Wczoraj odbyło się przed Krakowskiem sądem doraźnym rozprawa przeciw 23 – let. Janowi Motakowi, urodz. w Czchowie, o zbrodnię rabunkowego morderstwa, popełnionego w dn. 31 grudnia ub. r. na osobie Maryi Motakowej, w Tymowej.
Oskarżony przyznaje się do winy i podaje, że zabił Motakową, daleką swą krewną, w czasie kłótni wynikłej na tle nieporozumień rodzinnych i że potem zabrał jej 10.000 Mp. i rozmaite części z garderoby męskiej i damskiej. Świadkowie zeznali dla obwinionego obciążająco.
Po przemowach prokuratora i obrońcy, trybunał odroczył ogłoszenie wyroku na dzień jutrzejszy. W skład trybunału wchodzili: s. s. o. Klimecki jako przewodniczący, oraz Czarnecki, Foil i Pawlik, oskarżał prok. dr. Schwarc.
źródło: Głos Narodu sobota, 27 stycznia 1923 r. nr.2 str.3 (pisownia oryginalna)
Bratanek dla celów rabunkowych morduje stryjenkę.
Rozprawa doraźna w Krakowie.
Wczoraj odbyła się w tut. sądzie okręg, karnym rozprawa przed trybunałem doraźnym przeciwko Janowi Matakowi, (lat 23) wyrobnikowi, z Tymowej ad Brzesko, oskarżonemu o zbrodnię morderstwa rabunkowego dokonanego na osobie swej stryjenki, Maryi Matakowej, gospodyni w Tymowej.
Na zapytanie przewodniczącego rozprawy b. o. Klimeckiego czy oskarżony poczuwa się do winy - Matak zeznał co następuje: Do Maryi Matakowej czułem oddawna nienawiść, a to z tego powodu, że mąż tejże, Francszek Matak z moją obecną żoną Dorotą, miał stosunek miłosny - owocem którego było nieślubne dziecko. Matakowa za zarzucony przezemnie czyn jej mężowi zaczęła się mi odgrażać, że mnie zaskarży i zniszczy prawowaniem.
Dnia 31 grudnia z. r. udałem się o godz. 9 rano do domu Matakowej w zamiarze pomszczenia się na niej. Przy wyjściu z domu zabrałem z sobą ciężką laskę zakończoną w kształcie siekiery. W czasie kilkogodzinnego pobytu u Matakowej przyszła mi myśl, aby Matakową pobić. Myśl tę urzcezywistniłem, gdy Matakowa wyszła z pokoju do kuchni po ziemniaki. Uderzyłem ją więc z tyłu laską silnie w głowę, wskutek czego Matakowa padła na ziemię z krzykiem. „Rany Boskie!” na ustach. Kiedy Matakowa leżała na ziemi zadałem jej jeszcze dzesięć uderzeń laską w głowę, poczem nadsłuchiwałam czy jeszcze oddycha. Kiedy już stwierdziłem, że została zabita sięgnąłem ręką w jej zanadrze, gdzie znajdowały się pieniądze zawinięte w chustką. Po chwili przykryłem ją kocem i wyszedłem z kuchni do przedsionka, którego drzwi zamknąłem na kołowrotek. Stąd poszedłem do komory skąd zabrałem połać słoniny, z niezamkniętego sąsieko zwój materyi, kurtkę męską, zegarek niklowy, kawałek skóry oraz trzy paczki zapałek. Przedmioty te spakowałem do trzech worków i przyniosłem je pod mój dom. Materyę, słoninę, zegarek schowałem pod kamieniem - resztę zrabowanych przedmiotów ukryłem pod gałęziami na boisku. Po kolacyi spożytej wraz z żoną udałem się około godz 9 wiecz. spać.
Na dragi dzień, t. j. 1 lutego b. r. żona moja poszła do kościoła, ja zaś zostałem w domu. W międzyczasie wykonałem w izbie otwór, wyścieliłem go słomą - poczem umieściłem w nim zrabowaną słoninę, zegarek i skórę. Zaznaczam, że żonie mej nic o zamordowaniu stryjenki nie mówiłem.
W Nowy Rok nad wieczorem udałem się do domu zamordowanej, wszedłem do kuchni, a upewniwszy się, że czynu mego nikt nie spostrzegł jeszcze powróciłem do domu. Po wieczerzy położyliśmy się z żoną spać - ja jednak usnąć nie mogłem i około północy dręczony wyrzutami ramienia przyznałem się do winy, że zamordowałem stryjenkę. Żona moja poczęła na mnie krzyczeć: „o rany boskie, coś ty narobił“ ... Po wytłumaczeniu żonie, ż stryjenka się nam odgrażała, że nas zniszczy prawem - żona moja się uspokoiła.
Następnie zaproponowałem żonie, byśmy udali się do mieszkania zabitej celem zabrania z obory 2 krów, które postanowiliśmy pognać na jarmark i sprzedać. Istotnie na drugi dzień krowy z obory wyprowadziliśmy i pognali na targowicę do Brzeska, gdzie spotkałem handlarza bydłem, niejakiego Mungelgrina, któremu zaofiarowałem kupno krów. Po załatwieniu transakcyi powróciliśmy do domu, a otrzymane za krowy pieniądze schowałem do piecyka.
Cały następny dzień pozostawałem w domu, żona moja zaś poszła do domu zamordowanej, skąd po pewnym czasie powrócła i oświadczyła mi, że w mieszkaniu stryjenki są żandarmi, którzy kazali mi przyjść. W trakcie przyjechali policyanci z Brzeska wraz z żydem, któremu sprzedałem krowę i aresztowali mnie.
