Co z tą edukacją
(Niktważny)
2013-01-07
Temat edukacji lub w węższym ujęciu oświaty wraca co pewien czas do przestrzeni publicznej dyskusji. Z wizji przedstawianych w 2007 roku, kiedy PO obejmowała władzę została smutna rzeczywistość czyli: likwidowane szkoły, podnoszone opłaty za przedszkola, coraz słabsze wyniki egzaminów zewnętrznych. Także na naszym lokalnym podwórku co pewien czas wracają sprawy związane z edukacją i oświatą. Przy różnych okazjach i w różnym anturażu. Do lamusa odchodzą czasy, gdy "rozmowy kolejkowe" odzwierciedlały co Polakom leży na duszy. Teraz chcąc się dowiedzieć jakie problemy nurtują społeczeństwo trzeba wiedzieć co "w internecie piszczy". Przynajmniej częściowo rolę społecznego barometru nastrojów naszej okolicy spełnia forum brzesko.ws. Od kilkunastu miesięcy w wątku Niszczenie Polskiej Edukacji..... trwają zmagania "jasnej i ciemnej strony mocy". W zasadzie spotykają się tam ze sobą dwa przekazy. Pierwszy w którym nauczyciele są przedstawiani jako leniwi krezusi i prawdziwa plaga dla samorządu i kraju. Na co druga strona próbuje z nomen omen pedagogicznym uporem przedstawić "kuchnię" zawodu nauczycielskiego i potwierdzić dwa staropolskie przysłowia. "Nie wszystko złoto co się świeci" i "Wszędzie dobrze gdzie Nas nie ma". Zastanawiam się tylko obserwując tę dyskusję, czy kwestia ilości godzin przepracowanych przez nauczycieli powinna stanowić clou rozważań o przyszłości, zagrożeniach i szansach polskiej a przede wszystkim brzeskiej oświaty. Biurokratyczny oświatowy socjalizm Śledząc te "forumowe przepychanki" na temat czasu pracy nauczycieli i realnej wysokości nauczycielskich pensji postawiłem sobie pytanie - co ważniejsze ilość czy jakość? Czy decydujący o ocenie jakości pracy nauczyciela powinien być fakt, że siedzi on w szkole od godziny 8.00 do godziny 20.00. Może raczej wskaźników jakości pracy należy szukać gdzie indziej? Rozliczanie tylko za ilość trąci socjalizmem i biurokratycznym absurdem. Pojawia się coraz więcej narzędzi do oceny tego co najważniejsze czyli efektów edukacyjnych. Począwszy od szkoły podstawowej każdy etap edukacji kończy się egzaminem pokazującym końcowe efekty pracy pedagogów. Pojawiło się też pojęcie Edukacyjnej Wartości Dodanej, które daje kolejne możliwości weryfikacji jakości pracy. Pozostają też konkursy i olimpiady przedmiotowe jasno pokazujące jak nauczyciel potrafi "wyłowić" ucznia o zdolnościach w danym przedmiocie, zachęcić go do pracy i "oszlifować" w prawdziwy diament. Drugim równie ważnym elementem jest wychowanie. Świat zaludniony przez nieczułych, egoistycznych technokratów rychło stałby się piekłem. Tutaj ocena jakości wykonanej pracy jest o wiele trudniejsza. Mimo wszystko współczesna socjologia daje narzędzia pozwalające ocenić daną klasę jako grupę społeczną i nie tylko pojedynczą klasę ale nawet szkołę jako jedną całość. Pozostaje jeszcze funkcjonowanie ucznia w rzeczywistości pozaszkolnej, aby uniknąć przypadków "doktor Jekyll i mister Hyde". Tępe zwiększanie godzin pracy nauczyciela "przy tablicy" jest zwykłym populizmem ze strony rządzących, a zamknięcie nauczycieli w budynku szkoły na osiem a nawet 10 godzin dziennie nie przełoży się automatycznie na wzrost poziomu nauczania. Zaufanie i szacunek - won. Procedury - tak I nasze lokalne "internetowo-forumowe bajanie" i pojawiające się w mediach regionalnych i krajowych informacje pokazują jeden niepokojący proces. Budynki szkolne powoli opuszczają wzajemne zaufanie i szacunek zastępowane przez wszechmocne i wszechobecne