Józef Adamus - "Przebieg życia - fragmenty"
( )
Było to już tak dawno, nawet moja pamięć pomija 1998 roku sześć lat po utracie Kochanej żony Rose Douglas. Józef Adamus usiadł w wygodnym fotelu, naprzeciw szkockiego kominka, z którego silny prąd ciepła roznosi się po pokoju. Dom gdzie to było jest aż 250 lat stary i nie jedne duchy tu już hulały, ale On Józek przez 3 lata nad nim pracując wraz z żona doprowadził do stanu nowoczesnego. Stoi on na niewielkim pagórku wokół starych drzew z południa od niego jest główna droga, CU P AR- K I R KG AL D Y ruchliwa w pojazdy, zaś z północnej strony, rozciąga się około 5 morgów pola, pod trawą wypasane bydłem bogatego gospodarza, ale pole należy do domu ogrodzone rzeka Eden od sąsiadów przyległych. Z lewej strony domu jest też kawałek ziemi' cześć jako ogród owocowy gdzie rosną różne drzewa, jak zimowe jabłka oraz inne, gruszki nawet czereśnie z Polski od kolegi Józefa Stos z Okocimia górnego - Mieszka On w Krakowie, ale też posiada dom na rezydencji swego Ojca w Okocimie górnym z dużym ogrodem drzew owocowych i innych. Druga cześć jest na warzywa, co roku produkująca ziarniaki, buraki czerwone, Kapustę, różne grochy na tyczkach lub się pnące ta ziemi, dwa rzędy malin, czarne porzeczki też dużo różnych kwiatów, nawet z Polski czułą opieką córki Roseanny pielęgnowane oraz uprawiane, Dom mieszkalny ni za duży, ale mały, ot tak rodzinny, mający obok do niego przyległy budynek, co kiedyś była stajnia dla bydła a teraz zamieniony na obszerny garaż oraz pomieszczenie na zbiory warzyw na zimę, różne konserwy własnej roboty wina z owoców własnych. Dom jest wybudowany z kamienia szkockiego, MURY są na nim, szerokie jest gdyby piętrowy, na parterze są dwa pokoje, jeden duży 5 na 5 m. Obok był taki sam, ale został podzielony na małą sypialnie i małą kuchnie, 2m na 5m.Obok prowadzi mały przedsionek do dość dużej łazienki z ubikacją oraz drzwi do tyłu domu. Obok jest piec gazowy, centralne ogrzewanie. Na przeciw kuchni, okna strona północna jest wjazd do garażu, a duża cześć ziemi porośnięta kwiatami, To wszystko jest otoczone kamiennym murem aż do głównej drogi 2m wysokim. Za murem, na północ jest teraz porośnięty trawą. Tu też jest wędzarnia na kiełbasy, bo ani Szkoci ani Anglicy nie znają, takiej kiełbasy jak nasza, choć sami różne wyrabiają, ale nasza uwielbiają. TERAZ jest pole i rzeka Eden, gdzie można łowiąc ryby. Z parteru są drewniane schody i tu znów dwa duże pokoje i jeden mały dziecięcy. Kilka stopni w górę, i to już na poddaszu są dwa duże pokoje, jeden służy jako sypialnia na wypadek, a drugi na wszelkie rupieci a jest ich różnych masa. Dach jest kryty dupkiem, to są niby cienkie płytki z kamienia specjalnego skutkiem długiego czasu, gwoździe przerdzewiały każdy jest przybity wiec Józek musiał wszystko zerwać użyć nowy nierdzewne,. Każda strona dachu ma po 2000 takich płytek, czyli 4000 razem, wiec duży ciężar.. W takim to domu Józek, co tylko ukończył ' tradycyjny angielskiego stylu Bożego Narodzenia obiad a wiec ociężały pożywieniem, jak również okazałym winem ugrzązł głęboko w czerwonym pluszowym fotelu. Ciepło z kominka oraz wypite wino wpłynęło, że się poczuł jak gdyby sam narodzony. Twarz stała się bardziej czerwona jak zwykle z oczyma błyszczącymi dowcipem i odmłodzoną wesołością dała Mu tchnienie gdyby, nowego życia, Po prawej Jego stronie stało, jak co roku, pięknie udekorowane w kolorach świateł drzewko, Różniło się od miejscowych, bo oprócz błyszczących świecideł oraz kolorowych świateł wisiały