21 lutego tego roku minął Dzień Języka Ojczystego. Wbrew pozorom język to istota wyjątkowo żywa i wcale nie trzeba sięgać po fraszki i treny Jana Kochanowskiego, aby się o tym przekonać. Słowa przeżywają swoje okresy świetności, a później ustępują ze sceny. Czasem następuje proces nieco bardziej skomplikowany nadający słowom i zwrotom znaczenie zupełnie inne od źródłowego. I tak dzięki filmowi Małgorzaty Szumowskiej "Sponsoring" poznaliśmy perwersyjno-pikantne znaczenie słów sponsor i sponsoring. Sponsor i sponsoring zaczynają powoli wypierać z języka polskiego słowa; filantrop i działalność charytatywna. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby ta powolna ekspansja sponsoringu w rejony polszczyzny dotąd zarezerwowane wyłącznie dla działalności charytatywnej nie zwiastowała także głębszych przemian w relacjach społecznych. Jeśli dłużej zastanowić się nad mechanizmem sponsoringu, a jestem tutaj jak najdalej od interpretacji z obrazu z Juliette Binoche oraz Joanną Kulig, to widać w sponsoringu prawidła obowiązujące w biznesie i polityce. Konkretnie zasadę "do ut des" czyli "daję abyś dawał".
W postawie filantropa widzimy przede wszystkim bezinteresowność. Sama nazwa pochodząca od greckiego philanthropos czyli kochający ludzkość (pięknie pisze o tym Zygmunt Kubiak w jednej ze swoich książek) wyjaśnia wszystko. Sponsor daje aby otrzymać coś w zamian; baner reklamowy na obiekcie, naszywkę na stroju sportowca lub co najmniej wzmiankę w mediach. Po prostu coś za coś. Co z tymi, którzy nie potrafią się zrewanżować w żaden z wymienionych sposobów? Jest jeszcze jeden niebezpieczny aspekt zastępowania filantropów i działalności charytatywnej przez sponsorów i sponsoring. W biznesie i polityce obowiązuje nie tylko twarda reguła inwestowania środków lub czasu, ale też oczekiwanie efektów takich inwestycji w jak najkrótszym możliwie czasie. To wymusza pośpiech i czasem większą uwagę skupioną na efektowności nie zaś na efektywności.
Drzewiej bywało nieco inaczej. Nie trzeba rozglądać się zbyt daleko i cofać w odległą przeszłość. Wystarczy przyjrzeć się działaniom rodziny Goetzów - Okocimskich. Współzałożyciel Browaru Jan Ewangelista Goetz - Okocimski funduje; szkołę, bibliotekę publiczną oraz kościół i plebanię w Okocimiu, angażuje się w działalność lokalną i regionalną. Jego syn Jan Albin Goetz - Okocimski i wnuk Antoni Jan Goetz podążają śladami przodka. Prawdziwa filantropia i działalność charytatywna, obliczona na trwałe korzyści dla lokalnej społeczności. Dająca szanse na poprawę losu okolicznych mieszkańców poprzez edukację i oświatę. Tak, tak, może trudno w to uwierzyć, ale kiedyś zakładano szkoły nie odwrotnie. A przecież właściciele Browaru mogliby warknąć - przecież płacimy podatki i dajemy pracę, więc czego jeszcze chcecie?
Zresztą przykład rodziny Goetzów - Okocimskich daje jeszcze chwalebny przykład w jednej dziedzinie oraz odpór wielkim i małym oikofobom potrafiącym tylko wyśmiewać lub ubolewać nad Polakami. Jan Ewangelista i Jego potomkowie się spolonizowali. Dowiedli tego nie tylko pracą i dobroczynnością wobec lokalnej społeczności, ale postawą w najtragiczniejszych chwilach polskiej historii. Przybysz z Bawarii i jego następcy stworzyli tak silne związki społeczno - obywatelskie z Polską jakich mogą pozazdrościć Im redaktorzy GW.
Ważne aby współcześni przedsiębiorcy brzescy szukali natchnienia i przykładu w postępowaniu rodziny Goetzów - Okocimskich. Byli dobroczyńcami i filantropami nie sponsorami. Dzięki swoim pieniądzom, energii i czasowi oddawanymi lokalnej społeczności tworzyli projekty przynoszące realne korzyści. Korzyści na które trzeba będzie poczekać lat kilka, a być może kilkanaście, ale dające nadzieję na zmianę na lepsze. Organizacja nawet najbardziej efektownych "cudów - niewidów" i "fiku - miku na patyku" najczęściej skutkuje katzjammerem u "beneficjentów" i śmieciami do sprzątania. Szczególnie w czasach kryzysu filantropia oraz dobroczynność musi wspierać rozwój społeczny oraz uzupełniać pustawe budżety; państwowy i samorządowe. Działalność charytatywna przedsiębiorcy niesie jeszcze inną wartość - problemy nierozwiązywalne z punktu widzenia machiny administracyjnej rządowo-samorządowej (nie da się, bo się nie da) bywają rozwiązywane "od ręki" przez ludzi wyedukowanych w szkole praktycznego życia i prowadzenia własnego biznesu.
No, ale nie tylko biznesmeni mogą być dobroczyńcami. Nie zapominajmy o przekazaniu 1% z naszego podatku na organizacje pożytku publicznego. Zajrzyjmy do ogłoszeń drobnych na tym portalu (prawa kolumna na pierwszej stronie) lub na stronę internetową brzeskiego UM i poszukajmy listy osób oczekujących na wsparcie z 1%. Czasem wyślijmy SMSa dla organizacji charytatywnej lub kliknijmy w pajacyka Polskiej Akcji Humanitarnej. Niech wrzucenie datku do puszki WOŚPu raz w roku nie będzie dla Nas rozgrzeszeniem na cały rok. Możemy współcześnie czynić dobro wyjątkowo łatwo. Nie ruszając się sprzed komputera, nie wypuszczając telefonu komórkowego z ręki.
Niktważny