Zgody nie ma, ale grają
(bap)
2009-10-07
Działacze udają, że nic się nie dzieje, a piłkarze uprawiają wolną amerykankę. Na szeroką skalę łączą grę na murawie z grą w hali. - Dopóki są wyniki, nikt nie ma pretensji - przyznaje zawodnik II-ligowego zespołu z Małopolski
Skala problemu zaniepokoiła już członków Wydziału Futsalu PZPN. Od tego sezonu wprowadzono zapis zabraniający piłkarzom łączenia gry na trawie z futsalem na poziomie ekstraklasy. Od przyszłego roku przepis obejmie też kluby I i II ligi oraz rozgrywki młodzieżowe i pucharowe w hali. - Problem łączenia gry na dwóch nawierzchniach był coraz większy. Terminy meczów nakładały się, kluby piłkarskie były niezadowolone, a my chcieliśmy w końcu postawić na rozwój naszej dyscypliny - argumentuje Szymon Czeczko, przewodniczący Komisji Gier Futsalu. - Dzięki temu zawodników grających tylko w hali jest coraz więcej. Większą kontrolę nałożył też przepis o ich rejestrowaniu w wojewódzkich związkach, a nie w naszym wydziale.
O takich zapisach w rozgrywkach na poziomie amatorskim można tylko pomarzyć. Tarnowska i Krakowska Liga Futsalu stały się magnesem dla piłkarzy z boisk. Fakt, że obie ligi nie podlegają pod komisję futsalu, skutecznie kusi m.in. II-ligowych piłkarzy z Małopolski. - Skoro ok. 10 proc. zawodników łączy grę w obu odmianach piłki na poziomie I ligi, to można sobie tylko wyobrazić skalę zjawiska w niższych rozgrywkach - ocenia Artur Koza, przewodniczący Komisji Futsalu w Tarnowie. - W ligach środowiskowych obowiązuje kategoria open. Zdarzało się, że piłkarze II-ligowych klubów grali u nas na własną odpowiedzialność.
- Nie mam zgody z klubu - przyznaje "Gazecie" proszący o anonimowość piłkarz Kolejarza Stróże. - Statystyki nas nie zdradzają? Problem nie istnieje, jeśli prezentujemy dobrą dyspozycję. Dopiero gdy mamy obniżkę formy, zaczyna się szukanie powodów.
Największą motywacją dla zawodników jest okazja dodatkowego zarobku. Kluby wydały zakazy, ale je nieskutecznie egzekwują. - Borykamy się z moralnym dylematem. Z jednej strony postępujemy nie fair wobec klubu, a z drugiej liczymy, że to nie zostanie nagłośnione. Zawsze dodatkowo parę złotych wpadnie - przyznaje piłkarz ze Stróż.
Dariusz Siekliński, trener Hutnika, jest między młotem a kowadłem. - Wiem, że gra w hali odbija się na zdrowiu i formie chłopaków. Nie mam jednak moralnego prawa im tego zabronić, skoro to ich jedyne źródło utrzymania. Inni dorabiają inaczej, np. na nocną zmianę w supermarkecie - twierdzi szkoleniowiec.
Józef Gawenda, prezes Okocimskiego Brzesko, przestrzega, że kary mogą być dotkliwe, jeśli jego piłkarze będą postępować nieuczciwie. - Wcześniej tak bywało, ale zmieniliśmy zapisy w kilku kontraktach. Teraz inni grają? Nie o wszystkim muszę wiedzieć, ale jeśli to prawda, to kary finansowe będą dotkliwe. Piłkarze wiedzą, że nie mają na to zgody - podkreśla Gawenda. - Poza tym gra w hali naraża zawodników na dodatkowe urazy.
Przed kontuzjami przestrzega fizjoterapeuta Filip Pięta: - To z powodu szybszej gry i twardej nawierzchni. Najbardziej narażone są stawy skokowe i kolanowe, a urazów przeciążenia jest więcej niż w grze na trawie.
Ile zarabiają?
Drugoligowcy z małopolskich drużyn za grę na murawie dostają średnio ok. 2-2,5 tys. zł miesięcznie netto, ale biedniejsze kluby słabszym piłkarzom płacą niewiele ponad tysiąc złotych. Z kolei najlepsi u krezusów mogą dostać nawet 7 tys. zł. Duża rozpiętość jest także w zarobkach zawodników futsalu. Miesięcznie dostają średnio ok. 600 zł, ale niektórzy mają nawet 2,5 tys. zł.
Artur Gac Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków
|