Warto tutaj zaglądać, warto wspominać nie tylko w okresie wakacyjnych wędrówek i wypoczynkowych szaleństw.
Powierzchniowo, teren nieduży, bo liczący może kilkanaście hektarów na pagórkowatym, niezwykle urokliwym terenie szwajcarskiego przedalpia. Niedaleko od Jeziora Bodeńskiego i na styku granic państwowych Szwajcarii, Austrii i Niemiec. To Kinderdorf Pestalozzi- Wioska Dziecięca im. J.H. Pestalozziego w Trogen (kanton Appenzell). Nad 30 kolorowymi, typowymi dla architektury regionalnej budynkami, góruje szczyt Hoche Buche (1300 m n. p. m.). A z wielu domów widać błękitną taflę wspomnianego jeziora oraz dwie wioski: Speicher i Rehetobel. Najbliższe, duże i piękne miasto Sankt Gallen oddalone w linii powietrznej zaledwie o kilka km jest niewidoczne, bo zasłonięte przez dwa duże pagórki . Miasto połączone jest z Trogen elektryczną kolejką.
Kinderdorf Pestalozzi w Trogen z lotu ptaka
Wioska dziecięca to nie tylko domy mieszkalne. Trawiaste i utwardzone boiska sportowe do gier zespołowych i lekkiej atletyki, hala sportowo-widowiskowa, budynek szkoły międzynarodowej, centralna kuchnia, kościół „międzyreligijny” (Andachtsraum), warsztaty- ślusarski i ogrodniczy, typowa fińska sauna i odnowiony kilka lat temu (z wiernym zachowaniem dawnego stylu architektonicznego) biurowiec i siedziba Fundacji (Stiftung) Kinderdorf Pestalozzi. Przez wiele lat po II wojnie światowej domy mieszkalne na terenie wioski służyły sierotom – ofiarom wojennym z wielu krajów Europy. Później ofiarom konfliktów zbrojnych także z innych kontynentów. Do niedawna mieszkały tutaj ofiary wojny bałkańskiej. Opiekuńczy i edukacyjny program wioski ulegał zmianom, w ślad za zmianami polityczymi i ekonomicznymi Europy i świata.
Wycieczka szkoleniowa dla pracowników wioski. Jedziemy śladami J. H Pestalozziego
(Na pierwszym planie Dolma i Dondup z Tybetu, z lewej Jan – autor artykułu, z tyłu Kassem i Hana z Libanu.
Blondynka pod oknem to Niemka Maria, za kierownicą wioskowego busa – niewidoczny tutaj - Mulugeta z Etiopii ).
Obecnie nie ma tu już na stałe zameldowanych dzieci. Młodzi ludzie w wieku 10-20 lat , starsi również przyjeżdżają do Trogen z całego świata na międzynarodowe, międzyreligijne, międzykulturowe spotkania grup rówieśniczych. Celem przyjazdów jest pogłębianie umiejętności językowych, poznawanie świata, nauka tolerancji-rozwiązywania wszelkich konfliktów na drodze pokojowej. Terapeutyczne i lecznicze pobyty , wioska funduje dzieciom z terenów dotkniętych kataklizmami losowymi. Bywają tu młodzi z okolic Czarnobyla, były też dzieci z powiatu raciborskiego , dotkniętego falą powodziową. Ze wspaniałych warunków mieszkaniowych, szkolnych oraz walorów krajobrazowych i klimatycznych okolicy, korzystają przez kilkutygodniowe (rzadziej kilkumiesięczne) turnusy. Poza innymi porami roku, urokliwa jest tutaj zima z doskonałymi warunkami narciarskimi.
Nasze śląskie dzieci tańczą Trojoka w oryginalnych śląskich strojach
Biuletyn informacyjny Kinderdorfu podaje, że w 2013 r. z ofert wioski skorzystało około 1500 młodych osób. Dyrekcja tej niezwykłej placówki, kieruje obecnie swe działania na kraje z południa i ze wschodu Europy, Afryki i Azji. W ubiegłym roku w wiosce przebywały grupy dzieci , młodzieży i dorosłych z 11 krajów świata. Kilka grup polskiej młodzieży, wspólnie z Ukraińcami i Białorusinami opracowało programy jako ofertę dla rówieśników w swoich krajach.
