Rabacja
(Wyd. Cesarczyk i Książka Stefana Dębińskiego i )
1868-01-01
[...] Okropne wypadki rzezi galicyjskiej w miesiącu Lutym 1846 dokonane, gdzie krwią tylu niewinnych ofiar ziemia przesiąkła, - gdzie tylu morderców pastwiło za podszczuczeniem władz na niewinnych, pisma zagraniczne tylko pokródce wspominając, za przesadzone i nie podobne do prawdy przedstawiały. W opisie tych wypadków ścisłej wierzytelności i prawdy historycznej trzymać się będziemy i podajemy sądowi całego świata dla uwiecznienia pamięci poległych synów za wolność i miłość ojczyzny.[1] Porąbka Uszewska ( w cyrkule bocheńskim) Chłopstwo zabrało tutaj ze sobą ówczesnego plebana księdza Leopolda Perischa, brata jego Wiktora i organistę, by ich do Bochni odstawić. Księdza Perischa puściła zgraja rabusiów z Dębna przybyłych, na wstawienie sie gromady Porąbki, tamci zostali odstawieni do Bochni, zkąd po dwu tygodniach, razem z Płockiem z Dołów zostali na wolność wypuszczeni.[2]
Strzelce Wielkie [...] Opis wymordowania rodziny Rydlów Szlachecka rodzina Rydlów herbu Jelita, kochająca kraj i zagon ojczysty, żyjąca w zgodzie ze sobą i z sąsiadami, nacierpiała wiele w r. 1846 mieszkając w cyrkule tarnowskim. Rodzinę tę składali: Bonawentura z synami dorosłymi Mikołajem i Leopoldem, dalej bracia Bonawentury, Feliks, Józef i Antoni, oraz szwagrowie Kierwiński Józef i Ludwik Gołuchowski, wreszcie Zaplatalski Józef, Antonina Wendorfowa i Wojciech Szumowski. Bonawentura Rydel, właściciel Woli szczucińskiej i Kółka Rydlowskiego w Królestwie Polskiem, mieszkał w Strzelcach wielkich (podkr.), ktore dzierżawił od Zakładu narodowego imienia Ossolińskich. Za młodu poświęcił się służbie wojskowej, służył w napoleońskich szwoleżerach z rangą porucznika, i był adjutantem hr. Męcińskiego z Dukli, dowodcy pułku. Wkrótce jednak wbrew swej woli ulegając życzeniu ojca Józefa, porzucił Bonawentura zwycięskie szeregi, zamieniając oręż na lemiesz. Ożenił sie z Anną, a następnie po jej śmierci z młodszą siostrą Joanną Woytowską z Ostrowa w Ropczyckiem, i liczną miał rodzinę, bo trzech synow Mikołaja, Leopolda, Bonawenturę i córkę Adelę zaślubioną Aleksandrowi Prawdzic Sękowskiemu, Władysława i Romana zamieszkałych w Mieleckiem, i Lucyana późniejszego profesora i rektora Wszechnicy Jagielońskiej, zarłego w kwietniu 1895. Bonawentura wzorowy i oszczędny gospodarz, dbały o powodzenie swj rodziny, dbał też i o dobrobyt włościan, to też nic dziwnego, że się cieszył ogólnym szacunkiem. Z synów dzierżawił od ojca Wolę szczucińską Mikołaj, Leopold gospodarował przy ojcu w Strzelcach. W dniu nieszczęsnym 22 lutego wybrał się Leopold do lasu, a usłyszawszy niezwykłe krzyki i gwałty w stronie dworu, spieszył ku domowi. W drodze napadnęty przez czerń chłopską, która posuwała sie częścią od Brzeska, częścią od Woli przemykowskiej, pobity od chłopstwa, związany do Bochni został odstawiony. Pan Bonawentura tymczasem z żoną na kwadrans przed napadem zdołał uciec, uchodząc rzezi, dostał sie do Bochni. Całem ich ubraniem była odzież w jakiej ze Strzelec wybiegli. Przywódca band przeszedł z harcerzami swymi przez własność dworską, jak słoń po polach ryżu, i czego nie mógł unieść, to stłukł i podeptał. Dom mieszkalny tak zniszczono i złupano, że nie pozostało nic nim zgoła. Obrazy , lustra, meble, naczynia, słowem wszystko co miało jakąś wartość