Niestety od paru tygodni mamy całe pasmo zdarzeń związanych ze swoiście obchodzoną II rocznicą katastrofy, w której kompletnie bezsensu zginęło tylu znanych ludzi. Katastrofa będącą dramatyczną egzemplifikacją stanu naszych "elit politycznych" i stanu państwa, notorycznie i cynicznie wykorzystywana jest do rozgrywek politycznych. Co najgorsze obie strony sporu mają rację - tak to niebywały skandal. Tylko, żadna nie uderzy się w swoje piersi a przecież wspólnie do tej tragedii doprowadzili. Po tych przeszło dwudziestu latach wolności... zaczynam się trochę bać!!! Nie, nie o siebie, mam już swoje lata, więc w jakimś sensie "już po balu" i wcale nie muszę doczekać uroków emerytury, mając zresztą w całkowitej pogardzie jej wysokość. Niewiele mi do szczęścia potrzeba. Chciałbym jedynie widzieć uśmiechnięte twarze moich bliskich, oraz w miarę spokojnych i miłych Polaków bez tego ognia w oczach, bez tej okrutnej zawziętości i nienawiści. Boże, co to się porobiło?! Dlaczego ta banda politycznych cynicznych drani po obu stronach barykady doprowadza do nieszczęścia? Zwalczając się wzajemnie wciągają naród w otchłań nienawiści, podłej rywalizacji, podejrzliwości, zawiści. Albo my albo wy. Tylko alternatywa wykluczająca, pojęcie koniunkcji nie istnieje. Przecież można żyć skromnie i godnie. Nie musimy patrzeć na życie i człowieka jedynie przez pryzmat sukcesu i konta bankowego. Nigdy nie byłem człowiekiem zamożnym, choć przez większość swojego życia ciężko pracowałem nie na jednym etacie. Często jeździłem na saksy na zachód i zapieprzałem po 10-12 godzin dziennie. Niczego wielkiego się nie dorobiłem, jednak żyłem w miarę dostatnio i jestem ze swojego życia względnie zadowolony, pomimo iż żyłem w PRL u. Nie flirtowałem z PZPR i nie miałem od systemu żadnych konfitur. Ale też nigdy nie uważałem, że należy ich "wywieszać na latarniach", bo mają dużo więcej i dużo lepiej, przecież wtedy niektórzy nawiedzeni do tego nawoływali. Jak można być aż tak, szalonym by z atawistycznej zawiści wierzyć, iż jakakolwiek rewolucja "wyniesie na tron dobrych ludzi". Historia bezwzględnie udowadnia, iż zawsze jednych satrapów zastępują nowi jeszcze gorsi tyrani (jak w piosence W. Młynarskiego). A tysiące lub miliony ludzi zawsze staje się ofiarami rewolucyjnego przewrotu. W tym tak obecnie kontestowanym PRL- u było wprawdzie tak jak śpiewał nam na dobranoc nieodżałowany Jeremi Przybora (według dzisiejszych dysydentów na pewno "nieprawdziwy Polak") siermiężnie, szaro i niekoniecznie wszyscy wytwornie odziani. Ale mniej więcej było jasne, że sukinsynem jest ormowiec, który na ciebie donosi, a pojęć takich jak dobro i zło dzieci nie musiały szukać w słownikach, pomimo że religii nie było w szkole - a może właśnie, dlatego. Obecnie scenariusze wydarzeń są niestety mało optymistyczne. Przypuszczam, że najgorsze może być dopiero przed nami. Obecna władza to koszmar. Oni nie mają żadnego rozsądnego programu, poza "aby przetrwać" i "jakoś to będzie", natomiast współcześni dysydenci śpiewający "Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie", poprzez rewoltę dyskontującą podsycane niezadowolenie społeczne, praktycznie chcą wprowadzić "socjalizm z ludzką twarzą pod protektoratem Kościoła" czyli .... "Państwo Platona" w wersji ... Karla Mannheima. Wykorzystuje to wszystko Palikot wdeptując w ziemię ostatnie strzępy z autorytetu Kościoła i wiary. Młodzi Polacy w większości tracą jakikolwiek szacunek dla kraju, w którym się urodzili i co inteligentniejsi tworzą falę wielkiej emigracji zarówno wewnętrznej jak i zewnętrznej. (dane osobowe do wiadomości redakcji) |