Krajobraz po bitwie
(Zofia Mantyka)
2014-11-20
Wprawdzie jest już po bitwie, ale wojna trwa w najlepsze. Pierwsza potyczka za nami i mamy już wyniki, znamy radnych do rady gminy, powiatu i województwa. Arcyzabawna była ta kampania i przebieg wyborów. Kampania ograniczyła się do wywieszenia setek banerów wyborczych, był to przekaz do wyborców "uwaga startuję!". Byli kandydaci, którzy "chodzili po kolędzie" po domach, przekonując wyborców, że jeśli oddadzą na nich głos, to będzie to dla wyborcy najlepsza inwestycja, bo to i tamto.... I taka kampania jest oczywiście zdecydowanie najskuteczniejsza. Bezpośredni kontakt w cztery oczy nie ogranicza się do obiecanek typu "zrobię Wam kawałek chodnika", ale konkretniej - załatwię Pani i pani rodzinie to, czy tamto. I to działa. Stąd wyniki dość przewidywalne. Praktycznie ilość nowych osób jest śladowa. Doświadczeni samorządowcy doskonale znają mechanizmy wyborcze. Wiedzą, co przemawia do człowieka i jak pozyskać jego przychylność. W powiatach i województwie mieliśmy wyjątkowo wesołą sytuację. Prawie co czwarty głos nieważny. I nie jest to oczywiście żadne oszustwo wyborcze, jak bredzą niektórzy nawiedzeni, gdyż w komisjach gdzie liczono głosy, znajdowali się ludzie reprezentujący poszczególne komitety i "patrzyli sobie na ręce". Skala zjawiska całkowicie przerasta możliwość oszustwa. Jest to efekt sposobu sporządzenia kart do głosowania do powiatu i województwa w formie książeczki, a nie jak dawniej - jednej dużej karty. Ponieważ po rozlosowaniu numerów list PSL miał jedynkę, zatem do województwa jego kartka w "książeczce" była pierwsza. Stąd taki cudowny wynik tej partii w wyborach do sejmiku wojewódzkiego. Ludzie głosowali na pierwszą kartkę. Sympatycy tej listy po zakreśleniu krzyżyka dalszych kartek książki już nie "czytali', bo i po co? Zagłosowali na swojego kandydata i "hwatit". Dlatego ten głos był ważny. Wyborcy, którzy chcieli zagłosować na swojego kandydata z innej listy musieli go szukać w książce, ale zanim go szczęśliwie odnaleźli często zaznaczali na wcześniejszych listach znajome nazwiska, gdyż zupełnie nie zdawali sobie sprawy, że w ten sposób ich głos będzie nieważny, gdyż wydawało im się, że są wierni zasadzie na jednej kartce jeden głos. A tu niestety cała książka była w tym przypadku traktowana za jedną kartę. Analogiczna sytuacja wystąpiła w "książeczce" do powiatu. Z tą jedynie różnicą, że tu najwięcej skorzystała lista PiS, gdyż listy do powiatu z numerem "1" z PSL i z numerem "2" z "Demokracji Bezpośredniej" nie było, więc automatycznie numer "3" czyli lista PiS była pierwsza w tej książce. I tu podobnie dzięki temu właśnie lista PIS-u miała najlepszy wynik, gdyż wyborcy głosujący na kandydatów z tej partii po postawieniu krzyżyka na "swojego", innych kart już nie czytali. Jak widać ponad dwadzieścia procent głosujących chciało zagłosować inaczej, ale się pomylili. To oczywiście nie jest żaden powód do unieważnienia wyborów. Świadczy jedynie o tym, że wyborcy niespecjalnie się zastanawiają, jakie są reguły i jak głosować. Czyja to wina? Tu sobie może każdy swoją teorię tworzyć. Inną sprawą jest skandal z niewydolnością PKW i systemem internetowej obsługi. Przed nami następna bitwa w wojnie o fotel burmistrza. Do tej pory kandydat PiS-u prowadził bardzo wytworną kampanię. Mój dowcipny znajomy mówił mi, że przypomina mu to brawurowe działania realizowane przez Francję i Anglię w wypowiedzianej wojnie Niemcom w 1939 roku. Efekty tamtej kampanii znamy - czy teraz będzie podobnie? Trudno przesądzać. Teoretycznie różnica po pierwszej turze pomiędzy konkurentami jest dość bezpieczna, gdyż właściwie - mówiąc językiem sportowym - o tym, że nie wygrał obecny burmistrz, zdecydowała fotokomórka (raptem 54 głosy). Pytanie