Od 1 maja mieszkańcy kilkudziesięciu miejscowości w powiecie brzeskim zostaną odcięci od świata. PKS likwiduje bowiem wszystkie kursy, chyba że... gminy pokryją niedobory w kasie przedsiębiorstwa. - Żądania PKS są po prostu absurdalne - cedzi bez ogródek wójt Borzęcina, Janusz Kwaśniak. Pracę straci... 30 procent załogi. O likwidacji niektórych połączeń na terenie powiatu brzeskiego mówiło się od kilku lat. Władze samorządowe, jak i sami mieszkańcy liczyli się z tym, wszyscy sądzili jednak, że problem dotyczyć będzie najwyżej kilku kursów. Tymczasem tarnowski PKS niemal całkowicie wycofuje się z powiatu brzeskiego. Powód? Nierentowne linie. Dyrekcji tarnowskiej firmy trudno się w pewnym sensie dziwić, wszak w wielu przypadkach autobusy kursują niemal puste. Rachunek ekonomiczny bierze górę nad społecznymi kosekwencjami takiej decyzji. Nierentowne kursy - Wysłaliśmy informacje do wszystkich gmin. Taki mamy obowiązek. Kilka samorządów zwróciło się do nas z prośbą o przedstawienie kalkulacji, zrobiliśmy to od ręki. Wyliczyliśmy faktyczne koszta funkcjonowania każdego kursu i zestawiliśmy to z wpływami z biletów. Wszystko jest do sprawdzenia. Mamy kasy fiskalne i każdy bilet jest zaewidencjonowany. Gotowi jesteśmy do rozmów. Być może nasze pismo zostało źle odczytane przez gminy. Faktem jest, że wyliczyliśmy, dopłatę do każdego kursu. Znakomita większość kursów prowadzi przez teren dwóch-trzech gmin. Wtedy koszta należałoby jakoś podzielić. Na ten temat możemy rozmawiać z gminami. Czekamy na konkretny sygnał - zapewnia Jan Kaziród, kierownik Działu Przewozów w tarnowskim PKS-ie. Sprawa jest pilna, gdyż firma chce się wycofać z powiatu brzeskiego już od 1 maja. Odcięci od świata PKS likwiduje kursy we wszystkich gminach powiatu. Najbardziej dotknie to mieszkańców Szczurowej, Borzęcina. W nieco mniejszym stopniu odczują to obywatele z Czchowa, Dębna, Gnojnika i gminy Brzesko. Iwkową PKS przekreślił już jakiś czas temu. W sumie przewoźnik zlikwiduje kilkadziesiąt kursów. Do niektórych wsi jeżdżą busy. Co najmniej 20 wsi zostanie bez połączenia komunikacyjnego. - Co z tymi co pracują, dojeżdżają do szkoły? Nad tym PKS się nie zastanawiał - żali się Marian Klimek z jednej z podbrzeskich wsi. Absurd? Zdaniem samorządowców firma zażądała gigantycznych dopłat. Samorząd Borzęcina miałby wpłacić ponad milion złotych, a Szczurowa 1,2 miliona złotych rocznie. Nawet gdyby, jak tłumaczy kierownik Kaziród, tę kwotę przyszło podzielić na dwa, to i tak jest to suma nie do udźwignięcia przez gminy. - Gdybym tę kalkulację otrzymał 1 kwietnia, to uznałbym, że to Prima Aprilis - komentuje wójt Borzęcina, Janusz Kwaśniak. - Dla mnie te kwoty są wyssane z palca. Nigdy nie zgodzimy się na takie dopłaty. Kiedy otrzymałem pierwsze pismo od dyrektora tarnowskiego PKS-u pomyślałem, że gmina mogłaby rozważyć dofinansowanie do przejazdów. Nie sądziłem jednak, że PKS zażąda takich gigantycznych kwot. To niedorzeczne. W takiej sytuacji trudno rozmawiać o czymkolwiek. Zastanawiamy się, w jaki sposób rozwiązać komunikacyjne problemy naszej gminy. W grę wchodzi "dogadanie się" z prywatnymi przewoźnikami. Kilku z nich działa na tym terenie, może przejmą część tras. Może busy Podobnego zdania są samorządowcy ze Szczurowej. Tutejsza gmina również musiałaby dopłacić do kursów krocie, grubo ponad... 1,2 miliona złotych rocznie. Na to samorządu nie stać. - Nawet gdybyśmy mieli pieniądze, to byłby to absurd. PKS powinien nas wcześniej poinformować o swoich zamiarach. Właściciele busów, którzy chcieliby wejść na nasz rynek, muszą się przygotować, kupić nowe auta. To nie takie proste, nie załatwia tego w ciągu kilku dni - żalą się władze Szczurowej. Zdaniem niektórych radnych tamtejszej gminy sprawą powinny zająć się władze samorządowe powiatu brzeskiego i wojewoda małopolski. - I chociaż transport nie jest zadaniem własnym starostwa, problem dotyczy kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców regionu - przekonują. Stracą pracę Likwidacja kursów oznacza też zwolnienia w PKS-ie. Będą spore. Zarząd firmy w piśmie do związkowców poinformował, że posadę straci około 30 procent załogi, to jest... kilkadziesiąt osób. W pierwszej kolejności kierowcy z powiatu brzeskiego. - I w ten sposób sprawa brzeskiego dworca PKS rozwiązała się sama - mówią urzędnicy brzeskiego magistratu. (mir) | |