Poprzez róż przekwitłych szpaler.
Przystaję na chwilę wspomnień. Przywołuję obraz co się w pamięci szczęśliwie ostał. Jestem szczęściarą! W moim życiu zdarzył się św. Jan Paweł II … i Pani Kaczmarowska!
Spotykałam Ją przed laty będąc wtedy dzieckiem. Wracałam ze szkoły w chałaciku granatowym. Niosłam elementarz w tekturowym tornistrze i zeszyt do rysunków szesnastokartkowy.
Zawsze mówiłam: „Dzień dobry” - wyraźnie i głośno. Podnosiłam oczy do góry pełne zachwytu. Przystawała z uśmiechem, choć wydawała się surowa kiedy chciała zajrzeć do mojego zeszytu. "Dziecko powinno się uczyć. Pamiętaj! Uczysz się przecież dla siebie.!” Stawiałam tornister na chodniku. Szukałam zeszytu i wydawało mi się, że jestem w niebie.
Dla dziecka niebem jest dobre słowo, spojrzenie pełne sympatii i ciepło człowieka.
I słowa: "Pięknie, tak trzymaj dziecko! A teraz zmykaj do domu bo mama z obiadem czeka!”
I Pani się oddalała, wchodziła w różany ogród a potem ścieżką pośród kwiatów do domu. Jakże ja pragnęłam przekroczyć jego próg! Marzyłam aby wejść na werandę a z niej do salonu. Widywałam Panią Kaczmarowską często w ogrodzie. Za zielonym parawanem róż Pani w kapeluszu i rękawiczkach. Owocowe drzewka, grządki jarzyn i poziomek. I moja Dobra Pani - niczym Księżniczka. Choć nie siedziała w bujanym fotelu, i nie czytała książki w cieniu jabłoni. Rwała chwasty i parzące pokrzywy. Tylko rękawiczki broniły dostępu do jej dłoni. Spotykałam Ją przed laty będąc już panienką. Ona szła naprzeciw w płaszczu bądź zwiewnej sukience.Tak musiała wyglądać Ingrid Bergman w Casablance. W niej ją widziałam. Patrzyłam onieśmielona. Patrzyłam i nic więcej.
***
Pani Kaczmarowska. Energiczna, dowcipna z humorem. Jej czas stanął a biegły tylko lata moje. Jej włosy od lat takie same. Jedwabiste miękkie i kręte. Ta sama fryzura, włosy nad karkiem upięte.
I krok młody sprężysty, jej postać tak dobrze mi znana. Cieszyłam się na każde "dobry wieczór”. Na każde "dzień dobry” z rana. I zawsze: ” Co słychać? Co robisz? O studia? To dobrze me dziecko!" Miejsce spotkań szczególne – zbieg ulicy Czarnowiejskiej z Brzezowiecką! Czas w miejscu nie stoi, wiadomo. I biec za sobą nakaże. I każdy biegnie bo musi! A Pani Kaczmarowskiej nic Czas nie każe! To Ona zatrzymać mu się kazała. I Wiek przy niej cierpliwie stoi! Czas drepce w miejscu, przy nodze, wyrwać do przodu się boi!
***
Spotkałam Ją kiedyś na mieście, szłam z synem. Przypomnieć datę dokładną nie jest mi łatwo. Idzie uśmiechnięta. Mówię: "Cieszę się, że Panią widzę!” - "Ja też się cieszę, że was widzę moja dziatwo! Jestem taka szczęśliwa bo wracam z banku kochana! Ostatnią ratę kredytu spłaciłam! I jestem taka uradowana! A jak się ten bank musi cieszyć, że kredyt spłaciłam do reszty? Oj mądrzy chyba nie byli bo kredyt mi dali. Dziwię się! Wiesz ty? Zrobiłam elewację na mym domku z czerwonej cegły!" Na tę wiadomość do mych oczu niespodziewanie łzy nabiegły, bo moja pamięć zachowała obraz takiego domu - jakich mało! Na to Pani Kaczmarowska: ”Jemu się też coś od życia należało! ”I z uśmiechem, z błyskiem w młodzieńczych pięknych oczach była taka jak przed laty - radosna, figlarna, młoda i urocza. Rozmowy krótkie, w przelocie, na ulicy w ogrodzie, na mieście. Wszystkie pamiętam, słowo po słowie, jak święto w tym dniu - wierzcie!
***
Poprzez róż przekwitłych szpaler - ta rozmowa się toczy. Wracałam z pracy na nogach, jesień.
”Co tak po nocy?” - pyta mnie pani Kaczmarowska stojąca w swoim ogródku.
"Wracam z apteki i tak sobie ze swoimi myślami idę pomalutku. I takie szczęście spotkało mnie dzisiaj, że mogę Panią zobaczyć. Radośniej mi pójdzie się teraz i szybciej i jakoś inaczej. A czeka na mnie mamusia i pewno wygląda czas cały. Do domu jeszcze daleko - kawałek mam drogi niemały.”
"Ile lat liczy sobie Mamusia? Czy do wieku stosownie sprawna?”
Mówię, że lat ma osiemdziesiąt cztery i z chodzeniem jest strasznie marna!
"Przymuszam ją słowem i perswazją by poszła na Kopiec Kościuszki.
Czasem mi się uda ją przekonać i chodzi wokół stołu jak Dulski!”
"Osiemdziesiąt cztery lata Aneczko. Słuszny wiek ma twoja mamusia
i nie dziw się proszę kochana, że nie chce się jej już poruszać."
Już ze śmiechem skończyła swą kwestie: ” Co ja ci tu zaczynam pleść.
Mamusia ma osiemdziesiąt cztery lata a to ja mam dziewięćdziesiąt sześć!”
Śmiałyśmy się chwilę serdecznie. ”I już zmrok, dobranoc, do zobaczenia”
Poszłam do góry Czarnowiejską.
Pani Kaczmarowska z motyczką poszła do nieposłusznego korzenia.
Takich spotkań i rozmów zapisała moja pamięć wiele.
Miałam szczęście grać w klasy na chodniku, którym chodziła Pani Kaczmarowska. Mam szczęście pamiętać dotyk jej ręki kiedy gładziła mnie po włosach. Mogłam w ogrodzie zrywać róże, miałam na to jej przyzwolenie. Nie wiem czy będzie to zrozumiałe ale to było wielkim wyróżnieniem.
****
Jestem szczęściarą! Powtórzę raz jeszcze! Tych wspomnień niech mi czas nie wymaże! Pani Kaczmarowskiej mówiłam przy każdym spotkaniu: "By być taką jak Pani - od dziecka marzę!"
Tekst i rysunki
Anna Gaudnik
Od admina: Wspomnienia nawiązują do jubileuszu 100-nej rocznicy urodzin Janiny Kaczmarowskiej więcej »