Dwudziestego szóstego marca, w piątek, byłem na Drodze Krzyżowej w kościele Bożego Miłosierdzia w Brzesku - i tutaj piękne zaskoczenie. Dzieci przebrane za postacie biblijne odgrywały poszczególne stacje Drogi Krzyżowej. Jedna z dziewczynek pełniła rolę narratorki i zapowiadała poszczególne stacje, a następnie, w stroju z tamtych czasów, wysuwało się na pierwszy plan inne dziecko i opisywało stację Męki Pańskiej. Całości towarzyszyła trafnie i sugestywnie dobrana muzyka. W dramatycznych momentach narastała w posiadającym dobrą akustykę kościele prawie do granic słyszalności, zapadała w serce i pamięć. Nie będę opisywał poszczególnych stacji Drogi Krzyżowej. Jako katolicy, powinniśmy je znać. Wspomnę tylko o rozrzucającym srebrniki Judaszu, umęczonej twarzy Chrystusa na chuście św. Weroniki, wstrząsającym stuku młotka, kiedy przybijano Pana Jezusa do Krzyża i odgłosie gromu, który towarzyszył Jego śmierci. Tak sobie wtedy pomyślałem, że bywają śmierci, które wstrząsają wszechświatem i nic już potem nie jest takie, jak poprzednio. Przy zaangażowaniu stosunkowo niewielu środków, udało się stworzyć coś ślicznego! Jest takie powiedzenie, że świątynię łatwo zbudować, trudniej sprawić, żeby w niej Bóg zamieszkał. Proszę mnie dobrze zrozumieć: z całym szacunkiem dla innych świątyń, chcę tylko powiedzieć, że w tej świątyni mieszka Pan Bóg bogaty w Miłosierdzie. Andrzej Jarosz |