na nim jabłka, orzechy malowane, co w angielskich i szkockich zwyczajach nie było znane i praktykowane. Pamięta te czasy, gdy tu przywędrował w dzień Bożego Narodzenia poza drzewkami urzędowymi nie było zobaczyć sądnych innych. Dzisiaj jednak już jest inaczej prawie w każdym domu i urzędach, choć sztuczne istnieją. Zmiany takie powstały po ostatniej wojnie. Dawniej odizolowani od reszty świata zamknięci u siebie jak ślimak w skorupie nie praktykowali takiego zwyczaju, ale nauczyli się od tu będących żołnierzy w czasie wojny, jak Polaków, Amerykanów, Francuzów, Czechów, którzy dali im te tradycje, co łatwo i chętnie się_ przyjęły i bujnie teraz kwitną. Jedyna córka ROSEANNA podała Mu butelkę piwa, która Jego kuzyn ZDZISŁAW KRUPINSKI /jadać do Nowego Yorku wstąpił odwiedzić swoich krewnych, Józek wziął butelkę ostrożnie do ręki gdyby najdroższy w świecie klejnot/uniósł ręką do góry długo przyglądał się naklejce OKOCIM. Zamyślony, uniósł się myślami do owych czasów, gdy jako młody Chłopak z Rodzicami obchodził dzień Bożego Narodzenia w OKOCIMIE MIEJSCA SWEGO URODZENIA tych czasach już w listopadzie dzieci nawet starsi/razem w kuchni wieczorami zajmowali się robieniem znanych ogólnie lub używając własnych pomysłów ozdób na drzewka W trakcie tych czynności opowiadali sobie o dawnych czasach znanych z opowieści przy Światłach lamp naftowych W szkołach natomiast pod troskliwą opieką nauczycieli była istna wytwórnia ozdób, które dzieci robiły z wielkim entuzjazmem i radością. Trudno opisać te piękne cuda z rąk pracy. Z wydmuchanych jaj robili różne pajace z brodami czapkami królewskimi dziewczyny, robiły anioły, łańcuchy używając słomiane źdźbła. Dzieci cierpliwie czekały na dzień wigilijny i pierwszą gwiazdkę ukazująca się na niebie, znak rozpoczęcia tradycyjnej polskie wieczerzy wigilijnej, bardzo prostej z potraw, ale głębokiej tradycji i historii kościelnej tak miła wszystkim Polakom. Na wstępie życzenia sobie opłatkiem, pierwsze danie barszcz grzybowy, następnie ryba, _ coraz to inne potrawy w zależności od domu gospodyni. Po ukończonej wieczerzy, był czas na dekoracje drzewka, Były one też różne, stojące małe duże, wiszące w środku izby wszystko zależne od gospodarza domu oraz Jego dzieci Starali się je stawiać blisko okien by były widoczne, ci, co nie dekorowali sprzątali stół, myli naczynia a gospodarz domu umieszczał opłatek na sianie pod drzewkiem. Z butelki przez Roseanne Mu podaną nalał do szklanki piwo. Na brzeg szklanki biała piana się rozlała. Wspaniały miły aromat, silny w pokoju wydała, Podniósł szklankę bacznie oczami pod światło badał, Jak gdyby coś w niej zauważył i tym się zastanawiał ? A w niej burzliwe zrodziło się nowe życie, Wpatrzony w nią przeniósł się w przeszłość myślami a oczyma wodził. Do tych stron gdzie ono zrobione było i gdzie się On urodził Dojść do Okocimia górnego, wysiłku dużego potrzeba, Ale będąc tam zdaje się już niedaleko do nieba, Wszystko u Twych stóp, widok, dokąd sięgniesz okiem, Bez względu jak patrzysz stojąc wprost, lub bokiem. Widzisz piękno południa, dziwu jedna panorama, Południowej" części Polski, pięknością widoków panorama, wisi niebieska przestrzeń, tuż nad Tobą obłokiem, Daleko można oglądać wpatrując się bystrym wzrokiem. Piersi gdyby do oddychania powietrzem się prosiły. W dużej ilości go pochłaniając bez małej siły, Wesoło każdy się czuje wielkim wigorem do życia, Tam miedzy ludźmi nie ma obłudy lub coś do ukrycia, Na zachód dawna historia kraju w Bochni lub Wiśniczu, Od wschodu natomiast