(...) trzepoczące skrzydła przecięły lekkie powietrze – prute z gwałtownym szumem i uderzeniem piór smagane – znaku przelotu potem nie można znaleźć”.
z Księgi Mądrości Obchodzimy 1. rocznicę tragicznej katastrofy lotniczej, jaka miała miejsce 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem. Zapewne każdy z osobna, inaczej zapamiętał ten dzień. Dla mnie, był to słoneczny sobotni poranek, który nie zapowiadał niczego, co by miało wycisnąć trwałe miejsce, na kartach współczesnej historii. Przygotowywałem się wtedy do wyjazdu na uroczystość weselną w rodzinie mojej małżonki. Pamiętam, że całą drogę w kierunku domu rodzinnego panny młodej (okolice Zakliczyna), na bieżąco słuchałem w radio porażających wieści, jakie nadchodziły spod Smoleńska. W tym dniu, Mszę świętą odprawiał i sakramentu małżeństwa udzielał nowożeńcom ks. Marek Kądziołka, proboszcz parafii Domosławice, notabene kapłan pochodzący z Brzeska-Słotwiny. Wygłaszając okolicznościowe kazanie, był bardzo przejęty tym, co się wydarzyło. Nie omieszkał parafrazować Słowa Bożego do wydarzeń tamtego dnia. Na koniec powiedział, że jest to niewątpliwie najważniejszy dzień dla nowożeńców, kiedy się radują, weselą i bawią. Tym, nie mniej jednak prosił, aby pokazać ducha polskiej wrażliwości i solidarności z rodzinami poległych ofiar i w ciszy i powadze przejechać z kościoła do domu weselnego. Ostateczną decyzję pozostawił jednak nowożeńcom. Ci, doskonale rozumiejąc powagę chwili, bez większego zastanowienia prosili pozostałych weselników, aby nie używać żadnych klaksonów, trąbek, ani też żadnej muzyki. Wydarzenie, jakie miało miejsce w owym dniu, na tyle absorbowało moją ciekawość, że wielokrotnie wyjeżdżałem z sali balowej do mojego domu, aby móc obejrzeć jakikolwiek serwis informacyjny, który podawał coraz więcej - tych tragicznych wiadomości. Lista pasażerów ostatniego lotu TU-154 o nr bocznym 102, zawierała nazwiska najważniejszych osób w Państwie. Część z Nich, miałem okazję widzieć niespełna dwa tygodnie wcześniej, podczas chociażby niedzieli palmowej w Lipnicy Murowanej.
 |  | Władysław Stasiak szef kancelarii Prezydenta RP i Andrzej Duda - podsekretarz Stanu w Kancelarii Prezydenta RP w Lipnicy Murowanej. | Wiesław Woda na dwa tygodnie przed tragedią smoleńską, przybył do Lipnicy Murowanej, na doroczne obchody Niedzieli Palmowej. |
Był tam m.in. Władysław Stasiak - szef kancelarii Prezydenta RP, który w imieniu Prezydenta RP dokonał symbolicznego przekazania dzwonu, daru Pan Prezydenta dla Lipniczan. Jak zapewne wszyscy pamiętają, swoją obecność w Lipnicy zapowiedział wtedy Pan Lech Kaczyński. Jednak, ze względu na chorobę matki, w ostatniej chwili odwołał przyjazd. Był tam wtedy również Wiesław Woda, poseł ziemi tarnowskiej, z którym miałem okazję wielokrotnie spotykać się i osobiście z Nim rozmawiać. Niejednokrotnie bywałem też na tradycyjnym spotkaniu wigilijnym w 2. Korpusie Zmechanizowanym w Krakowie, którym przez pewien czas dowodził gen. Bronisław Kwiatkowski, który też zginął pod Smoleńskiem. Tam też spotykałem kapelanów wojskowych różnych wyznań, m.in. gen Mirona Chodakowksiego - prawosławnego biskupa ordynariatu polowego Wojska Polskiego, który także był w delegacji smoleńskiej. W okresie zadusznym, wybrałem się na Cmentarz Rakowicki, na którym pochowany jest m.in. Janusz Kurtyka - prezes IPN-u, Andrzej Kremer - wiceminister spraw zagranicznych, Andrzej Sariusz-Skąpski - prezes Federacji Rodzin Ofiar Katyńskich, czy wspomniany już wcześniej poseł Wiesław Woda. Jeden z funkcjonariuszy BOR-u był bratem męża mojej sąsiadki, skądinąd spowinowaconej ze mną rodzinnie. Wiem, co przeżywała rodzina Jacka Surówki - bo o Nim mowa, kiedy jeden z portali napisał, że „Jacek dzwonił do żony zaraz po katastrofie, mówiąc, że jest ciężko ranny w nogi i że „dzieją się tu rzeczy straszne”? Rzekomo, po tych jego słowach połączenie zostało przerwane …”. Czy potrzebna była taka „sensacja” dziennikarska, aby wdowa po tragicznie zmarłym oficerze BOR-u, w okresie traumy musiała publicznie występować w telewizji i dementować owe „sensacje”? Zarówno w okresie żałoby, jaki i po jej zakończeniu, smutne jest to, że ta - największa w dziejach nowoczesnej Polski - tragedia narodowa, zamiast być okazją do refleksji i zadumy, wykorzystywana była i jest przez niektóre frakcje, do celów politycznych. Z pełną świadomością można powiedzieć, że większość osób, które wybrały się w ostatnią podróż swojego życia, była publicznie znana, dlatego też pamięć o każdym z Nich, nie może zaginąć !!! Nie można stawiać na piedestale tylko wybranych - czytaj: ważniejszych. Warto zwrócić tutaj uwagę, że przecież tam zginęli, nie tylko politycy jednej partii, ale również przedstawicieli parlamentu, wojska, ludzie nauki, Kościoła i wielu, wielu różnych organizacji. Czy o tych ludzi, ktoś kiedyś wspomina ? A co z ogromną rzeszą ludzi, z tzw. zabezpieczenia logistycznego, tj. obsługa samolotu, stewardesy, funkcjonariusze BOR-u, tłumacze, lekarze i inni ? Na dzisiejszą rocznicę, Konferencja Episkopatu Polski wystosowała list pasterski, w którym pisze m.in. o przeżywaniu żałoby. „(…) Prorok Zachariasz mówi o 70 latach żałoby (Za 7,5). W polskiej tradycji szczególne znacznie ma pierwsza rocznica śmierci. Inni przyjmują, że żałoba winna trwać przynajmniej dziewięć miesięcy, czyli tyle ile wynosi czas od poczęcia do narodzenia. Izraelici opłakiwali Mojżesza na stepach Moabu przez trzydzieści dni (Pwt 34,8). Józef egipski przez siedem dni obchodził żałobną uroczystość po swym ojcu (Rdz 50,10). Mądrość Syracha sugeruje żałobę trwającą tylko „dzień jeden lub dwa, dla uniknięcia potwarzy" (Syr 38,17). W sumie jednak nie tyle ważna jest długość czasu poświęconego na żałobę, ile sposób, w jaki zdołamy ten czas przeżyć. (…) Właściwe granice żałobie wyznacza miłość. Lecz cmentarz nie może stać się naszą świątynią, ani naszym domem. Nie pomożemy zmarłym zatrzymując się w nieskończoność przy grobie. Nie odnajdziemy tam naszych bliskich, ponieważ oni przeszli już do wieczności i odtąd miejscem spotkania z nimi jest wiara i ufna modlitwa, a także podjęcie ideałów ich życia”. Ważne słowa powiedział również dzisiaj ks. abp Stanisław Gądecki, metropolita poznański, który wskazał na ogromne dziedzictwo, jakie „dała nam” katastrofa smoleńska. Dodał, że jeśli ta katastrofa nic w nas nie zmieni, to ofiara Tych, którzy tam zginęli, pójdzie na marne. Czy brak pojednania i zgody ogólnonarodowej na płaszczyźnie politycznej nie jest tego najlepszym przykładem? Czy lansowanie tylko i wyłącznie „spiskowej teorii dziejów”, że katastrofa z 10 kwietnia, to działanie zamierzone i skrupulatnie zaplanowane, a cały przebieg nie był powodowany tylko i wyłącznie lądowaniem samolotu we mgle, nie jest działaniem wymuszonym ? Dzisiaj jeden z komercyjnych portali pokazał zdjęcie brzozy, w pobliżu której ustawiony został pamiątkowy obelisk. Natura tak ukształtowała konary gałęzi tego drzewa, że łudząco przypominają one znak krzyża. zobacz -->> Ubolewam, że w katolickim kraju, który wydal światu papieża Jana Pawła II, nikt nie wspomina, że wydarzenie z 10-go. kwietnia ub. roku, miało miejsce w wigilię niedzieli Bożego Miłosierdzia. Czy ktoś zadał sobie pytanie - bo ja sobie takowe zadałem ! czy aby Pan nie chciał nam - tutaj na Ziemi, „coś przekazać …”? Atmosfera wydarzeń, jakie miały miejsce w ostatnich latach na polskiej scenie politycznej, niewątpliwie sięgały zenitu. Niepotrzebne kłótnie, spory, komisje śledcze, to wszystko najwyraźniej, w „normalny” sposób, nie mogło znaleźć pozytywnych rozstrzygnięć. Jak na to wszystko patrzy świat, kiedy w rocznice tych tragicznych wydarzeń, jedni się modlą w ciszy i skupieniu, a inni urządzają sobie - doskonale zorganizowane - polityczne happeningi. Dlaczego wszystkie rodziny - z wyjątkiem jednej partii politycznej - potrafią się zjednoczyć i wspólnie dzielić ze sobą ból i żałobę po rozstaniu z najbliższymi. Potrafią zorganizować wspólny wyjazd do Smoleńska i tam razem pozostawać w zadumie i medytacji. Wśród nich są również zdeklarowane osoby niewierzące, aczkolwiek sowim zachowaniem godne naśladowania (celowo nie wymieniam nazwisk, aby nie być atakowanym na tymże forum). Gdzie tu jest mowa o jedności narodowej, skoro na Mszach św. nie ma przekazania znaku pokoju, a do Komunii świętej ustawia się większość uczestników Eucharystii. Na koniec polecam wszystkim przeczytać, bardzo piękne i wzruszające wspomnienie pt. „Słońce wschodziło czerwone” z wyjazdu do Smoleńska na uroczystości rocznicowe w kwietniu ub. roku, które napisał Wacław Prażuch, prezes Akcji Katolickiej Diecezji Tarnowskiej, którego osobiście miałem okazje poznać podczas wspólnych studiów podyplomowych w Krakowie. (pdf 6.2 Mb) -->> Marek Białka |