Jak powstała Wioska Dziecięca w Trogen ?
Planując podboje wszystkich europejskich krajów, Hitler postanowił zająć małą górzystą Szwajcarię w końcowej fazie wojny. Już od 1938 r. Helweci dawali schronienie wielu osobom zagrożonym prześladowaniami. Widzieli tragiczne skutki wojny i cierpienia osieroconych dzieci. Nie mogli zmienić sytuacji, ale podejmowali próby pomocy w pojedynczych przypadkach.
Latem 1944 r. szwajcarski filozof i publicysta Walter Robert Corti zwrócił się do swoich rodaków z apelem: „ Zbudujmy świat, w którym dzieci będą mogły żyć szczęśliwie !” Mieszkańcy całej Konfederacji, kantonów , szybko rozpropagowali to humanitarne hasło i zadeklarowali, każdy wg swoich możliwości- zbiórkę funduszów na budowę wioski dla europejskich dzieci osieroconych przez wojnę. Fundacja wyszukała i zakupiła teren we wsi Trogen. Pierwsze trzy drewniane domy oddano do użytku już wiosną 1946 r. Obok sierot niemieckich i szwajcarskich, szczęśliwe lokum znalazła tutaj także grupa dzieci polskich. Ich dom otrzymał nazwę „ Orlęta”. Wnet jednak sowiecka dyktatura „ zasunęła żelazną kurtynę” między wschodem a zachodem Europy i w ten sposób zamknęły się na długo kontakty Kinderdorfu z krajami wschodniej Europy, także z Polską.
Europa i świat z uwagą obserwowały postępujący kryzys polityczny i ekonomiczny w Polsce od roku 1980. Mieszkający w Szwajcarii Polak, architekt Zdzisław Pręgowski (jeden z wielu żołnierzy września 1939 r.) wskazał kierownictwu Wioski Dziecięcej problemy zdrowotne i żywieniowe dzieci polskich, głównie tych z państwowych domów dziecka. Pozyskał kilku prywatnych sponsorów i w ten sposób przekonał Trogen oraz Warszawę do stworzenia programu szkoleniowo-zdrowotnego (nauka j. niemieckiego i prewencja zagrożeniom chorobowym ). Na trzymiesięczne turnusy prewencyjne przyjeżdżały 10-osobowe grupy dzieci, rekrutowane w domach dziecka przez Kuratoria Oświaty. Tak też w ostatnich latach XX wieku z dobrodziejstw trogeńskiego raju dziecięcego skorzystało ponad trzysta dzieci i blisko setka polskich pedagogów. Podróż samolotem z Warszawy do Zurychu, potem wioskowymi busami (80 km) do Trogen. Tonące wśród soczystej zieleni kolorowe góralskie domki, liczne i pełne towarów centra handlowe oraz pełnia wolności…to był szok dla przybyszów z kraju „zamordyzmu”.
Ja taki szok przezywałem od sierpnia do listopada 1984r. będąc delegowanym przez władze oświatowe do Trogen jako tłumacz (także jako wychowawca i rezerwowy kierowca ) w trójce opiekunów z 10- osobową grupą dzieci z województwa katowickiego.
Jak odbywały się zajęcia dla naszych wychowanków? W „domowej” sali lekcyjnej były lekcje z głównych przedmiotów, a w międzynarodowej, wioskowej szkole- nauka języka niemieckiego oraz zajęcia plastyczne, techniczne i rytmiczne prowadzone przez szwajcarskich nauczycieli. W czasie wolnym od lekcji spotkania z rówieśnikami, sport i dużo wycieczek po okolicy. Pieszych, kolejką albo busem. Wioskowa kuchnia przygotowywała obiady dla całej społeczności. Posiłki dowożone były przez dyżurnych wychowanków specjalnymi wózkami w pojemnikach cateringowych i rozdzielane w kuchni domowej dla członków całej grupy (rodziny zastępczej). Śniadania, podwieczorki i kolacje, a także obiady w niedziele i święta, przygotowywali opiekunowie grup ( Hauseltern ), wspólnie ze swoimi podopiecznymi. Dla wszystkich zapewniona była troskliwa opieka zdrowotna.. Na swoje drobne wydatki dzieci otrzymywały miesięczne kieszonkowe, a opiekunowie „zasiłki rozłąkowe” ( bo wszyscy Polacy zostali tutaj oddelegowani ze swoich macierzystych zakładów pracy w kraju ). Wioskowy sklepik zaopatrywał grupę w wystarczającą ilość odzieży. Choć zazwyczaj już używanej, to lepszej jak dostępna wtedy w Polsce.
