiej emisji – pełna zgoda, gdyż spalanie plastyków i opon w „kopciuchach” to zbrodnia i trzeba z tym walczyć. Przemysłowa hodowla, przemysłowe rolnictwo, karczowanie Amazonii to Armagedon. Jednak traktowanie OZE jako panaceum na energetyczne bezpieczeństwo to kompletna bzdura. Ludzie mający jakieś pojęcie o prawach fizyki wiedzą, jak można wytwarzać energię, magazynować i przesyłać. Niestety coś, co funkcjonuje w skali mikro, jest zupełnie niewykonalne w skali makro. Nie trzeba być geniuszem pokroju Nikoli Tesli by wiedzieć, że akumulator samochodowy to nie elektrownia! 

Unijne prawodawstwo w zakresie energetyki jest groźną utopią. Świat udaje, że chroni środowisko, bezlitośnie je eksploatując. Zachowanie Europejczyków przypomina mi zabawne zdarzenie z czasów studenckich. Jechałem beztrosko tramwajem na zajęcia i na przystanku wsiadł „wczorajszy” jegomość, mocno umorusany, jakby spędził upojną noc w kuble na śmieci. Usiadł niedbale na krzesełku i wokół niego robiło się coraz przestronniej. Wszyscy się odsuwali w obawie, że się ubrudzą, a i osobliwy zapach robił swoje. Poczciwiec chyba zauważył, że coś jest nie tak. Nie widział swych pleców, barwnie udekorowanych zaschłymi wymiocinami, ale dojrzał przybrudzone spodnie na kolanie, więc zaczął je pracowicie wycierać. To co wyprawiają unijni decydenci to manifestacyjne czyszczenie kolana.

Narzucanie zabitych terminów na dekarbonizację, bez alternatyw energetycznych jest szaleństwem. OZE nie są żadną alternatywą, to jedynie wątłe uzupełnienie, w dodatku zupełnie niestabilne. To, co się wydziwia w Polsce, budzi uśmiech politowania, a nawet grozę. Prosumenci energii coraz częściej zaczynają to dostrzegać. Kiedy dopadają mnie marketingowi natręci sprzedający fotowoltaikę, konstatuję z rozbawieniem, że wywody owych „polihistorów” o falownikach i ich kompatybilności z systemem energetycznym przypominają dysertację o okresach godowych jamochłonów. Nawiedzeni dyletanci – jak przystało na ludzi wierzących – objaśniają wszystko, niczego nie objaśniając. Jako cudowny lek na energetyczne bezpieczeństwo przyjęli to, co do wierzenia podali im magowie ciemnych spraw, czyli kapłani wiary w OZE.

Równie figlarne wygibasy mamy z elektrowniami jądrowymi. Czcigodny poseł ziemi tarnowskiej, który nabawił się kataru sprzedając stocznie Katarczykom, bodaj w 2008 roku raczył nas elektrownią uraczać. Cacko to mieliśmy mieć gotowe w 2024 roku i co? Jakby powiedział Walduś z Kiepskich: „gość miał pomysła i jesteśmy w czarnej dupie”. Karkołomne przymiarki do kolejnych „mamy mieć” elektrowni to wydmuszki. Przez najbliższe 20 lat energii z nich nie będzie! Na pocieszenie warto dodać, że i energia z wodoru to też kolejny miraż, choćby z uwagi na jego wielką przenikalność przez osłony, co praktycznie uniemożliwia jej przesyłanie. Oczywiście nikt głośno o tym nie mówi, bo to passe. W zamian króluje narracja w rodzaju: „nawet dziecko wie, iż złamana kość w miejscu, w którym się zrośnie, mocniejsza jest niż przed złamaniem”. Stąd wniosek, że najlepszym sposobem wzmacniania kości jest… łamanie kości.

„Ekodoradcy” uczenie zachęcają do zakładania własnych „elektrowni”. Bezzwrotne dotacje oraz oszczędności w wydatkach za prąd – przynajmniej na początku – powodują, że interes się kręci. Ale to nie zapewnia bezpieczeństwa energetycznego w skali makro. A tak na marginesie – czy ktoś z beneficjentów wie, jak wygląda ubezpieczenie domu z fotowoltaiką, gdy wybuchnie pożar? Jak przystało na program oszczędnościowy, informacje dozowane są oszczędnie – jako streszczenia streszczeń. Mamy rozumieć świat wedle określonego widzi im się. Nie ma takiej naukowej wiedzy, której nie dałoby się w czasie teraźniejszym spieprzyć. Biznes sprzedaje „uczony” bełkot o ratowaniu świata, a wyznawców robiących za pożytecznych idiotów nie brak.

Można o tym pisać felietony, których – i słusznie – nikt nie traktuje poważnie. Szybko ulatują z pamięci, choć w chwili lektury czasami mogą budzić zdziwienie. Większość felietonistów jest po części – i to po znacznej części – upadłymi klaunami czy błaznami, zwłaszcza gdy nie śmieszy to, co piszą. Uszczypliwe komentowanie i tropienie absurdów nie zawsze wywołują śmiech, niekiedy sieją niemiły niepokój. Podszczypywanie autorytetów, sarkastyczne wyśmiewanie rodzimych bolączek i krzyczenie „król jest nagi” to werterowska próba zwrócenia uwagi na to… na co rzadko się zwraca uwagę. A propos uwag, sąsiad – jak to on – zwrócił mi uwagę, że od dawna nie zwracam uwagi na nasze brzeskie podwórko, ustępując pola innym kolegom po piórze. Z uwagą konstatuję, że wyśmienicie sobie radzą.

Ryszard Ożóg 

comments powered by Disqus


Copyright © 2004-2024 Zbigniew Stos Wszelkie prawa zastrzezone.
Uwagi, opinie i komentarze prosze przesylac na adres portal.brzesko.ws@gmail.com