Wczorajszego poranka, gdy wyjrzałam za okno, oczom nie wierzyłam, prószył śnieg… Dokoła zrobiło się biało. Pomyślałam sobie w pierwszej chwili, że ktoś mi zrobił primaaprilisowy żart, ale to przecież, byłoby raczej trudne, pokryć całą okolicę białym puchem. Przypomniałam sobie ludowe przysłowie: "kwiecień plecień wciąż przeplata, trochę zimy trochę lata” i powędrowałam w stronę kuchni zaparzyć poranną kawę oraz sprawdzić czy z upieczonej wczoraj panettone ocalała choć odrobina. Szczęśliwie, kawałek ciasta, co prawda niewielki, czekał na mnie pod lnianą ściereczką, więc odkroiłam trochę, wzięłam w dłoń kubeczek z aromatycznym czarnym napojem i zatopiłam się w marzeniach o wiośnie, kwitnących jabłoniach oraz wspomnieniach pewnego czarownego wieczoru jaki niedawno przeżyłam dzięki pewnej uroczej poetce… Wiosna to cudowny czas, wszystko dokoła budzi się do życia z zimowego snu, a w nas samych rodzą się nowe nadzieje i plany. Ta urocza pora roku jest natchnieniem i muzą artystów wszelakich. Ania Gaudnik też się jej nie oparła. 30 marca w Brzeskiej Piwnicy, wbrew panującej na zewnątrz wietrznej, zimnej i deszczowej pogodzie, urządziła nam wieczór pełen wiosennych promieni słońca, zapachu bzu oraz przede wszystkim ciepła bijącego z serca i radości z nadchodzących Świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Ciężko mi będzie odpowiednie słowa znaleźć, by to wszystko należycie opisać, a zwłaszcza Poetki "rysunki, zdjęcia i nastroje”, ale spróbuje… Gdy nieco zmarznięta i zmoknięta od wiosennego deszczu (mam awersję do parasoli) weszłam do Brzeskiej Piwnicy poczułam się jak w zaczarowanym ogrodzie. Po ścianach pięły się piękne maki, chabry, malwy, magnolie i słoneczniki. Choć wykonane z bibuły, były jak żywe, niemal pachniały… Autorka poetyckiego wieczoru, niczym Pani Wiosna, odziana w kolorową bluzeczkę i żakiecik barwy wiosennej trawy w słoneczny dzień, posyłała wszystkim przybyłym, promienne uśmiechy. Spragnieni miłych wrażeń usadowili się wygodnie na krzesłach. Zamilkły rozmowy i nagle zapachniało konwaliami… pewnie taką woń wiosenne wiersze Anny roztaczają. Wszyscy wiemy kiedy ta pora roku w kalendarzu się pojawia, ale zwykle zimą trochę zmęczeni wyglądamy jej nieco wcześniej z nadzieją, że może już w lutym się pojawi. Tak też uczyniła nasza mistrzyni słowa w strofy układanego, a potem to wszystko w wierszach pięknie opisała. Pojechała do Jaworek polować na oznaki nieśmiało zapowiadające tę cudowną porę roku. W pierwszych cieplejszych promieniach słońca z ociąganiem, ale jednak, śnieg i lód z wolna zamieniały się w mniejsze lub większe strumyczki. Topniejąc, przybierały niesamowite kształty, ale by je dostrzec, trzeba było jak Ania, patrzeć i widzieć !!! Gdy natrafiała na swej drodze interesujące, "obiekty” od razu uwieczniała je aparatem fotograficznym, by innym pokazać to, obok czego przeszli, a nie zauważyli jakie to piękne. Anioły tam były, rumaki rozpędzone oraz cała rodzina dinozaurów. Mnie urzekła jaskółka w gałązkach uwięziona ale do lotu uparcie się wzbijająca. Wspomnienia z dzieciństwa z wiosną związane też były. Opowiadała nam Ania wierszami o tym jak kreta uratowała od niechybnej śmierci, bo w ogrodzie jej dziadków kopczyki swoje w nadmiarze budował. Z czarującym uśmiechem wspominała jak 8-go marca jej ojciec na lekkim rauszu, wracał do domu z nieco zmęczonym życiem goździkiem i rajstopkami dla swej żony. Jej słowa wspaniale oddawały atmosferę tamtych czasów. Słuchał tych opowiastek o młodzieńczych latach, siedzący za mną brat poetki i czułam jak się do niej oraz tamtych dni uśmiecha … Goździki, Dzień Kobiet i pierwszy dzień wiosny mają szczególne miejsce dla Ani, w reminiscencjach z minionych lat, co zresztą dowcipnie opisała i pięknie narysowała. Pora roku co 21 marca się zaczyna z kwiatami niewątpliwie się nam kojarzy. Bohaterka wieczoru urzekła mnie opowieścią o pigwowcu, co czerwonym kwieciem obsypany, cieszył oczy, o pierwiosnku co w jej ogrodzie mieszka oraz bzach majowych, zawilcowych dywanach, żółciutkich kaczeńcach i niebieskich niezapominajkach. Gdy o pachnących roślinach opowiadała poczułam się jak bym nagle na pięknej łące się znalazła, słyszałam śpiew ptaków i bzyczenie pszczół . 