potłuczono w kawałki. Bieliznę i suknie rozkradziono. W wozowniach znajujące sie bryczki, i powozy, sanki i narzedzia gospodarcze zrabowano.Stodoły i spichlerz złupiono, pozostawiając tyle tylko, że wiosną zaledwie czwartą część pól obsiać zdołano. Mikołaj Rydel, który wówczas Wolę szczucińską od ojca dzierżawił, pospieszył na punkt zborny w Lisiej górze, gdzie z Powiśla od Mielca i Radomyśla się zebrać mieli. Z rąk chłopstwa, które głuche na wezwanie szlachty by się z nią łączyło , raczej na panów się rzuciło, uszedł Mikołaj Rydel i chociaż zbity i poraniony, puścił sie pomimo zamieci snieżnej i ciemnej nocy ku Woli szczucińskiej. Napadnięty przez tłumy, które dwory okoliczne rabowały, we wsi Dąbrowicy legł pod cepami dzikiej tłuszczy. Podnieść należy tutaj, że chłopi Woli szczucińskiej nie tylko że własnego dworu nie napadli, ale że nie dopuszczając innych, rozebrali między siebie rzeczy, by je potem zwrócić dziedzicom. Feliks Rydel, właściciel Dąbrowicy o 7 kilometrów od Szczucina położonej, zamordowany został we własnym domu, poczem dwór cały złupiony został. Unosząc ze sobą chłopstwo co sie zabrać dało, zniszczyło resztę, by i śladu dobrobytu nie zostało, a że tylko do mordów było upoważnione, nie pali jakby tego po nim spodziewać się należało. Józef Rydel, dzierżawca Ostrówka, wsi do hr.Franciszka Potockiego należącej, żołnierznapoleoński, ktory pod Marengo , Arcole, Ansterlitz, Wagramem i Hanau walczył, i pod Hanau od Napoleona krzyż dostał legii honorowej, a później w roku 1831 krzyż virtuti militari sobie zdobył, został zamordowany przez czerń, której chłop miejscowy Strójwąs przewodził. Przychylny sługa Mateusz Durma zwłoki Józefa Rydla i Józefa Kierwińskiego zawiózł w trumnach, co się zdarzyło pomordowanym w roku 1846 na cmentarz do Gawłuszowic, i tamże panów tych po ludzku pogrzebał. Antoni Rydel po ukończeniu wydziału prawniczego w Krakowie, osiadł był na wydzielonej sobie części dóbr Dąbrowicy, zwanej Zielona. Światły, pracowity i uczynny, powszechnie był szanowany. Zgraja siepaczy Breindlowskich siekierami rozszczepiła nieszczęśliwej ofierze głowę, a mózg obryzgał twarz żony, ktora nadaremnie bronić go usiłowała. Nieszczęsna w tejże chwili dostała pomieszania zmysłów, z ktorego nie wyleczono ją więcej. Wobec tego przearażającego nieszczęścia nie warta wspominać, że dwór i całe gospodarstwo zrabowano. Dowodził w Zielony chłop ze Zabrania niejaki Twaróg. Głuchowski Ludwik szwagier Bonawentury Rydla, ojciec dwóch nieletnich synów Ludwika i Walerego, mieszkał w Annowie części Dąbrowicy. W czasie krwawych wypadków, byli na zapusty synowie u ojca. Kiedy Gołuchowskiego wieść o zbliżaniu się hordy chłopów doszła, a ucieczka dla zasp śnieżnych i włóczących sie band była niemożebną, ukrył się Gołuchowski z synami pomiędzy snopkami w stodołach, a że chłopstwu spieszno było rabować inne dwory, i by ich tamże inne zgraje nie uprzedziły, podpalili stodoły, tak że trzej nieszczęśliwi w płomieniach zginęłi. Ohydne, zbrodnicze, krwią bratnią splamione tłumy, które nie godne stać na rowni z niewolnikami prowadzonymi przez spartaka, bo się o wolność nie biły, prowadził na rzeź i hańbę znowu Twaróg. Kierwiński Józef, ożeniony z Amalią Woytowską siostrą Bonawenturowej Rydlową z Górek, którą trzymał dzierżawą od księcia Ligne, schronił się był do Ostrówka do majora Józefa