Przerwa dziewcząt w lekcji krawiectwa
Dla całej naszej 13-osobowej grupy, było wielkim przeżyciem sąsiedztwo z czarnoskórymi dziećmi z Etiopii, a także spotkania w narodowych domach- szwajcarskim, włoskim, palestyńskim, kambodżańskim, koreańskim i tybetańskim. W niedzielne poranki wspólnie z włoskimi kolegami nasze dzieci szły ( mijając kościół ewangelicki) do kościoła katolickiego w sąsiedniej miejscowości Speicher. Niezapomniane były też kilkakrotne nabożeństwa ekumeniczne w sąsiadującej ze szkołą świątyni międzyreligijnej.
| |
Lekcja rytmiki | Na boisku sportowym |
Po powrocie do kraju wiedziałem , że niebawem wrócę jeszcze do gościnnego Trogen- bo na równi z innymi atrakcjami oraz „ plusami” urzekły mnie pedagogiczna idea oraz program wioski dziecięcej. Chciałem także wnieść, choćby niewielką „porcję” pedagogiki polskiej do teorii, bardziej do praktyki pedagogicznej. Moja oferta wolontariusza została przyjęta ze zrozumieniem i od razu. I tak, z dumą, zapisałem w swojej nauczycielskiej biografii okres pracy zagranicznej. Z dziećmi i młodzieżą afrykańską i azjatycką. Z grupami narodowymi po rozpadzie Jugosławii… Ale to już całkiem inny temat.
Jan Kluska
Od admina: Autor pochodzi z Łoniowej. Jest absolwentem brzeskiego LO z 1954 r. Od lat mieszka i działa w Kuźni Raciborskiej. A tak scharakteryzował jego zaangażowanie na rzecz lokalnej społeczności Raciborski Portal Internetowy:
Jan KLUSKA - właściwie trzeba by powiedzieć druh Jan Kluska, gdyż „od zawsze” związany jest z harcerstwem. Przeszedł w nim drogę od "prostego" druha poprzez członka Komendy Hufca, członka Rady Chorągwi aż po członka Rady Naczelnej ZHP. Jest osobą min. dzięki której na terenie naszego powiatu (raciborskiego-przypis Zb. Stós) harcerstwo nadal istnieje i spełnia ważną społeczną misję, a Komenda Hufca mieści się nie w Raciborzu, a w Kuźni Raciborskiej, co świadczy o skuteczności działań podejmowanych przez druha Kluskę i o tym, że swoją pasją, a właściwie postawą życiową, potrafi zarażać innych. Poza tym od wielu lat jest bardzo aktywnym członkiem Towarzystwa Miłośników Ziemi Raciborskiej i wchodzi w skład Zarządu Koła TMZR w Kuźni Raciborskiej. Ważne są dla niego sprawy społeczne – żywo reaguje na wszystko, co się w Kuźni Raciborskiej dzieje, w dowód uznania mieszkańcy dwukrotnie wybrali go na radnego Rady Miejskiej. Dba o kontakt z mieszkańcami poprzez min. wydawanie i kierowanie lokalnymi miesięcznikami „Tyta” i „Nowa Tyta”. Aktualnie wykorzystuje do kontaktów bądź dzielenia się swoimi opiniami Internet (publikuje w nim). W przypadku Pana Jana można tylko powiedzieć, że prawdziwy harcerz jest wierny danemu przyrzeczeniu przez całe życie.
źródło: www.raciborz.com.pl