Na spotkanie, w dniu 16 kwietnia, przyszło wiele osób, więcej niż rok temu gdy film pokazywano po raz pierwszy. Osobiste zaproszenia burmistrza i posła PIS odniosły skutek, a być może także „nowe” fakty w sprawie śledztwa podawane coraz częściej w zależnych mediach. Z katastrofą pod Smoleńskiem podobnie jest jak było z Katyniem. Najpierw o mordzie wiedziało mało osób, a reszta nie dawała wiary w tak okrutny scenariusz. Później od hitlerowców dowiedział się świat, ale nie powiedział, wyciszył - żeby nie drażnić Stalina. Milczącą zgodą powitano katyńskie kłamstwo i ustalenia komisji Burdenki. Pamięć przeniosły, ocaliły rodziny ofiar. Okaleczone, prześladowane, pozbawiane prawa do przeszłości i prawdy przez dziesiątki lat. Za okrucieństwo zacierania pamięci nikt nie odpowiedział, a nawet awansował: na prezydentów gen. Jaruzelski i Kwaśniewski (wycinający po pijanemu hołubce na cmentarzu w Charkowie), na człowieka honoru Kiszczak… Dopiero 10 kwietnia 2010 roku nie można było nie pytać, po co lecieli. Lekcję historii odrobili wszyscy na tragicznych korepetycjach. Po katastrofie samolotu rządowego pod Smoleńskiem najpierw zastosowano szeptankę. Skuteczny i prymitywny środek propagandowy rodem z PRL, że prezydent naciskał, a pilot nie miał wyjścia i/lub piloci popełnili błędy- jak kto woli. Nieważne, że piloci Jaka mówili coś innego. Media są potężną siłą: jedno nagłośnią, drugie wyciszą. Nagłośniły oszołomstwo, podejrzliwość, interes polityczny do zbicia na katastrofie. Zamach? Szaleństwo! Wybuch - wariactwo! Do psychiatry Kaczyński! Leczyć się mohery i macierewicze! Do domu bydło spod krzyża! Krzyż do kościoła. Biskupi do pałacu. Posłuchali, nawet nie wyszli. Znicze, kwiaty, śmieci, ludzi usunięto podstępnie nocą. Pod Smoleńskiem w przesianej na metr głęboko ziemi postawiono znicze i uczczono brzozę. Nowy fetysz propagandy, proste rozwiązanie zagadki: jak walnęło to odpadło - powiedział ekspert Klich. Tylko ludzie zwykli na zdrowy rozum nie mogli uwierzyć, że z 30 metrów w błoto spada i rozbija się w drobny mak wzmocniony metal, ludzkie ciało i blacha mnie się jak bibuła.Tylko wieniec od prezydenta i orzeł z salonki jak guziki w katyńskim lesie zostawiły ślad, że coś tu jest, że coś tu było, ale inaczej niż mówi MAK, Anodina, Komorowski i Tusk. Odpowiednikiem komisji Burdenki w Warszawie jest komisja Millera. Długo pracuje i nie potrzebuje specjalistów, wszak wie co ma ustalić. I ustaliła. Wypełniło się. A świat milczy, wie swoje i milczy i patrzy jak układać się z carem, jak nie drażnić cara. I jeszcze chyba najtrudniej przyjąć fakt, że w naszej historii bohaterów mieliśmy tak wielu jak i zdrajców. I to już koniec analogii. Po dwóch latach nawet fantastyczne, jak się wydawało teorie , na temat katastrofy nabierają realnych kształtów. Rzeczywistość przerasta domysły. Za sprawą nieugiętych i odważnych, których przybywa szczególnie wśród naukowców. Reszta jest pamięcią zapisaną w narodowym instynkcie. Intuicją, która nie pozwala odpoczywać. Powinnością wobec zdrady zacieranej od dwóch lat. I obowiązkiem, który trzeba wypełnić, choćby miało to trwać bardzo długo. Bądź wierny. Idź. Krystyna Serbeńska-Biel |