Zbliżał się koniec roku szkolnego. Dni robiły się coraz dłuższe i cieplejsze. Piotrek wraz ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi przesiadywał często w parku po szkole. Wieczorami wychodził spotkać się z nimi. Był to człowiek z pozoru otwarty., bez jakichkolwiek problemów. Na imprezach był duszą towarzystwa, dogadywał, śmiał się, bawił się zawsze wspaniale. W szkole również nie brakowało mu humoru. To przesiadywał u jednych dziewczyn, to znów poszedł do drugich. I tak sobie radził. Ale to jego zewnętrzny świat. Jego życie z pozoru wyglądało tak, ale w głębi duszy miał dużo problemów i spraw, które były dla niego wielkim ciężarem. W rozmyślając samotności często dostawał tzw. "doła". Męczyły go w ciągle te same problemy. Wiosną dużo jego kolegów i koleżanek zawiązało związki. On nie. Co raz częściej przesiadywali w parku już tylko nie liczny, gdyż reszta wolała spędzić wieczór z "drugą połową". Najbardziej dręczyła go myśl, iż wciąż jest sam, że nawet jeśliby kogoś znalazł to i tak sobie nie poradzi. Nie będzie wiedział jak się zachować przy drogiej mu osobie, a co dopiero zaproponować związek. Najbardziej gryzło go przy imprezach, gdzie znajomi przychodzili z partnerami, a on zmów sam. W tedy udawał, że świetnie się bawi, choć czasem już nie mógł i było widać, że z nim jest coś nie tak. Raz na pewnej imprezie, na początku lata, gdy wszyscy się spotkali, on jak zwykle sam, już nie wytrzymał i dało się zauważyć jego "ból" ducha. Uciekał do alkoholu, w tedy jaśniej o tym myślał, miał jakąś iskierkę nadziei, ale gdy wytrzeźwiał znów dusił w sobie ten problem. Rozmawiał z dziewczyną (już zajętą), na temat tego, co się z nim dzieje, dlaczego tak się teraz czuje. Opowiedział jej o tym co czuje, co go trapi. Ona zaś zadała mu pytanie czy wierzy w miłość. - Nie wiem odpowiedział nie wiem, w coś może wierzę, w miłość, nie mogę powiedzieć, gdyż nigdy nie zaznałem miłości dwojga ludzi, chłopaka do dziewczyny i odwrotnie. Pocieszyła go, podniosła na duchu jak prawdziwa koleżanka. No, ale cóż jak on dalej miał ten swój problem. Żerdko, kiedy zapominał o swoim kłopocie, nawet w szkole, gdy ze swoimi koleżankami śmiał się, zaczepiał je, z pozoru nigdy nie wyglądał na zakłopotanego, ale i tak w ciągle kłuła go w serce ta myśl, że jest nieudacznikiem. Podczas wakacji czas na wyjazdy z przyjaciółmi nad wodę, gdzieś daleko do domu na odpoczynek. On w ciąż sam. Na wakacjach poznał kilka dziewczyna, ale niestety z żadną nawet nie spróbował się bliżej zaprzyjaźnić. Przez prawie całe wakacje był sam. Raz w połowie sierpnia zapoznał się z Agnieszką. Agnieszka, była ładną, o blond włosach dziewczyną, która przeprowadziła się do miasteczka, w którym mieszkał. Po kilkunastu dniach znajomości wahał się, ale w końcu postanowił ją zapytać czy nie zechciałaby bliżej zaprzyjaźnić się z nim. Był to bardzo ciężki krok w życiu, nareszcie zebrał swoje siły. Niestety odpowiedziała mu, że w miejscowości, z której pochodzi ma chłopaka, z którym utrzymuje dość dobry kontakt. Zawiedzony nie wiedząc, co robić, uciekł od niej, nie powiedziawszy żadnego słowa. Jego głowie mieszało się pełno myśli, co on zrobił, był głupi, jak on w ogóle tak mógł, itp. Znalazł jednak rozwiązanie ze swojego kłopotu. Postanowił skończyć ze sobą. Zdecydował że się zabije, gdyż nie ma dla kogo żyć. Ostatniego dnia wakacji, była to sobota, wyszedł wieczorem z domu do parku by ostatni raz spotkać się z przyjaciółmi. W parku posiedział trochę z nimi, zaczekał na wszystkich, na całą jego paczkę. Nagle wstał. - Idę już. Cześć. Może się już nie zobaczymy. Nigdy was nie zapomnę powiedział i zaczął powoli dochodzić. Wszyscy zszokowani, o co mu chodzi, zaczęli się z niego śmiać, ale nie mogli o tym przestać myśleć. Ona zaś już był daleko od parku. Szedł coraz szybciej, aż w końcu zaczął biec. Biegł ze łzami w oczach. Dobiegł do starego, zaniedbanego cmentarza. W tym czasie jego przyjaciele rozmawiając o jego zachowaniu doszli do wniosku, że może się zabić i natychmiast poderwali się z ławki w parku i poszli go szukać. Ale on już połkną całe opakowanie tabletek na serce. Usiadł sobie przy jakiejś krypcie i czekał, czekał na własną śmierć. Po godzinie dotarli na cmentarz jego koledzy. Zaczęli przeszukiwać cmentarz, szukali dość długo, aż tu nagle w najstarszej części znaleźli go nieprzytomnego, mającego ledwo wyczuwalny puls. Nie zastanawiając się długo zadzwonili po pogotowie. Przyjechało natychmiast. Zabrano go do szpitala. Zrobiono mu płukanie żołądka, podratowano ledwo, co żyjącego. Przez kilka tygodni był w śpiączce. Gdy odzyskał przytomność i w miarę wrócił do siebie przeprosił swoich bliskich za to, co z sobą zrobił. Żałował bardzo, ale żal iż i ciąż jest samotny nie miną. Po kilku latach od tej sytuacji, na studiach, znalazł sobie bliską mu osobę. Chodzili ze sobą przez dwa lata, a później zaręczył się z nią. Może lepiej czekać długo na tę "drugą połowę", niż mieć ją na siłę? Może!!! A jeśli niestety, nigdy jej nie znajdziesz? raafik |