Tercjan Józef Jędrzejczyk
Tercjan to wyraz obcy, ale dla współczesnej młodzieży brzmi znacznie dostojniej niż pedel czy woźny. Dla kilkudziesięciu roczników absolwentów brzeskiego gimnazjum woźny Józef Jędrzejczyk był tym "trzecim" po dyrekcji i nauczycielach. Nie wiemy dokładnie kiedy rozpoczął pracę w gimnazjum. Być może zaraz po odzyskaniu przez Polskę Niepodległości. Pierwszą wzmiankę na jego temat, znaleziono w sprawozdaniu za rok szkolny 1928/29 (*). Zaliczony jest tam do grupy pracowników określanych jako "Słudzy pomocniczy". W podobnym sprawozdaniu z roku 1935/1936 wymieniony już jest jak woźny. | | (z arch. Janiny Kaczmarowskiej) | Był ciepłym, serdecznym człowiekiem. Chętnie pomagał w miarę swoich możliwości uczniom, szczególnie tym mieszkającym w internacie. Pięknie opisał to Jan Stefan Gawlik w książceWspomnienia z mojej "Budy", Okocim-Brzesko 1953-1957, Brzesko 2011. ... Rozpoczęcie i zakończenie lekcji każdorazowo oznajmiał głos dzwonka, a właściwie to woźny szkoły, pan Józef Jędrzejczyk, sygnalizował nim czas lekcji, co miał w zakresie swoich obowiązków. Mieszkał samotnie w maleńkim pokoiku na terenie szkoły. Codziennie, tuż przed godziną rozpoczynającą lekcje, jak i na ich zakończenie wychodził ze swojego mieszkania, trzymając w ręce duży mosiężny, lub wykonany z podobnego stopu, dzwonek. Nie pomylę się chyba, gdy powiem, że ważył on ponad 1 kg. Gdy nadchodził wyznaczony czas, pan Józef stawał na antresoli w holu szkoły, w pobliżu sekretariatu i czekał, aż wskazówki jego zegara wskażą określoną godzinę, po czym zaczynał wymachiwać ciężkim dzwonkiem osadzonym na mocnym drewnianym uchwycie, wydającym miły dla ucha, donośny dźwięk. Rozchodził się on po całym holu, jak również do wnętrz większości klas. | | Okno w pałacu na I p. przez które Pan Józef Jędrzejczyk zawsze dzwonił | Zdjęcie ułatwiające umiejscowienie okna |
(fot. Andrzej Kurtyka) Następnie schodził niżej szerokimi schodami na parter i do korytarza bocznego, obok szatni, gdzie była zlokalizowana nasza klasa. Tam kończył dzwonienie i wracał do siebie. Pan Józef nie był zwykłym woźnym, ale chodzącą instytucją, z której w trudnych i niejasnych sytuacjach korzystało wielu uczniów. Serdeczny i skory do wszelkiej pomocy. Starszy, dobrze zakonserwowany pan, spełniający rolę złotej rączki dla szkolnej administracji. Często grał rolę doradcy dla będących w kłopotach uczniów, a czasem nawet ich obrońcy, gdy mieli kłopoty z nauczycielami. Tak odbierany był przez większość uczniów szkoły, a szczególnie przez tych, którzy mieszkali w internacie i tego powodu mieli z nim częstszy kontakt. Jego pozycję pośród kadry szkoły najlepiej określają stare fotografie, gdzie można go znaleźć na eksponowanym miejscu, również pośród grona naszych nauczycieli. Absolwenci z roku 1939 (fot. z książki J. Gawlika) Jako samotny prowadził swe skromne gospodarstwo. W zdewastowanych piwnicach win i niektórych wiktuałów, będących zapleczem dla pałacu Goetzów, zlokalizowanych w zarośniętym krzewami terenie przed szkołą, pan Józef hodował na własny użytek kilka kur i królików, a przez krótki czas miał tam nawet kozę. Pamiętam, że kilku uczniów starało się mu nieco pomagać w prowadzeniu tego gospodarstwa. Czasami narwali trochę trawy dla królików, podsypali ziarno dla kur, lub wieczorem zamknęli obórkę. Robili to jednak bardzo dyskretnie i z prawdziwej serdeczności oraz chęci pomocy starszemu, nie zawsze sprawnemu człowiekowi. Pan Józef był razem z nami tylko do końca roku szkolnego. Przeszedł na emeryturę i zniknął z codziennego naszego pola widzenia, chociaż przez pewien jeszcze czas zajmował swój maleńki pokoik mieszczący się na pierwszym piętrze obok pracowni biologicznej (chemicznej -popr. A.K.) i starał się być uczynny nieomal w każdej potrzebie, jako złota rączka do wszystkiego. (fot. z książki J. Gawlika) Jego duży i ciężki dzwonek zastąpiono elektrycznymi, rozmieszczonymi w kilku miejscach budynku tak, aby wszędzie były dobrze słyszane. Był to jednak inny dzwonek, którego denerwujący, głośny i zajadły głos, podobny do wrzasku niektórych dzisiejszych polityków, niczym nie przypominał pięknego dźwięku poprzednika. Podobnie następczyni pana Józefa, była zupełnie inna, nikła w szarości codziennych prac. Ponadto brak jej było ciepła oraz serdeczności, jakimi on darzył uczniów. Grób Józefa Jędrzejczyka znajduje się na cmentarzu parafialnym w Brzesku. Mogiłą opiekują się absolwenci LO z roku 1956. fot. Andrzej Kurtyka Nadesłał: Andrzej Kurtyka Uzupełnienie 27 października 2013 r.
Józef Jędrzejczyk (w mundurze)Po wkroczeniu Niemców do Brzeska w 1939 roku "Profesorowie zostali bez pracy i środków do życia, uczniowie bez nauki, budynek szkolny ze świeżą nadbudową drugiego piętra zajęty został przez wojsko na kwatery. Żołnierze zniszczyli urządzenia gabinetów, spalili wiele sprzętu szkolnego i część zbiorów bibliotecznych. Tylko pewną część przyrządów i książek uratowano przy pomocy woźnego Józefa Jędrzejczyka i przechowano w mieszkaniach profesorów i uczniów." (zdjęcie oraz tekst pochodzą z Kroniki Miasta Brzeska 1385 - 1944 Jana Burlikowskiego, t. II).
Nadesłał: Jacek Filip
Uzupełnienie 30 października 2013 r.
W sprawozdaniach rocznych gimnazjum za lata 1926/27, 1927/28 i 1928/29 Józef Jędrzejczyk występuje w grupie słudzy pomocniczy. A w sprawozdaniach za lata 1929/30, 1930/31, 1935/36 jako woźny.
Nadesłał: Mariusz Gałek
|