Dębno, Tarnów Stary Wiśnicz, z północy Brzesko, jak paź u króla nóg leży, Patrząc dobrze w dal jeszcze coś cię uderzy, Że można widzieć dokładnie nawet Wisły brzegi. W prawo Mościcie, Tarnów i jego nowe bloki szeregi. Tak to jest OKOCIM górny, tam się urodziłem 8 lipca 1917,roku, gdy w świecie rodziły się duże polityczne zmiany. Na skutek takiej sytuacji u dziadka Józefa Adamusa ,wówczas administratora przyległych wiosek przebywało rosyjskie wojsko z Syberii. Ich żołnierze oraz oficerowie koleżeńsko byli usposobieni ku Polakom. Urodziłem się w czepku ,wówczas znak szczęścia ,tak mówiono ,ale mając zaledwie kilka miesięcy nabawiłem się zapalenia płuc, BYŁO źle z braku lekarstw już tak źle że dziadek zrobił z desek małą trumnę i pomalował sadzami z braku farb. Mama z rozpaczy w płacz, zauważyli to rosyjscy żołnierze, wiec postanowili pomórz zawołali swego lekarza, który po zbadaniu z całej wsi czosnek w wrzątku z niego mnie wykąpał dobrze i rano byłem już inny, na drodze do życia .POD OPIEKA Józefa dziadka który jak mama opowiadała , bardzo lubił. Ojciec WIKTOR wówczas w wojsku austriackim w Wiedniu a ja pod opieką matki i dziadka, po chorobie rozwijałem się dobrze i zdrowo, Dziadek szukał w , gwiazdach treść mego przyszłego życia mocą która miałem żyć oraz zdrowo. I TAK, W DOMU GOSPODARCZYM POD OPIEKĄ Matki dziadka Józefa, mijały lata, aż gdy mając już 7 lat rozpoczął uczęszczać do Siedmio Klasowej Szkoły w Okocimiu górnym siostra Janka opiekowała się mną. Pamiętam gdyby dziś, że w klasie pierwszej siedziałem w rzędzie pierwszym ławek. Również ···············pamiętam księdza który nas uczył bardzo wysoki oraz szczupły KRZEMIENIECKI tak się nazywał umarł na płuca w Szwajcarii . Pamiętam ············też że w klasie trzeciej byłem pupilem pani Stohandlwnej później Skurnóg i tą klasę ukończyłem jako najlepszy z nagrodą a tez później inne. Do dziś nie wiem jak to mogło być, bo nie często zaglądałem do książek natomiast pomagałem rodzicom w pracy a było jej dużo, jako że gospodarstwo na rejon okocimski duże tak, że miejscowi nas nazywali kmieciami. Skutkiem państwowej złej gospodarki warunki były fatalne. My Polacy płacili trzy razy więcej za cukier, niż Anglicy ,którym Polacy sprzedawali a oni naszym cukrem świnie żywili. GOSPODARZ ·········BYŁ marnie traktowany tak, iż obojętnie ile gruntów posiadał, zawsze był w kłopotach finansowych.Za licha jesionkę, płaszcz jesienny Żydowi trzeba było płacić110 zł, a gospodarz za metr pszenicy, otrzymywał 14 zł , Ile On musiał pracy włożyć by to wyprodukować. Będąc młodym,ale logiczny, widziałem walkę mych rodziców o ciężki byt, dlatego w mych granicach możliwości chciałem im pomórz. Skutkiem takich warunków dużo czasu nie miałem na ślęczenie nad książkami, ale mimo to nigdy nie byłem przy końcu listy w nauce. Też nie byłem aniołem w klasach ostatnich szkoły,brałem czynny udział w jej programie., Wiec jak na BOŻE NARODZENIE grając diabła a na wszelkie większe imprezy jak, 3 Maj 11 LISTOPADA To ja przemawiał do rodziców dzieci lub deklamował. Pomagając rodzicom przy gospodarstwie przeważnie pasałem krowy a w żniwa przy koszeniu JUŻ tak bywało w Szkole że w soboty, w ostatniej godzinie zbieraliśmy się w dużej sali szkoły, by trenować śpiewaczy to do kościoła lub imprez których nie brak było w roku. W jedną z takich sobót starsze chłopaki i ja rzucali kamieniami, kto najdalej dorzuci. Na południe od szkoły stał dom organisty pana Dzikowskiego ten kierunek wybraliśmy. Z domu tego było okno na kierunek Szkoły z kuchni. Ja