Zrozumieć niewytłumaczalne…
(Okiem Zofii Mantyki )
2024-08-27
Okiem Zofii Mantyki Zrozumieć niewytłumaczalne…
Ludzie walczą między sobą o to, któremu Bogu powinno się okazywać posłuszeństwo. Czy Bogowie wojują między sobą o ludzi, którzy mają ich słuchać? Fundamentaliści twierdzą, że Bóg żąda od ludzi jednoznacznej deklaracji, bo podobno nie lubi sytuacji niejasnych. Tak tworzona presja wprowadza do ziemskiego życia konieczność alternatywnego wyboru - odbierając istnieniu człowieka dwuznaczność, która może i stanowi jeden z uroków życia? Przypomina to trochę propozycję złożoną niewidomemu, aby w pociągu usiadł przy oknie…, bo tam lepiej widać. Czy w pociągu życia spoglądamy na siebie dialektycznie? Usiłując zrozumieć, kim się jest, trzeba wpierw zrozumieć, kim się nie jest. Jako że jest się kimś tylko w przeciwieństwie do tego, kim się nie jest. Nasza pamięć jest niczym rzeka, która odwraca swój bieg. To miasto ruin, po którym hulają niespełnione marzenia, namiętności, wstyd i zraniona duma. Wszystko starzeje się i umiera, aby może odrodzić się na nowo? Więdnące jesienią liście - uczą nas prawdy o przemijaniu. Czy niemowlęta i umierający robią pod siebie ze strachu przed tym, co będzie? Przepełnieni narcyzmem, żyjemy jak konie, którym w stajniach pozawieszano lustra, żeby się mogły przeglądać. Najmniejsza szczypta próżności – a któż jej nie ma? – to motor napędowy w teatrze życia. Każda wielkość może się realizować tylko w otoczeniu. Wielkość, której nikt nie może oglądać, czuje się nieswojo, bo kto w takich warunkach ma ochotę by „być wielkim”? Siedząc dumnie za biurkiem w gabinecie z palmą… palma odbija i zanurzając się w upojnym błogostanie, chce się powiedzieć: „Marian, tu jest jakby luksusowo”. Żądza chwały nie cieszy się dobrą opinią wśród publiczności, a manifestowanie jej uchodzi ponoć za rzecz nieelegancką. Pławienie się we fruktach władzy może i jest mało chwalebne, ale jakież zachęcające. W końcu „jak cię widzą, tak cię piszą”. Demonstrowanie ego to upodobanie nadzwyczaj powszechne, rzec można, iż tak jesteśmy zaprogramowani. Potrzeba imponowania zmusza do rywalizacji. Pleciemy - jak powój wokół altany - że człowiek z charakterem to ten, który upiera się przy tym, co sam na swój temat wymyślił. Po latach - siedząc na ławeczce - zachowujemy się tak, jakbyśmy o życiu wiedzieli prawie wszystko i trudno stłumić wewnętrzny głos: „A może mogłem przeżyć to inaczej?”. W prowincjonalnym miasteczku, któremu na imię świat - zawieszonym gdzieś we wszechświecie - mieszkają ludzie, którzy uprzyjemniają sobie życie. Zawiść, pycha, żądza władzy, zbrodnie, wojny - uzasadniane obroną wiary, kraju, rasy czy kasty - to motywy działania. Na co dzień zajmujemy się życiem bliźnich, to główne atrakcje wytwornych, towarzyskich rozmów. Są tacy, którzy podziwiając życie, traktują je jak piękne róże, nie widząc kolców, ale i tacy, którzy widzą tylko kolce. Czy wszystko, co robimy, to „marność nad marnościami”? Można wypłakać pół kufla łez i zamykając kieliszek w dłoni, mantyczyć - jak uchlani pasażerowie pociągu „Moskwa-Pietuszki” Jerofiejewa - by zdążyć… wybrać miejsce, gdzie upaść. W chwilach zadumy czujemy, że jesteśmy piękni niczym oderżnięte ucho Vincenta van Gogha. Nie gramy na gitarze, bo to, co potrafimy, się nie podoba, a tego, co się podoba… nie potrafimy. Odgrywamy role z dramatów Ibsena, meandrując w zawiłościach życia. Elektroniczne gadżety i sztuczna inteligencja zastępują nam życie w życiu. Świat wirtualny wypiera świat rzeczywisty. Człowiek, istota inteligentna, traci atut, który od zwierząt go odróżnia. Humanus umiera. „Jeśli umrę, zanim umrę, to nie umrę, kiedy umrę”. Wydaje nam się, że przeszłość jest naszą własnością. Otóż przeciwnie, to my jesteśmy jej własnością, bo nie jesteśmy w stanie dokonać w niej żadnych zmian. Sąsiad powiedział: „Jesteś podobny do Krzysztofa Krawczyka”. Zareagowałem stanowczo, że: „To bzdura, trubadur był przystojny i utalentowany”. Odparł, że miał na myśli jedynie fragment piosenki „Chciałem być”, gdzie piosenkarz wspomina, jak „skasował kilka bryk”. Faktycznie tu pewne podobieństwo jest. Jako racjonalista nie wiem, jak to możliwe, że trzy razy „skasowałem” samochód i wychodziłem z opresji bez najmniejszego zadrapania! Zgodnie z zasadami praw fizyki powinienem był zginąć, ale… jest jeszcze metafizyka. Kontakt ze Stwórcą różne oblicza ma, jest jak w wierszu Szymborskiej: „Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma”. Ludzie obdarzeni łaską, „obcując” z Bogiem przez modlitewną medytację, chwalą Pana. Daje im to szczęście i sens istnienia. Innym pozostaje karkołomne szukanie sensu istnienia, rodzące pytania bez odpowiedzi. Czy własną śmiercią można własne życie tylko potwierdzić? Czy umiera się tylko raz, a skoro nikt nie umiera dla siebie samego, to dla kogo? Ach, gdybyśmy potrafili na takie pytania odpowiedzieć, świat przypominałby piękno matematycznej prostoty. Cytując pierwszego laureata Nagrody Klugego: „Na czterech węgłach wspiera się dom, w którym, patetycznie mówiąc, duch ludzki mieszka. A te cztery są: Rozum, Bóg, Miłość, Śmierć. (…) wsporniki naszej myśli są narzędziami, za pomocą których uwalniamy się od przerażającej rzeczywistości czasu (…)”. Ryszard Ożóg
|