procedury. Owe mityczne procedury mają być panaceum na wszelkie problemy. Rośnie poziom nieufności, a czasem chyba skrywanej nienawiści między tymi, którzy decydują o sukcesie szkoły. Rodzice, uczniowie, nauczyciele - bez ich zgodnej współpracy szkoła przestanie być szkołą, lecz stanie się .... no właśnie czym się stanie? Z niektórych wpisów w wątku wyłania się coraz dziwniejsza rola dyrektorów szkół, na poły nadzorców biurokratycznych formalności, na poły "pasów transmisyjnych" woli lokalnych władz samorządowych. Szkoła to całość, okopanie się na przeciwnych szańcach przez; rodziców, nauczycieli i uczniów będzie skutkowało tylko kontrolowanym chaosem i zarządzaniem "przez konflikt" Edukacja to całość i podział na nauczycieli "priorytetowych" i tych od "michałków" i tak odbije się czkawką w postaci braku szacunku uczniów dla wszystkich uczących. Każdy dyrektor dzięki "biurokratycznemu biczowi" jaki dostał do ręki może wcielić się w rolę okrutnego Leoncia z kultowego serialu "Niewolnica Isaura" tylko powinien wtedy pamiętać o powiedzeniu, że "z niewolnika nie ma pracownika". Szkoła w Wokowicach czyli zmarnowana szansa Ekonomia pod ręke z demografią pukają do szkolnych drzwi, a przede wszystkim do drzwi samorządowych. Mimo zaklęć i noworocznych obietnic to dopiero początek problemów. Trzeba się liczyć ze spadkiem zarówno dochodów samorządowych jak i dochodów budżetu państwa, a skoro w Warszawie łyżka stuknie o dno talerza to dotacje celowe będą niższe. Co prawda rządzący w naszej gminie dopiero w 2012 roku zorientowali się, że jest - pardon nadchodzi kryzys gospodarczy, ale lepiej późno niż wcale. Do końca obecnej kadencji nauczyciele, uczniowie i rodzice z najmniejszych szkół w gminie mogą spać spokojnie, po 2014 już tak spokojni być nie powinni. Dochody budżetowe samorządu mogą być niższe, stare długi trzeba będzie nadal spłacać, a nowy budżet unijny otworzy szanse na "kręcenie lodów". Zlikwidowana szkoła w Wokowicach mogła stać się "laboratorium" dla sprawdzenia funkcjonowania małych szkół prowadzonych przez stowarzyszenia tworzone przez rodziców. Może by się udało, może zakończyło niepowodzenie. Niestety nikt nie wyciągnął pomocnej dłoni do społeczności skupionej wokół tej szkoły i nie wykorzystał szansy na sprawdzenie w praktyce innego rozwiązania ratującego szkołę przed likwidacją i w perspektywie dającego możliwości oszczędzania na wydatkach budżetu gminnego. Przepraszam zapomniałem o bateriach słonecznych, ten plan na miarę ekonomicznego Nobla uczyni z naszej gminy krainę mlekiem i miodem płynącą, o lie już ją nie jest. Administrowanie czy zarządzanie? Samorządy stały się organami prowadzącymi podległych sobie szkół i różnie się to skończyło. Czasami według zasady "dasz chłopu zegarek to go będzie grabiami nakręcał" lecz w wielu przypadkach samorządowcy poczuli się naprawdę odpowiedzialni za oświatę i szeroko pojętą edukację oraz ucznili z niej priorytet swoich działań. Nasz samorząd dba o infrastrukturę szkolną na miarę swoich możliwości, niekiedy chęci biorą górę nad możliwościami - vide; budowa sali gimnastycznej przy PSP nr 3. Natomiast obchodzi niczym pies jeża zagadnienia związane właśnie z jakościa i wynikami. Nie chodzi mi bynajmniej o nowobogacką postawę typu; płacę więc wymagam. Myślę raczej o wsparciu dla szkół w pozyskiwaniu różnego rodzaju grantów na zajęcia pozalekcyjne, promowanie i pomoc w uczestnictwie w różnych unijnych programach np. Erazmus. Nauczyciele, którym skutecznie podkłada nogi MEN potrzebują odciążenia między innymi we