jeden tam właśnie dorzucił okno rozbił a kamień wpadł na talerz jedzącego obiad pana Dzikowskiego. Widząc to my chłopaki w nogi do sali na śpiew, pan Stanisław Dyla zagrywał na skrzypcach Pani Kozakówna nauczycielka, podawała tony na stroiku. Nagle drzwi się otwarły a w nich ukazał się dyrektor, szkoły za Nim organista Dzikowski. Wściekły w mowie dyr. Józef GOŁĄBEK krzykiem pyta, kto z chłopaków rzucał kamieniami na kierunek pana Dzikowskiego domu. Nastąpiła długa chwila ciszy, a On zdenerwowany krzyczy wyciągnę surowe kary, jeśli winny się nie przyzna. Cóż miałem zrobić narażać innych wiec się przyznałem. Zaraz wysłał mnie do domu, by to opowiedzieć Rodzicom ,była to niełatwa sprawa lecz jedyne rozwiązanie. Ojciec zapłacił za szkody ja też dostał porządnie pasem, mocno i dobrze, mimo że Mama mnie broniła. Przyległy kościół też ma swoją moją pamiątkę. Wybiłem w witrażu małą szybkę, naprzeciw wielkiego ołtarza. Nie mając takich wstawili zwykłą szybkę do dnia dzisiejszego widoczna. Co My chłopaki mieli robić, gdy nie było miejsca na żadne wyczyny sportowe, dlatego też prawie co dziennie egzekutor pan Stanisłw Dyla za większe przekroczenia na krześle w tyłek trzciną czasami aż l2 uderzeń mimo to chcąc czy nie chcąc często coś było ,by karać. W końcowym okresie mego pobytu w Szkole miałem dodatkowe zajęcie czy to udział w Jasełkach, grając diabła, którego według opinii dobrze grałem, ale też byłem i ministrantem w kościele. Raz w niedziele podczas mszy św. obsługując zemdlałem przed Wielkim Ołtarzem na oczach zebranych. Obecna pani baronowa matka właściciela browaru OKOCIM, kazała mnie odwieść swym powozem do domu, miałem szkarlatynę. Nadszedł upragniony czas tak się wówczas zdawało ukończenia szkoły. Co teraz robić, stało się problemem Mych Rodziców, i nadmiar Swych kłopotów z gospodarstwem? Stara baronowa chciała mnie kształcić na księdza na Swój koszt. W tym celu przysłała Swoją oddaną zakonnice do Rodziców z tą propozycją na to moja Mama tak odpowiedziała Niech On sam zadecyduje o sobie będąc starszym, na tym się skończyło. Baronowa mnie lubiła była bardzo" pobożna, co roku w Swym pałacu urządzała rekolekcje, Księża bywali z Krakowa z Zakonu. Mnie i Piotra ZYDRON wybierała dla Ich obsługi. PIOTR ZYDRQŃ podczas ostatniej wojny był telegrafistą, na łodzi podwodnej "ORZEŁ”, która została zatopiona u wybrzeży NORWEGI. Przez dwa tygodnie, codziennie musieliśmy być już w pałacu na 7 rano. Baronowa Sama w kuchni dawała nam śniadanie tuż obok kaplicy, dużą szklankę kawy i kromkę z masłem. Sama nas obsługiwała. Na 19 wieczór też musieliśmy chodzić. Jak chłopaki młode chodząc tam dosyć uważaliśmy by, czego niedozwolonego zrobić, ale z czasem byliśmy siebie pewni? Mijaliśmy małe drzewko, które miało rajskie piękne małe jabłka, Z początku to tylko spoglądaliśmy na nie jak wilk na owce, aż pewnego ranka postanowiliśmy trochę nazbierać, bo masa ich leżała na ziemi i gniły. Ledwie doszliśmy do tylnych drzwi pałacu, baronowa już na nas czekała i krzyczy, kto Was upoważnił do zbierania tych owoców, kazał wyrzuć i zagroziła że jeśli jeszcze raz tak zrobimy, co nam nie wolno tam już przychodzić. Nie musze opisywać jak się_ czuliśmy już nam nie dała śniadania, a My nie mogli zrozumiecie taka masa gnije a nam żałuje, .Po dwóch tygodniach dała nam po 10 zł". BĘDĄC JUŻ PO UKOŃCZONEJ SZKOLE OKOCIMSKIEJ, z trudem Rodzice postanowili zapisać do GIMNAZIJUM W BRZESKU,. Nie była to łatwa sprawa, bo po ukończonej szkole miałem prawo do czwartej klasy gimnazjalnej a ponieważ gimnazjum było od pierwszej klasy rzadko kiedy były miejsca w czwartej - Ojciec mówi poproś panią_ baronowa przecież Ich imienia jest to Gimnazjum przez Jej męża wybudowane-MATKA KRZYCZY NIE ja na to nie pozwolę, Ty sam musisz udowodnić że się nadajesz. Nie było rady trzeba było zdawać wstępny egzamin .Było nas aż 36 a wolnych miejsc tylko trzy .Wiec kto miał lepsze poparcie miał szansę reszta to tylko forma. Nic dziwnego ze rezultat był do przewidzenia. Powiedziano mi że na drugi rok mogę być przyjęty bez egzaminu. Wiec nowy kłopot a mało ich było. Matka zawsze przedsiębiorcza mówi tak do ojca Wiktora, Przecież Twój kolega prof. Józef f Bobrowski jest profesorem w trzecim Gimnazjum w Tarnowie niech rok tam będzie i postaramy się go sprowadzić da Brzeska –W jedną niedziele pojechaliśmy do Niego. Przed wyjazdem Rodzice dali mi wskazówki jak mam się zachowywać, No cóż, chłopak ze wsi umiał- krowy paść, kamieniami rzucać, lecz Rodzice nie mieli dużo czasu lub nic , na uczenie etykiet, w szkole też tego nie uczyli i nie nabył. Znaleźliśmy dom profesora, Józefa Bobrowskiego ,on już na progu swego domu okazał wielka życzliwość,! krzyczy, do swego kolegi za płotu kochany Wiktorze przychodzisz co za wielka przyjemność , gość z CIEBIE, z lat młodości co Cię tak skłoniło. W miedzy czasie Jego żona stół nakrywa stawia rożne spodeczki, filiżanki, a ja siedząc jak trusia czuje tylko jak me serce silniej bije niż zwykle. Po posiłku dochodzi do setna sprawy Ojciec wytłumaczył powód i prosi Go by pomógł mnie w swym Gimnazjum choć na rok umieścić. A On, kochany tylko jeden tydzień jesteście za późno, wszystko już zakończone na następny rok. Skutkiem takiej sytuacji Rodzice postanowili mnie zapisać do Szkoły Podstawowej 8 Klasy w Brzesku by nie tracić marnie roku. Więc nastąpiło chodzenie co dziennie Okocim-Brzesko Dyrektorem wówczas "tej Szkoły byt pan , DUDREWICZ który mieszkał- na Słotwinie a koniem i bryczka dwu kołową dojeżdżał". Dla konia przy Szkole miał- szopę- Wśród tamtejszych zewsząd uczniów byli jak KARGL GROCHOLA, HENRYK SKURNÓG również z Okocimia, jak ja później pracował jako selekcyjny pracowników browaru Okocim ,JÓZEF MICHALEK z DĘBNA dużo chłopaków z miejscowej Ochronki, prowadzoną przez Zakonnice a i tez nie brakowało miejscowych żydków. Z jednym w krótkim czasie bytem na stopie nieprzyjaznej, bo On na przerwie bardzo mnie pokopał tak ze miałem bóle w kostkach długi czas jak mogłem Mu to przebaczyć . Nazywał się HELLER dlatego tylko czekałam by Mu się odwdzięczyć tak się stało, pewnego czwartku bo w dniu tym mieliśmy godzinę robót ręcznych wiec miałem rożne przybory jak szpilor itd. Podczas godziny polskiego, prowadzona przez pana PŁACHTĘ egzaminował HELLERA z Pana Tadeusza. Siedział On naprzeciw mnie gdy wstał ja podłożył Mu szpilor pod Jego siedzenie, gdy usiadł nic tylko słychać było ajwaj tak ze dyrektor mający tuz obok swoją kancelarie słysząc to , do klasy przyleciał . Ja między czasie wyciągnął szpilor ale obok siedzące chłopaki z Ochronki wychowane przez Zakonnice zaraz mnie dyrektorowi wydali. On zaraz wyrzucił mnie z Szkoły, kazał Rodzicom opowiedzieć. Nie będę się rozpisywał co ja w domu dostałem lecz po trzech dniach powróciłem do Szkoły, bo dyrektor zgodził się .Stało się to przed Bożym Narodzeniem więc na półrocznym świadectwie ze sprawowania dostałem nieodpowiednie. Miedzy czasie moja Mama myśląc o mnie doszła do wniosku, że po ukończeniu gimnazjum nic konkretnego nie daje pr6cz dalszej szansy na wyższe studia, a jeśli brak pieniędzy