Na kogo głosować?
(Zofia Mantyka)
2014-09-28
Rusza kampania wyborcza. Kandydaci na radnych gmin, powiatów, województw oraz wójtów i burmistrzów nagle staną się wyjątkowo mili. Ci, którzy wczoraj nie wiedzieli, że istniejemy, nagle przytulą nas do serca. To będzie tak szczere, jak - nie przymierzając - przygarnięcie myszy, czy kuny do domu na zimę, aby biedactwa nie zmarzły nadmiernie. Figury, które przez cztery lata majestatycznie "chodziły w gronostajach" w dumnym oczekiwaniu na hołdy poddanych i w akcie łaskawości wielkodusznie stwarzały możliwość uzyskania audiencji w ich wytwornych gabinetach, teraz jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przeistoczą się w empatycznych przyjaciół ludzi. Nasi "wybrańcy", w swych tulących ramionach, ukoją wszystkie nasze bolączki. Obiecają likwidację bezrobocia w gminie, rozdadzą mieszkania socjalne i komunalne, obniżą ceny za wodę, pogonią do pracy stróżów prawa tak, że będziemy najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Miasto będzie tętniło życiem od jutrzni do jutrzni nieprzerwanie. Na jednych placach będą co godzinę nabożeństwa modlitewne, a na drugich koncerty topowych kapeli. Będzie tak czysto, że znalezienie śmiecia w gminie będzie trudniejsze od wytypowania szóstki w lotto. Prawdopodobieństwo wystąpienia z brzegów wód Uszwicy i powodzi będzie mniejsze niż powstanie bardzo wysokiego poziomu skupienia energii Higgs, mogącego nagle stracić stabilność, tworząc "katastrofalną próżnię", w której zginą czas i przestrzeń. Kochany elektoracie - tak będzie.
My, biedni wyborcy, przez chwilę zyskamy sposobność, aby "poczuć odrobinę władzy". Ni stąd ni zowąd, nasi "bogowie" wdzieją włosienne wory pokutne i zaczną się modlić o naszą przychylność, a sprawi to jedno jakże magiczne słowo... "WYBORY". Ruszy cyrkowa kawalkada i wzajemne obrzucania oskarżeniami. Zacznie się licytacja i rywalizacja w wyimaginowanych zasługach. Będą nam wmawiać, że fakt iż świeci słońce wynika z ich zapobiegliwości i starań. A ich przeciwnicy to zwykłe złośliwe trolle, które perfidnie chcą nam to słońce zasłonić, więc musimy zrobić wszystko, aby do tego nie dopuścić.
Czy wykorzystamy ten czas aby zrobić rzetelną inwentaryzację działań naszych pretendentów? Czy zechcemy ocenić ich postawę , umiejętności i kompetencje? No właśnie, czy wykorzystamy tę szansę i zadamy sobie trud, aby zdecydować o przyszłości naszej najbliższej okolicy? Jak uczy doświadczenie większości narodu, wszystko to niestety powiewa jak przysłowiowa unijna flaga na rządowych budynkach. Zapewne ponad połowa uprawnionych, zwłaszcza młodych ludzi, tradycyjnie nie pójdzie do wyborów. Czyli odda władzę nad sobą walkowerem. A co zrobi reszta, czyli tzw. "żelazne elektoraty" i niezdecydowani?
Ciekawe, że podczas moich pobytów w krajach o utrwalonej demokracji uderzyło mnie to, że lokalne i regionalne władze składają się tam wszędzie z osób, które coś już w jakiejś dziedzinie w życiu osiągnęły. To ma kolosalne znaczenie, gdyż istnieje coś takiego jak kompetencje społeczne. Ktoś, kto sam swoją kreatywnością i pracowitością musiał się wygrzebać z biedy, lepiej rozumie potrzebujących. Ktoś, kto sam tworzył swój biznes i stworzył przedsiębiorstwo, zna problemy przedsiębiorców. Ktoś, kto zasuwał od świtu w fabryce czy na saksy albo w korporacji do późnego zmroku, ma właściwe wyobrażenie o losie pracujących. Ktoś, kto wielokrotnie zderzał się jak ze ścianą z urzędniczą bezduszną biurokracją, życzliwością w placówkach skarbowych, "zus-ach" i innych instytucjach, doskonale wie jak jest traktowany petent. Ludzie, którzy tego nie doświadczyli, nie mają pojęcia o prawdziwym życiu.
To jest chyba jeden z głównych problemów sporej grupy naszych decydentów - oni nie posiadają własnych doświadczeń w kierowaniu i ponoszeniu odpowiedzialności za podejmowane decyzje. No tak, jeśli głównym kryterium i przepustką do zarządzania ma być pobożność i wyznawana ideologia, czy sznyt politycznego pomazańca, to mamy właśnie taką sytuację. Nasi "wybrańcy", będący przedstawicielami aparatu samorządowego, korzystają właśnie z tego, że w samorządzie stosunkowo najłatwiej ukryć swoją indolencję. Wydając publiczne, a nie swoje pieniądze, praktycznie bez ryzyka za bezmyślne decyzje, można sobie sympatycznie rządzić, kompensując swoje kompleksy. Ile środków zostało bezpowrotnie "utopione" w rozmaitych, nieprzemyślanych inwestycjach? Ile sensownych inicjatyw jest odwlekanych czy wręcz zduszonych przez swoistą mizantropię, poprzez przerzucanie swoich osobistych lęków i antypatii na innych, zamiast zmierzenia się z nimi osobiście?
Wybierając się na wybory, należy sobie zadać kluczowe pytanie - kto powinien być radnym, burmistrzem? Myślę, że warto wziąć pod uwagę opinię ks. Jacka Stryczka - "Musi to być człowiek, który jeszcze większej liczbie fajnych ludzi ułatwi robienie nieprzeciętnych rzeczy. Powinien być jak magnes, przyciągający ludzi i cały czas tworzący dla nich przestrzeń". Powinien chcieć kształtować i zmieniać rzeczywistość. Nie może się bać i ograniczać działań do pozorowania rozwoju. Spróbujmy postawić na ludzi otwartych na innych, umiejących słuchać, nie żywiących urazy, jeśli ktoś krytycznie ośmieli się ocenić jakieś przedsięwzięcie. Nie szukających wrogów lecz partnerów. Może warto, aby byli to ludzie dialogu - rozumiejący, iż nikt nie ma patentu na mądrość i w każdym człowieku jest potencjalnie jakiś mały "kosmos", który może wnieść nową wartość. Czy będziemy wybierać właśnie takich? Już niebawem zobaczymy.
Zofia Mantyka
|