co teraz zrobią ludzie, którzy głosowali na pana Ciaćka, czy zostaną w domu czy też jeszcze raz dadzą wyraz swojego niezadowolenia z obecnej sytuacji i jednak zagłosują. W zasadzie to oni mogą przesądzić o wyniku wyborów. Jak również i Ci, którzy w pierwszej turze w ogóle nie głosowali zakładając, że i tak to nic nie zmieni. Teraz mogą zauważyć, że jednak coś co wydawało się z góry przesądzone, wcale nie jest jednoznacznie przesądzone. Pojawia się pytanie, co przed drugą turą zaproponują wyborcom konkurenci? Czy dojdzie wreszcie do publicznej debaty w dużej sali i odpowiednio rozreklamowanej tak, aby mogli w niej uczestniczyć mieszkańcy, chcący dowiedzieć się jak kandydaci znajdują kondycję naszej gminy. Mam nadzieję, że pretendenci na stanowisko burmistrza zaprezentują wreszcie konkretne pomysły i nie ograniczą się jedynie do kampanii wizerunkowej. Przecież jeden z nich będzie przez następne cztery lata odpowiadał za los miasta i gminy. To nie casting na modela, więc same banery nie wystarczą. Ciekawe czy będą się nadal ośmieszać w licytowaniu listami poparcia przez stowarzyszenia i grupy, które już dały pokaz na co ich stać. Brakowało tylko listów poparcia od hodowców zwierząt egzotycznych, łapaczy piorunów czy zorganizowanych zespołów biesiadników weselnych. Tak prowadzona kampania faktycznie podnosi rangę kandydatów i przekonuje wyborców o ich profesjonalizmie. Miałam okazję oglądać wczoraj, w internetowej tarnowskiej telewizji debatę pomiędzy kandydatami. To prawie półgodzinny materiał z którego konkrety to dwie, no może trzy minuty. Obaj kandydaci siedzieli jak na linii Maginota i udawali, że rywalizują. Przyznam otwarcie, że w tej debacie dużo sprytniej zaprezentował się obecny burmistrz, który niestety najzwyczajniej nie mówił prawdy. A w przypadku zjazdu z autostrady ulicą Leśną, wręcz kolejny raz przypisał sobie to osiągnięcie, choć naprawdę od dawna się słyszy, że nie miał w tym praktycznie żadnego udziału. Podobnie w wielu innych kwestiach, jak choćby w pozyskiwaniu i współpracy z inwestorami. W żaden sposób panowie nie powiedzieli, jak wyjść z zadłużenia gminy. Kontrkandydat obecnego burmistrza mówił o połowę mniej i nie wykorzystał szansy, by wprawdzie taktownie, ale zdecydowanie powiedzieć - "Panie, zostawmy slogany i zejdźmy na ziemię, mówmy może prawdę - w końcu słuchają nas ludzie, którzy widzą jaka jest rzeczywista sytuacja". Jeśli nic istotnego się wyborcom nie zaoferuje, to po kiego diabła urządzać to całe przedstawienie z drugą turą. Na co wydawać pieniądze na dodatkowe wybory, dużo sensowniej ogłosić wyniki pierwszej tury jako ostateczne i po sprawie. Przecież przez owe dwa tygodnie kandydaci z banerów nie wypięknieją, a wręcz przeciwnie - spłowieją. Jeśli nadal będzie to taktyka "wojny siedzącej", to nic nowego i godnego uwagi nie zostanie zaprezentowane. Na razie moim zdaniem ta debata pokazała, że... nie wiem czy pójdę głosować. Bo jak słyszę, że wygrywamy jakieś śmieszne konkursy i to jest powód do dumy, no to ręce opadają. Ciekawe jak potoczą się powyborcze targi na scenie powiatowej. PiS zdobył 8 mandatów, czyli najwięcej. Natomiast następne dwa komitety odpowiednio po 6 i jeden komitet dysponuje zaledwie 1 mandatem. Czy PiS zdoła utworzyć koalicję i przejąć władzę? Trudno zgadnąć, pytanie czy fakt, że jest to bardzo jednoznaczna partia o ściśle określonych zasadach pomoże czy jest obciążeniem? W województwie podobne dylematy - czy zwycięski PiS zdoła zdobyć władzę? Czy kolejny raz wygrywając wybory przegra? Przynajmniej w naszej radzie gminy sytuacja jest jasna - PiS ma samodzielną większość i nie potrzebuje żadnych koalicji. Tak więc, przewodniczący rady i ważniejsze funkcje w radzie są już praktycznie rozdzielone. Zofia Mantyka
|