na nie to co dalej tylko czas zmarnowany .Wiec namówila Tatę mnie też przekonała ze lepiej iść do Szkoły Handlowej. Tam nauczą dobrze rachować, krótszy czas nauki buchalterii księgowości dlatego są szansę dostać się do banku lub jakiegoś przedsiębiorstwa -lub dalej na wyższe studia handlowe, Więc wybraliśmy HANDLÓWKĘ w TARNOWIE. Rodziców nie stać było na bursy, najstarsza siostra Janka studiowała w Wilnie później w Warszawie ,wiec mieli duże wydatki przy małym opłacanym gospodarstwie wprawdzie mieli 36 morgów gruntu, ale produkty rolne byty tak marnie płatne ze trudno było wyżyć dzięki ówczesnym rządom ,Pierwsze lata musiałem jeździć: pociągiem, Nie była to łatwa sprawa. Pociąg jechał z BOCHNI szkolny na 6,45 musiałam już być na Słotwinie, wiec wstawałem około 5 rano, nie wyspany bez chęci jedzenia, a wracałem około 18 przeważnie .Gdy pogoda była możliwa _chodziłem przez pola Jaroszka , było miło ptaki śpiewały, powietrze miłe zdrowe, silny zapach zbóż, których było różnych wokół śpiew ptaków, nawoływanie się bażantów ale przy złej pogodzie musiałem chodzić główna drogą była długa i męcząca. Wracając do domu ,bytem zmęczony, głodny, i nie mający chęci lub woli, ku nauce-Wszelkie kontakty z miejscowymi kolegami przestały prawie istnieć. W miejscowym Gimnazjum Brzeska studentami byli Wincenty Zydroń, Józef Stós,Józef Jemioło, wnet dostał się do Seminarium Duchownego w Tarnowie i czasami ja Mu dowoził paczki żywnościowe od Jego Rodziców .W końcowej fazie much studiów, w Tarnowie rodzice umieścili mnie prywatnie na Zamkowej 10, dziś już nieistniejącej. Będąc tam dawałem lekcje, naprzeciw drogi córce kierownika stacji towarowej Wielgus ,również z bogatej rodziny synowi z dala mieszkających od Tarnowa. Bryczkę przysyłali po mnie ,Gdy syn zdał do Trzeciego Gimnazjum zadowoleni rodzice zrobili przyjęcie dla mnie i mych kolegów. Z okresu studiów w Tarnowie chce wspomnieć tylko specjalne wydarzenia. W końcowym roku reprezentowałam moją uczelnie w zawodach miedzy szkolnych. Tak wówczas bywano że w czerwcu z końcem roku szkolnego odbywały się zawody miedzy szkolne na boisku Tamowi ;miedzy l Gimnazjum drugim i trzecim gimnazjum , Szkołą Handlowa, Seminarium Nauczycielskim już z rokiem ostatnim bo go likwidowali .Ja rzucałam granatem szkolnym dorzuciłem aż na przyległe planty, nigdy tak daleko nikt dotychczas nie dorzucił. Seminarium Nauczycielskie zdobyło pierwsze miejsce. PIĘCIU studentom Seminarium którzy pomogli to uzyskać ale w szkole nie zdali końcowych egzaminów umówiło się zastrzelić jednym rewolwerem na Piaskowce. Leżąc czterech się_ zastrzeliło ostatni piąty widząc kolegów trupy, rozmyślił się i zameldował" policjii, Cały Tarnów był wściekły na takie rozwiązanie likwidacji Seminarium NAUCZYCIELSKIEGO Nie było gdzie powtarzać tylko jedno w Wilnie gdzie mało ludzi z południa było na to stać. NOWY problem się wyłonił, co mam robić , dalej aż pewnego wieczora przyszli mnie odwiedzić starsi koledzy z Handlówki , Stanisław Gurgul, i Józek Nowak ze Slotwiny, będący już na Instytucie Administracyjnym HANDLOWYM w Krakowie. Przynieśli mi skrypt bym i ja się tam zapisał. Były cztery wydziały, każdy pod kontrolą ministerstwa i po ukończenie gwarantowali posady. Już wówczas była nadprodukcja cdn..
Zamieszczono na portalu: 12.4.2004 r.
Opracował: Janusz Pajor. Zamieszczone na tej stronie wspomnienia Józefa Adamusa są częścią pamiątek rodzinnych będących w posiadaniu E i J Pajorów. Uwagi, sugestie i opinie kierować proszę na adres autora - mr.pajor@interia.pl
|