"Ulotne życie"
( )
Raz się naciąłem..... Była impreza, wszyscy musowo nawaleni w trzy dupy i rozrabianie takie jak zwykle, wtedy wszystko nam przeszkadzało, kosze na śmieci, szyby wystaw sklepowych, okna domów. Nigdy jednak nikogo nie pobiliśmy, aż do tego feralnego wieczoru. Szedł sobie jakiś koleś z panienką. Spacerowali, śmiali się i widać było, że się dobrze bawią. Nie spodobało się to jednemu z moich kumpli i zaczął ich zaczepiać. Puszczał jakieś tekściki do panienki, żeby z nim poszła na boczek i zaczął ją wyklinać od kurw. Chłopak, który był z tą kobietką trochę się podkurzył i zaczął popychać mojego kumpla. Przecież nie mogliśmy pozwolić, żeby jakiś matołek tak sobie pozwalał z jednym z naszych. Kilka strzałów i koleś już leżał na betonie z nosem jak śliwka. Panienka w krzyk i zaczęła spierdalać..... wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że trzeba było ją dorwać. Po prostu pościliśmy ją. Myśleliśmy, że nic nie zrobi, ale zrobiła, zawiadomiła pały. ....Koleś leżał na betonie a kumple nie przestawali zadawać mu ciosów. W końcu powiedziałem żeby już przestali i żebyśmy się zmywali ale jakoś nie chcieli przestać, kopali dalej. Po chwili skapnęli się, że chłopaczek nie oddycha. Powiedzieli, że teraz to już wystarczy. Zaczęli się zbierać, zapierdzielili mu jeszcze zegarek, który miał na ręce i odeszli. Stałem tam w bezruchu i nie mogłem poskładać spokojnie myśli. Widziałem kolesia leżącego na betonie w kałuży krwi. Nie życzę wam żebyście musieli kiedykolwiek oglądać coś takiego. Wtedy to właśnie do mojej głowy wkradły się wspomnienia, pierwszy raz od dłuższego czasu.
Byłem małym szczylem i jak to małe bachorki lubiłem wsadzić łeb tam, czy tam. Wpadłem z kumplami do takiego starego hangaru, który nie był już przesz nikogo dzierżawiony. Przeznaczony był do rozbiórki. Bawiliśmy się tam prawie codziennie, chociaż było to surowo zabronione. Wtedy nikt na to nie zważał. Biegłem przez ten hangar i nie zauważyłem, że podłoga była pęknięta. Wpadłem do jakiejś pieprzonej dziury. Narobiłem tyle hałasu, że reszta kumpli się przestraszyła i nawiała. Leżałem w tej dziurze i zastanawiałem się jak stamtąd wyjść. Siedziałem tam cały dzień. Pamiętam, że jak mnie rodzice znaleźli byli na mnie cholernie źli, ale równocześnie strasznie zadowoleni, że nic mi się nie stało. Miałem nauczkę żeby więcej tam nie przychodzić. Byli zadowoleni, że jeszcze w ogóle mogą mnie oglądać żywego. "Co byśmy zrobili gdybyś zginął?" - to zdanie utkwiło mi w głowie jeszcze na długo po tym, co się stało i siedziało w mojej podświadomości do dnia dzisiejszego.
Widzę tego kolesia, który nie jest już w stanie wypowiedzieć ani jednego zdanie i co myślę? Co powiedzą jego rodzice? Jaki to będzie dla nich cios, gdy dowiedzą się, że ich syn został zabity bo... bo szedł ulicą. Stałem tam sparaliżowany strachem i nie byłem w stanie się ruszyć. Słyszałem coraz głośniejsze wycie syreny wozu policyjnego i nie byłem w stanie zrobić kroku. Przyjechali. Wyskoczyli z samochodu, podbiegli do mnie, powalili mnie na ziemie, skuli kajdankami, po drodze zasadzili mi kilka kopniaków i wpakowali do suki. Byłem kompletnie otępiały, nie miałem zielonego pojęcia co się ze mną dzieje. Mogli mnie bić, wyzywać, poniewierać, a mnie to po prostu nie ruszało. Byłem jak roślinka. Przed oczami miałem cały czas tego kolesia i jakieś dwie twarze pogrążone w rozpaczy. Nie znałem tego chłopaka, tym bardziej nie znalem jego rodziców, ale mimo to moja chora wyobraźnia narzucała mi jakieś dwie twarze, smutne, które pragnęły krzyczeć a nie były w stanie. Przyglądałem się im dość dokładnie i w pewnym momencie się przeraziłem, zobaczyłem, że te dwie twarze to były twarze moich rodziców a osobą leżąca na chodniku byłem ja. Zastanawiałem się jak to możliwe i nie mogłem znaleźć wyjaśnienia.... W około mnie krążyły jakieś słowa wypowiadane przez