Rydla, i tam razem z nim został zabity; szalały bowiem, tam tłumy którym nauczycielami byli urlopnicy, strażnicy skarbowi i urzędnicy cyrkularni a la Chomiński i Szczuciński, a szkołą byla karczma i amstagi. Zaplatalski Józef, żołnierz kościuszkowski starzec 70- letni, mieszkał jako krewny u Mikołaja Rydla w Woli szczucińskiej, i kied p. Mikołaj wybrał się pod Tarnów na punkt zborny, pojechał staruszek w odwiedziny i tam zmordowany został. Zginął pod cepami ten, ktory cało wyszedł pod Szczekocinami i Maciejowicami z gradu pruskich kul i z pod pik kozackich. Wendorfowa Antonina cioteczną była siostrą p. Bonaw. Rydlowej. Aloizy i Antonina Wendorfowie trzymali od Lebowskich w r.1846 Wolę przemykowską. Kiedy napadli chłopi dwór we Woli, wyszedł p.Wendorf do sieni i tam postronkami został związany, a z nim mandataryusz Zarzycki, ekonom Giebułtowski, ogronik, lokaj i chłopak kredensowy. Powiązanych popędzili chłopi do Tarnowa. Pani Wendorfowa puściła się za mężem w drogę, a kiedy dopędziwszy go w Woli rogowskiej, zobaczyła go w pośrodku kilkutysięcznego tłumu pomieszczonego na wozie, na którymi pomordowani byli złożeni, popadła z przerażenia w obłąkanie. Biegnąc po zaspach wśrod zimna za wozem, na którym więziono męża, przeziębiła się niszczęsna i w kilkanaście dni na tyfus umarła. W Tarnowie, gdzie dla większej premii dobijano żyjących jeszcze, uratował Wendorfa porucznik szwoleżerów Lebowski syn właściciela Woli przemykowskiej a ojciec p. Katarzny hr. Bobrowskiej Władysławowej z Długiego, który płazując chłopów pałaszem, przeszkodził im w dokonaniu ohydnych mordów. Wendorf wróciwszy do domu, zastał ruinę i wyszedł z dzierżawy bez sposobu do życia. Szumowski Wojciech cioteczny brat p. Bonaw. Rydlowej zginął w Wielopolu skrzyńskim, ktory dzierżawił. Na dom jego napadły tłumy z pod chorągwi osławionego Szeli, i raniwszy go ciężko kosą, dobiły wywleczonego na podwórze cepami. Jak wszędzie, tak i tu zrabowano i zniszczono dworek szlachecki.[2] Wola przemykowska (Wendorf, Zarzycki Giebułtowski). (własność ta w r. 1846 Lebowskich, położona nad Wisłą, graniczy z Zaborowem, Jadownikami i Wietrzychowicami) Dzierżawili Wolę Alojzy i Antonina z Osmeckich Wendorfowie , u których w domu oprócz czterech córek od 19 do 4 lat, mieszkała matka p. Wendorfowej 70- letnia osoba, a nadto szwagier pani W. Pan Wincenty Zarzycki. Wendorfowie zajęci wyłącznie gospodarstwem, i żyjąc po bożemu z ludem, nie chcieli dać wiary pogłoskom i ostrzeżeniom, jakie dochodziły ich uszu, kiedy im opowiadano, jak chłopom nie każdą dawać wiary, obietnicom panów o zniesieniu pańszczyzny, i jak im za cenę połapania i odstawienia panów do cyrkułu, obiecują grunta dworskie. Mieli czas schronić się do Przemykowa za Wisłę, ale nie chcieli, ufając w poczciwość włościan przemykowskich. Dnia 21 lutego, a zatem trzeciego dnia przelewu krwi niewinnej tylu wymordowanych, około 6-tej wiczorem posłyszano gwar nie zwykły w dziedzińcu, i za chwilę ujrzano wdzierające sie przez okna chłopstwo do wnętrza domu. Pana Wendorfa pytajacego w sieni czegoby chcieli ? Pochwycili i jego, postronkami skrępowano, wiążąć w ten sposob Zarzyckiego i ekonoma Giebułtowskiego, lokaja, ogrodnika i chłopaka. Zgraja rozbiegła sie po domu, zabierając w pokojach, spiżarni i na strychu co tylko było, a wierności sługi Karoliny Klaskiej zawdzięczała