1-maja też się w wierszu święcił, ale nieco inaczej niż w tamtych latach, świętować kazano. Ten utwór zrozumieją tylko ci, którzy niezależnie od pogody w Święto Ludu Pracującego musieli wędrować przed notablami w plisowanych spódniczkach, cienkich bluzeczkach albo trampkach i krótkich spodenkach, ci którym w ręce wciskano czerwone szturmówki oraz różnej maści transparenty z napisami, których lepiej było nie czytać. Szczęściem było gdy w ręce trafił bibułkowy kwiatek, a z nieba łaskawie nie lała się woda, bo jak wiadomo mokra krepina bardzo farbuje. Jak mowa o miesiącu kiedy bzy kwitną, nie sposób nie wspomnieć o majówkach pod figurkami. Dla Ani wspólne śpiewanie przy kapliczce to cudowne wspomnienie dzieciństwa . Wierszem opisała jak mamusia nakazywała z kwiatami w dłoni wędrować do Matki Bożej i pięknie do niej litanie, o niekoniecznie dla małego człowieka, zrozumiałej treści, śpiewać . Najważniejsze święta chrześcijańskie są związane z wiosenną porą. Poetka w swym wierszu wraca do Wielkiej Nocy z czasów kiedy miała we warkoczach zawiązane białe kokardki .Opowiada o jajkach w łupach z cebuli gotowanych i tworzonych z nich pisankach z wydrapanym żyletką barankiem czy kurczątkiem. Wspomina szykowanie kosza ze święconym pełnego jajek i kiełbaski, obowiązkowo z solą, chlebem i chrzanem, w którym naczelne miejsce miał zawsze baranek obowiązkowo z chorągiewką. Pięknymi strofami opisuje wielkotygodniowe obrzędy katolickie W spomina jak jako mała dziewczynka w nich uczestniczyła. | | Wieczór zatytułowany: "Nastroje –wiersze, rysunki i zdjęcia moje ” wprowadził każdego uczestnika w wiosenno-świąteczny nastrój. Nikt do wyjścia nie spieszył. Każdy, mam wrażenie, słuchałby chętnie jeszcze dłużej wierszowanych wspomnień i patrzył na fotografie pełne wiosennych kwiatów by dalej czuć się jak w pięknym ogrodzie. Cóż nawet najlepsze wydarzenia kiedyś kres mają. Bohaterka wieczoru, autorka wierszy, rysunków i fotografii by osłodzić swej publiczności moment, gdy przeczytała ostatni wiersz, przewidziany na tamten wieczór, zaprosiła wszystkich na lampkę wina oraz własnoręcznie upieczony sernik i inne łakocie. Na zewnątrz dalej wiało i okrutnie padało, było raczej niemiło, ale jakoś gdy wracałam do domu, nie bardzo mi to przeszkadzało. Tak się jakoś wiosennie poczułam, że od razu zabrałam się za pieczenie panettone, co tylko w okresie wokoło wielkanocnym mam we zwyczaju… Wieczór pomogły Annie Gaudnik, przygotować Joanna Trunów i Ewa Platner - Przybyło. Katarzyna Pacewicz-Pyrek
O wieczorze Ani, która zagląda do serc.
W miniony piątkowy wieczór Ania Gaudnikowa opowiedziała nam o wiośnie i świętach. Po swojemu. Co jest w tym najpiękniejsze, co warte zachwytu, co zdumiewa? Mnie osobiście jej spojrzenie - na grudkę lodu, na źdźbło trawy, gdy patrząc nakłada barwną kalkę wyobraźni. To już nie lód, to gwiazda, lub pies czy anioł. To co zwykłe staje się niezwykłe poprzez odbicie w Ani oku, w jej zadumie, a nade wszystko w radości życia i tworzenia. Bez tej radości nie byłoby nic. Ania ogrzewa rzeczywistość ciepłem spojrzenia. Nasycona teraźniejszością odwraca się do tyłu. Nie ma dzisiaj, które nie przyszłoby z przeszłości. A to: święta w domu, wybielona serwetka w koszyczku i to co kiedyś nieważne i byle jakie uszlachetnione wspomnieniem z dzieciństwa jak ośmiomarcowy wątły goździk. Cały ten wieczór w osobistym tonie wierszy, fotografii i rysunków. Naiwnych, banalnych, sentymentalnych i ciepłych. Takich jakie każdy nosi w sobie, ale wstydzi się pokazać.
Krystyna Serbeńska-Biel
|