Trwa kampania wyborcza. Dokładnie to dwuletnia super-kampania wyborcza przed czteroetapowym wyścigiem wyborczym jaki będzie się rozgrywał w latach 2014-2015.
To co obserwujemy na razie to piana na wodzie. Przecieki prasowe, sondażowe artykuły oraz fejsbukowe oświadczenia to rozrywka "dla ludu". Listy wyborcze, kandydaci oraz ich miejsca na listach wyborczych są elementem gry wyborczej równie ważnym jak głosowanie. Zasób trików wyborczych jest bogaty i na bieżąco uzupełniany. Miejsce na liście wyborczej; pierwsze lub ostatnie, żeby nazwisko było dobrze widoczne. Dobre nazwisko to też kapitał. W rozgardiaszu lokalu wyborczego ktoś będzie musiał się pomylić stawiając krzyżyk przy nazwisku kandydata. Czasami można się zastanawiać, czy to jeszcze wybory, a może już "Wielki Szu"?
Prawdę mówiąc do napisania tego tekstu skłoniła mnie postawa mieszkańców Jasienia. Mieszkańcy Jasienia wygrali batalię z PKP o poczekalnię na przystanku kolejowym w swojej miejscowości, czytaj ». Teraz mieszkańcy jednej z ulic w Jasieniu toczą batalię o przyzwoity stan nawierzchni swojej ulicy, czytaj ». Zastanawiam się czy ktoś z osób zaangażowanych w sprawę poczekalni lub remontu nawierzchni wspomnianej ulicy będzie kandydował do Rady Miasta? No chyba, że kolejny raz dostanie szansę sprzedawca kalendarzy?
Jeśli miałbym dokonać swojej prywatnej oraz subiektywnej klasyfikacji kandydatów na radnych gminnych lub powiatowych to wyróżniłbym dwie kategorie; kandydaci z teczki, oraz naturalni liderzy. Teoretycznie w wyborach samorządowych szczególnie na poziomie niewielkich gmin lub powiatów tzw. kandydat z teczki nie powinien się przemknąć. Teoretycznie "swoi głosują na swoich". Wyborcy znają kandydatów z; parafii, osiedla, pracy, rady rodziców w szkole itd. Bywają jednak na tym poziomie kandydaci z teczki. Namaszczeni w jakimś gabinecie. Lansowani niczym gwiazdki internetowych portali plotkarskich. Niestety często z powodzeniem.
W każdej miejscowości naszej gminy. Na każdym brzeskim osiedlu są osoby które nie przyjmują do wiadomości sformułowań; nie da się, zabraniają przepisy, nie ma pieniędzy. Tlą się w Nich jakieś trudne do wyjaśnienia pokłady energii. Piszą, dzwonią, rozmawiają i prą do przodu niczym pługi wirnikowe przez zaśnieżoną Lubelszczyznę.
Nasze zadanie sprowadza się do trzech czynności. Po pierwsze oddzielić prawdziwych społeczników od zwykłych pieniaczy. Po drugie namówić tych pierwszych do kandydowania. Po trzecie nie dać się "zbajerować" i postawić krzyżyk przy właściwym nazwisku. Jednomandatowe okręgi wyborcze powinny na poziomie gminy otworzyć drogę autentycznym działaczom oraz wykluczyć różnych mini-polityków. Dlatego zastanawiam się czy "jasieński bunt przeciw idiotyzmom biurokracji" zaowocuje bardziej trwałymi zmianami.
No i jest jeszcze naiwna wiara w partyjne logo. Młodsi i starsi uganiają się za metkami Nike lub Armaniego. A politycy łącznie z naszymi gminno-powiatowymi biedaczyskami uważnie studiują sondaże. Komu rośnie? Komu spada? I tak na kilkanaście miesięcy przed wyborami zaczyna się ruch transferowy. Z partii X do partii Y. Jednak, czy prezes którejkolwiek partii ma taką moc, aby osobę leniwą lub niekompetentną zmienić w tytana pracy społecznej?
Najważniejsze pozostaje jedno - głosujmy! Weźmy udział w wyborach! Każda decyzja, nawet ta rozczarowująca jest lepsza od zaniechania oraz obojętności.
Niktważny