p. Wen. trochę pieniędzy i kosztowności, które zacna ta niewiasta w gnoju ukryła. Sceny rozdzierające serce odbywały sie w sieni, przy związanym postronkami Wendorfie, kiedy go tak córki starsze ujrzały. Chłopi nie pozwolili by go furman jego odwiózł, ale po śniegu i błocie zmusili iść piechotą. Towarzyszyła ojcu w niemej boleści corka Franciszka, nieubrana należycie a przecież nie ustępująca ojca przez całą noc. Wendorfa wraz z innymi żyjącymi jeszcze lecz pokaleczonymi powieziono do Tarnowa a nie do Bochni, at dla przyczyny tej, że w Tarnowie więcej za dostawinych płacono. Ci co żywi jeszcze w ręku dziczy tej się znajdowali, narażeni na nieustającą poniewierkę, szturkania i bicia, częściowe przechodzili męki na myśl i wspomnienie, co się dzieje z ich rodzinami i mieniem. Wendorf żywy dojechał do Tarnowa, co zawdzięczał opiece Jana Czubki, gospodarza z przemykowskiej Woli, który go ochraniał przd swawolą tłumów, przy każdej karczmie napadających na wozy, na których ofiary wieziono. Na przedmieściu już Tarnowa doznali więżniowie opieki porucznika Lebowskiego, syna właściciela Przemykowa, który zaraz za czyn ten aresztowany z wojska wystąpić musiał, co także charakterystyczne rzuca na zachowanie się władz światło. Wendorf ocalał, wypuszczony następnie za wstawieniem się wysokiego urzędnika hr.Lażanskyego, osiadł w Rzeszowskiem u córki, rok bowiem 1846 przyprawił go jak tylu innych o stratę całego majatku, nie tylko bowiem w pierwszej chwili zabierali chłopi z dworów, ale w kilka dni po pierwszym napadzie, zabierali zboże gotowe ze spichlerzy, ziemniaki z kopców, bydło z obory, wódkę z lamusów, tak że właścicielom lub dzierżawcom został tylko kij żebraczy. Okropności ruchawki tej chłopskiej przypłacił p. Wendorf nadto śmiercią żony i córki, pierwsza nie miała dość zdrowia aby patrzeć na to co się działo, popadła w obłąkanie, a nadto jak córka Franciszka skutkiem przyziębienia ciężkiej nabawiła sie choroby, która śmiercią się skończyła. W tym wypadku jak w tylu innych, starosta Breindel i podobni jemu urzędnicy, okazywali najzupełniejszej brak uczucia i ludzkości, owszem tak się zachowywali że, widocznem była, iż zadowoleni byli z tego co się stało, tak pan Breindl nie raczył nawet rozpieczętować listu hr. Leżańskyego polecającego mu Wendorfa, bo czuł, że trzeba będzie wypuścić ze szpon ofiarę, że nie będzie można dłużej nad nim pastwić. Tak postępowały władze które mogły były zażegnać burzę, rozszalała powstrzymać, a nieszczęśliwym rozbitkom dać opiekę. Wspomnieć tu należy, że córka p. Wendorfa wycierająca przedpokoje starościeńskie, aby uzyskać uwolnienie ojca, narażana na bezwstydne urągania się oficerów, nie umiejących uszanować boleści i nieszczęścia, nie znajdujaca serca u ludzi, których znała za dawnych lepszych czasów w Tarnowie, znalazła współczucie i najgłośniejsze przyjęcie i pomoc w domu izraelity Dra Pflaumana. Cześć mu. Dziwinie smutna obok tego faktu odbija się brak serca, jaki spotkała pani Wendorfowa u księdza U.(Ujejskiego) proboszcza w Zaborowie, kiedy dla obłąkanej i ciężko chorej matki szukała pociechy duchowej i chwilowej pomocy. Dziwny wypadek ten, bo w ogóle dychowieństwo stoi w roku 1864 na stanoisku obywatelskiem, godnie obok sewgo pasterza przezacnego niewygasłej pamięci ks. Biskupa Woytarowicza.