policję, ale nic nie mogło do mnie dotrzeć, nic nie mogłem zrozumieć. Zgubiłem się gdzieś w mojej wyobraźni, w moim fikcyjnym świecie. -Słyszysz mnie gówniarzu? Kurwa pytam się, czy mnie słyszysz? - usłyszałem nagle z za moich pleców. Znajdowałem się już na komisariacie, dookoła mnie było mnóstwo tych kolesi w niebieskich mundurkach. - Czego oni ode mnie chcą? - zastanawiałem się, ale nie mogłem nic powiedzieć. - Jesteś oskarżony o morderstwo!! - O morderstwo? O jakie morderstwo przecież ja nikogo nie zabiłem!!! - tak bardzo chciałem to wykrzyczeć, ale nie mogłem. Zastanowiłem się przez chwilę jak to jest możliwe, co w ogóle się stało i co ja tu właściwie robię, ale jakoś nic mi nie mogło przyjść do głowy. "Jesteś oskarżony o morderstwo!!" to zdanie pozostało w moje głowie i nie chciało z niej wyjść. Morderstwo, jakie morderstwo? To nie ja zabiłem to..... to oni, ja nie ....ja jestem niewinny.... ja nawet go nie dotknąłem... ja nie jestem niczemu winny, przecież mówiłem żeby go zostawili..... mówiłem!!!!!..... i tu właśnie leży moja wina....tylko mówiłem, a nic nie zrobiłem i teraz do mnie dotarło, że ja również jestem winny śmierci tego chłopaczka. - Czy w ogóle wiesz co się stało? -Tak wiem!!! - odpowiedziałem. - Czemu go zabiłeś??? Nie, czemu go zabiliście??? Kim byli chłopcy którzy razem z tobą popełnili to przestępstwo?? Dlaczego to zrobiliście? - padała masa pytań, na które nie znałem odpowiedzi. Po mojej głowie odbił się ten przeraźliwy krzyk dziewczyny, tak przeraźliwy i tak ...... rozpaczliwy. Zabraliśmy jej kogoś bliskiego. Kim jesteśmy, że możemy pozbawiać życia drugiej osoby? - Nie wiem kim byli ci, którzy go zabili, tego wieczoru piliśmy razem i tyle, nawet nie wiem jak mieli na imię!!! Zabiłem go, bo nie byłem dość silny żeby ..... ich powstrzymać....masz racje to jago zabiłem chociaż ani raz nie uderzyłem ....jestem tak samo winny jak i tamci. - z tamtej rozmowy nic już więcej nie pamiętam. Pamiętam jeszcze tylko salę sądową.
Siedziałem tam sam, kumpli nie było, a ja nie miałem najmniejszego zamiaru ich tam skierować, może to był mój błąd. Teraz po latach stwierdzam, że jednak był to błąd. Już nigdy ich nie widziałem. Możliwe, że jeszcze nie raz zabili. Tak to jest, jeżeli zrobisz to raz, to później wydaje ci się to normalne i robisz to już bez zastanowienia, automatycznie. Jednak nigdy nie zapomnę tych twarzy. Twarzy rodziców tego chłopca, twarzy smutnych, pogrążonych w żałobie, twarzy pełnych nienawiści i twarzy tak cierpiących. Byli również moi rodzice i dziwnym zbiegiem okoliczności ich twarze wyglądały bardzo podobnie i wtedy właśnie uświadomiłem sobie, dlaczego wtedy widziałem siebie i moich rodziców w mojej wyobraźni na miejscu tego chłopaka. To mogło przytrafić się również mi, każdemu z was i powstaje pytanie, dlaczego? Ja wam odpowiem, bo jesteśmy ludźmi i tylko od nas zależy jak potoczą się losy naszego życia, od nas i od naszych sąsiadów. Ktoś kiedyś powiedział, że ten koleś, który zginął nie miał po prostu szczęścia, że znalazł się w złym miejscu o złej porze. Ja mogę powiedzieć, że był we właściwym miejscu o właściwym czasie, ale spotkał niewłaściwych ludzi. Nie życzę wam żebyście się znaleźli kiedykolwiek w podobnej sytuacji, a jeżeli już się znajdziecie, to przypomnijcie sobie moje losy i zastanówcie się, czy wy również chcecie odpowiadać za coś, "czego nie zrobiliście". W więzieniu spędziłem 15 lat i był to dla mnie czas refleksji,. który dobrze wykorzystałem, przynajmniej tak mi się wydaje. Jednak to, że odsiedziałem tą karę, która została mi przeznaczona, nie przywróciłem rodzicom tego chłopca, syna, nie przywróciłem jego dziewczynie, chłopaka i nie przywróciłem spokoju moim rodzicom, tego co się stało nie da się już odwrócić, więc mówię wam, zastanówcie się zawsze 100 razy zanim podejmiecie jakieś decyzje i życzę wam, żeby były one słuszne.
|