Lista zaginionych we Włoszech
(Małgorzata Wach, Szymon Jadczak)
2006-09-07
Już od trzech lat nie mam z mężem żadnego kontaktu - mówi przez łzy Teresa Kochańska z Bochni. Jej mąż jest jedną z ponad stu osób, które znalazły się na liście zaginionych we włoskich obozach pracy. Dziś lista ta pojawi się na stronach internetowych policji.
Z panią Teresą rozmawiamy w jej mieszkaniu. - Mąż przez kilka lat nie mógł znaleźć pracy. Wpadł w głęboką depresję. Miał już nawet umówioną wizytę u psychologa. Ale zamiast do lekarza, pojechał do Foggi, na zbiór pomidorów - opowiada kobieta. Informację o pracy znalazł w gazecie, 600 zł na wyjazd pożyczyli w Providencie i 23 lipca Adam Kochański wsiadł do busa, który zawiózł go do Italii.
Nie miał za co żyć
- Po tygodniu zadzwonił do matki i mówił, że coś nie gra, bo z pierwszej tygodniówki odliczyli mu znaczną kwotę za utrzymanie, mimo że mieszkał w kilka osób w lepiance - relacjonuje pani Teresa. Kilka tygodni później pan Adam zadzwonił do domu. Z tej rozmowy jego żona zapamiętała opowieść o Bułgarze, który został zadźgany nożem i wrzucony do kontenera z pomidorami. - Bałam się o niego, ale tłumaczył, że da sobie radę - mówi kobieta. Ale było inaczej, w rzeczywistości przymierał głodem. Pani Teresa wysłała mu nawet paczkę z jedzeniem. Ostatni raz Adam Kochański odezwał się 15 stycznia 2004 r. Mówił, że nie ma z czego żyć i że wraca do Polski na ferie. Od tamtej pory nie dał znaku życia.
- Próbowaliśmy go szukać na wszelkie możliwe sposoby. Poszłam nawet pierwszy raz w życiu do człowieka, który wróży z kart. Nie widział śmierci - dodaje przez łzy żona zaginionego. - Najgorsza jest ta niepewność, gdybym chociaż wiedziała, że żyje...
Od domu Kochańskich jest kilkanaście kilometrów do Brzeska. Tam w małym domku mieszka siostra Waldemara Szydłowskiego, który w maju 2002 r. wyjechał do Włoch. Dziś powinien mieć 35 lat. Tyle, że nikt nie ma pojęcia, co się z nim dzieje. - 10 maja wsiadł do busa do Neapolu. Załatwiła mu to koleżanka. Wyjechał, bo tu nie miał żadnej pracy - opowiada siostra Katarzyna. Zadzwonił na drugi dzień. Okazało się, że nikt na niego nie czekał, a w dodatku ktoś go napadł i okradł z dokumentów.
Ostatni telefon
- Namawiałam, żeby wracał szybko do domu, jakoś sobie poradzimy - wspomina Krystyna Szydłowska, matka zaginionego. Mężczyzna nie posłuchał matki. Postanowił, że nie wróci z pustymi rękami. - Mówił coś o pracy przy zbiorze oliwek. Wtedy słyszeliśmy go po raz ostatni - relacjonuje drżącym głosem jego siostra. - Coś się musiało stać. Bo nie wierzę, żeby Waldek chciał zerwać z nami kontakt. Był ukochanym synem mamy. Dla niej to był cios. Odkąd zaginął, miała dwa wylewy.
Waldemar Szydłowski i Adam Kochański są jednymi z ponad stu osób, które znalazły się na liście przygotowanej przez policję. Są na niej ludzie, którzy według rodzin zaginęły we Włoszech w latach 2000-2006. Lista powstała przy okazji śledztwa w sprawie obozów pracy, w których w niewolniczych warunkach mogło pracować nawet tysiąc Polaków. Kilkanaście osób mogło zostać zamordowanych przez pilnujących porządku kapo. - Z naszych ustaleń wynika, że w okolicach Bari [tam działały obozy pracy - red.] mogło przebywać kilkanaście osób z tej listy. Liczymy, że dzięki publikacji ich danych osobowych przynajmniej część z nich uda się odnaleźć - mówi mł. insp. Paweł Biedziak, dyrektor Biura Komunikacji Społecznej KGP.
Lista ma się pojawić dziś na stronie internetowej KGP pod adresem: www.kgp.gov.pl.
Źródło: http://serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,68586,3603289.html
Ostatnia aktualizacja 2006-09-07 22:07
|