Po przesłuchaniu oskarżonego przewodniczący trybunału przystąpił do przesłuchania świadków, a mianowicie owego handlarza bydła Mungelgrina, Franciszka Motaka męża zamordowanej oraz komendanta posterunku w Tymowej, Berezinka, który opowiedział w jaki sposób trafiono na ślad zbrodni - poczem przystąpił do omówienia kwestyi aresztowania oskarżonego.
Sądy doraźne obowiązują.
Wobec wiadomości podanej we wczorajszym numerze naszego pisma o zniesieniu sądów doraźnych przez radę ministrów - trybunał na wniosek obrony adw. dra Gruna odniósł się telegraficznie do min. sprawiedliwości z zapytaniem czy sądy doraźne w województwie krakowskiem zostały zniesione. Około godziny drugiej popoł. nadeszła z ministerstwa odpowiedź stwierdzająca, że sądy doraźne w województwie krakowskiem nadal funkcyonują.Stosownie do odpowiedzi ministeryalnej przewodniczący prowadził dalej rozprawę. Po zamknięciu postępowania dowodowego i załatwieniu ostatnich formalności - oddał głos prokuratorowi i obrońcy. O trzy kwandranse na trzecią rozprawę przerwano.
Wyrok ogłoszony zostanie dziś o godz. 11 ej przedpoł.
źródło: Ilustrowany Kuryer Codzienny sobota, 27 stycznia 1923 r. nr.2 str.10 (pisownia oryginalna)
Wyrok śmierci za morderstwo rabunkowe.
Wczoraj o godz. 11 rano przewodniczący trybunału doraźnego, s. s. o. Klimecki, ogłosił wyrok z rozprawy doraźnej, odbytej we czwartek a skazujący Jana Matka za morderstwo
rabunkowe na osobie Maryi Matakowej w Tymowej na karę śmierci przez rozstrzelanie.
Obrońca oskarżonego odniósł się telefonicznie do kancelarii cywilnej prezydenta Rzeczypospolitej, przedstawiając prośbę o ułaskawienie skazańca. Przed samą egzekucją nadeszła
depesza telefoniczna, odmawiająca prośbie obrony. Wobec tego wyrok wykonano o godz. 2 pop. na dziedzińcu więziennym.
źródło: Głos Narodu niedziela, 28 stycznia 1923 r. nr.3 str.3 (pisownia oryginalna)
Stracenie mordercy Motaka na podwórzu wiezieniem w Krakowie.
W onegdajszym numerze naszego pisma donosiliśmy o rozprawie doraźnej, która toczyła się w tut sądzie okr. karnym — przeciwko 23 letniemu Janowi Motakowi, oskarżonemu o zbrodnię morderstwa rabunkowego, dokonanego na osobie jego stryjenki Maryi Motakowej.
Rozprawa została we czwartek przeprowadzoną - zaś ogłoszenie wyroku przewodniczące Trybunału odłożył do dnia następnego t. j. na piątek na godzinę 11 przedpołudniem.
WYROK.
W dniu wczorajszym w przepełnionej publicznością sali rozpraw Nr. 45 na I. piętrze - punktualnie o godz. 11 zjawił się w komplecie Trybunał doraźny wraz z prokuratorem, poczem przewodniczący, s. o. Klimecki ogłosił wyrok, skazujący Jana Motaka na karę śmierci przez rozstrzelanie, w dwie godziny po ogłoszeniu wyroku.
Ze względu jednak, że skazaniec prosił (co mu przysługuje) o dodanie mu jednej godziny życia - przeto wykonanie egzekucyi ustalono na godz. 3 min. 15.
ODRZUCENIE PROŚBY O UŁASKAWIENIE.
Równocześnie obrońca skazanego Motaka zwrócił się do Trybunału o przedstawienie skazańca do łaski prezydenta Rzeczypospolitej polskiej – czemu jednak Trybunał odmówił.
Wobec podobnego stanu rzeczy - obrona na własną rękę odniosła się telefonicznie do ministra sprawiedliwości o ułaskawienie zbrodniarza.
Niespełna w godzinę potem nadeszła do prezydyum sądu okr. karnego z ministerstwa sprawiedliwości wiadomość, że prezydent Rzeczypospolitej nie przychylił się do prośby obrony - wobec czego egzekncyę wykonano o godz. 3 minut 15.
Na podwórzu więziennym zjawili się członkowie Trybunału: przewodniczący s. o. Klimecki, wotanci: s. o. Czernecki, dr. Feill, Pawlik oraz prokurator Schwarc; nadto w pełnym rynsztunku pluton egzekucyjny, prezes sądu Pelc, lekarz więzienny dr. Kwiatkowski wreszcie służba więzienna i policyanci.
W oznaczonym momencie Motak padł w kałuży krwi - rażony kulami z czterech luf karabinowych.
ZACHOWANIE SIĘ SKAZAŃCA.
Słowa wyroku przyjął Motak wśród spazmatycznego płaczu; po wyprowadzeniu go z celi prosił o kapelana więzienego, który następnie dysponował go na śmierć. Na miejsce stracenia szedł - płacząc...
źródło: Ilustrowany Kuryer Codzienny niedziela, 28 stycznia 1923 r.nr.3 str.10 (pisownia oryginalna)
Nadesłał: Mariusz Gałek
14 maja 2014 r.