wspomnianych wyżej sprawach. Odciążenia nie polegającego na wykonaniu całej pracy, ale infomowaniu o pojawiających się możliwościach ubiegania o dodatkowe środki, pomocy w przebrnięciu przez prawniczo-urzędniczy język różnych wniosków, zaświadczeń itp.itd. Samorząd może też wykonać ważną pracę w koordynacji współpracy nauczycieli z różnych typów szkół i etapów edukacji. Od szkoły podstawowej począwszy przez gimnazjum po szkoły ponadgimnazjalne. Współpraca w ponadszkolnych zespołach przedmiotowych, realna wymiana doświadczeń, możliwość analizy przebiegu procesu nauczania od pasowania na pierwszaka do egzaminu maturalnego i stałe korygowanie niedociągnięć i powielanie sukcesów. Oczywiście nie w formie następnej dawki nasiadówek, od czegoś jest w końcu internet. Samorząd mógłby też odegrać rolę w promowaniu przykładów ludzi z naszego regionu, którzy odnieśli sukces i mogą stać się inspiracją dla dzieci i młodzieży. Byłbym niesprawiedliwy gdybym tylko narzekał i pominął chwalebne przykłady zaangażowania naszych samorządowców w ten niematerialny wymiar brzeskiej oświaty. Bodajże w 2011 roku jeden brzeskich prominentów próbował wprowadzić prawdziwie nowatorski i rewolucyjny pomysł na ustalanie wyników klasyfikacji semestralnej przez uchwałę RM. Jako przodownik niosący "kaganiec(celowo) oświaty" spotkał się z niezrozumieniem i ostracyzmem, ale tylko mali ludzie upadają na duchu. To chyba kliniczny przykład wspomnianego nakręcania zegarka przestarzałym sprzętem rolniczym. Kiedy potrzeba nasi wybrańcy spieszą też z radami dotyczącymi wychowania. I tak parę lat temu mogliśmy się dowiedzieć, że nie ma lepszego sposobu na dopalacze i pewnie inne zgubne nałogi jak fotoszop. W Warszawie niby się "żrą" a u nas POPiS zgodnie w podobnym tonie i na podobnym poziomie. Edukacja to nie tylko szkoła To przecież truizm, ale warto przypomnieć, że dzieci i młodzież uczą się nie tylko w szkołach. Samorząd ma w rękach potężną machinę, która może się stać uzupełnieniem lokalnego systemu oświaty. Myślę tutaj o takich instytucjach jak; RCKB, MOK, BOSiR, świetlice działające w sołectwach i na osiedlach Brzeska. Pozostają kluby sportowe i stowarzyszenia zasilane gminnym budżetem. Cała ta sieć instytucji edukacyjno - sportowych powinna działać według spójnego i celowego programu i być komplementarna ze swoją ofertą i działaniami wobec wyzwań stawianych przed szkołami. Uzupełniać i wspierać. Edukacja to nie tylko poznawanie zawiłości języka ojczystego i wzorów fizycznych, to także praktyczne uczenie radzenia sobie z niespodziankami życia codziennego. Rosnące bezrobocie będzie wyganiało z naszej okolicy kolejne roczniki młodzież. Dajmy im wiedzę i umiejętności odróżnienia rzetelnych ofert uczciwej pracy od "haczyków" preparowanych przez oszustów, a nierzadko przestępców. Nie reagujmy dopiero, kiedy zagrożenie nagłośni telewizja, identyfikujmy niebezpieczeństwa, prewencja jest zawsze lepsza od radzenia sobie ze skutkami. Takich zagadnień w dziedzinie których edukację mogłyby wziąć na siebie instytucje ngo jest multum. Tylko na Boga, nie tzw. gadające głowy. Na pokolenie SMSu i maila i FB to nie działa. Niktważny P.S. Nie nie jestem nauczycielem, w najbliższej rodzinie też nie mam nauczycieli. Po prostu pamiętam ze swoich szczeniacko-smarkatych lat, że kiedy jeździłem do Tarnowa to na ogrodzeniu przylegającym do szkoły podstawowej nr1 mogłem przeczytać na sporej tablicy słowa bodajże Jana Zamoyskiego; "Takie będą Rzeczpospolite jak ich młodzieży chowanie". Warto o tych słowach pamiętać.
|