[2] Dołega ( sąsiadująca ze Szczurową, Zaborowiem i Borzęcinem) Tu zabili chłopi syna państwa Piekusińskich Jakób Szela – osławiony dówodca mordów galicyjskich, posiadał niezaprzeczenie i nieograniczenie udzieloną sobie władzę, którą oprócz włościącian Tarnowskiem i w inne zaciągał cyrkuły. Jest faktem pewne, iż na kilka tygodni przed wybuchem bywał często w cyrkule i miewał poufne z starostą Brindl rozmowy, po czem z gromadami po wsiach umawiał się, wybierał do tego zaufanych chłopów i wójtów, tym pod przysięgą udzielał sekretu, organizował w okolicy powstanie chłopów, którzy sie do niego schodzili z odległych stron, dowódców nadawał z urlopników, uwolnionych z kyminału i zbiegów. Syn jego Staszek Szela, także urlopnik, zięcie i szwagier byli jednymi z głównych – on oznaczał miejce do zebrania i napadów, i po szczególe osoby do wytępienia podawał. Sam to często podawał wiarygodnym osobom później, iż ma taką moc jak drugi arcyksiąże w Galicyi i że mu wolno było przez 24 robić co mu sie podoba ze szlachtą. Gdy rozkazy wydawał i przemawiał do band chłopów to im zawsze pokazywał jakie papiery i druki z pieczęciami mówiąc, to są cesarskie rozkazy. Hasłem jego były słowa "Bóg i cesarz", podróżującym z jego obwodu, wydawał karty bezpiczeństwa od siebie które były za dobre, i ważne wszędzie przyjmowane od władz krajowych, podpisywł się na nich jako penipatent rządowy. Między chłopstwem na jego rozkazy wszystko było posłuszne, dowodził niemi po wojskowemu, każą niesforność i uchybienie karał zaraz i surowo, z rabunków do siebie wybierał dziesięcinę, dlatego nagromadził wiele bogactw, nachodził z tem swoim wojskiem miasteczka sąsiednie, i odgrażał napadem , jeżeli mu sie okupią, z nim sie nie połączą, buntowników wyszukiwać i wydawać nie będą. Żydzi , na czele ich był niejaki Lewak Sztern, ze Smarzowy, który on do pomocy swych zbrodni używał, dopomagali jak wszędzie, jego zamiarom silne, w nadzieji spodziewanych zysków z rabunków, służyli mu za szpiegów, denucyantów, powierników, utrzymywali jego korrespondencye, ułatwiali jego rozkazy, do chłopów i raporta do władz.Tak przez dwa przeszło miesiące, posiadał ów łotr władze dyktatora w okolicę, daleko się ciągnącą, zagrożony jednak od własnych współwinnych z wsi, z której on jest, iż ich zdradził, uwiódł do złego, do nieszczęścia jakie ich czeka, po stracie dobrych panów, schronił się z własnej woli dla własnego bezpieczeństwa do Tarnowa, gdzie chonorowo od starosty Breindla i władz był uważany i traktowany, miał wygodne mieszkanie wsród miasta, przechadzać sie publicznie, wolny, tylko dla obserwacyi miał dodanego policjanta, aby go lud miejski nie znieważył. [...] Na domiar pogardy, bywa od urzędników cywilnych i oficerów wyższych rangą uprzejmie witany, prezentowany różnym osobom, odwiedzany i częstowany.[...] Wielkie prośby i skargi od wyższych urzędów czynione, ażeby ten zbrodniarz był ukarany, otrzymują tylko odpowiedź jak np. Od Starosty Breindl i od wice- prezydenta Guber, Łazińskiego " iż to jest niepospolity i załużony krajowi człowiek, jako zbrodniarz nie może być uważany i karany" [1] Źródło (pisownia oryginalna): [1] Stefan Dębiński "Rok 1846 : kronika dworów szlacheckich zebrana na pięćdziesięcioletnią rocznicę smutnych wypadków lutego", Jasło, 1896. [2] "Rzeź galicyjska 1846 r. czyli szczegółowy opis dokonanych morderstw, rozbojów i łupieztw, wraz z ważniejszymi wypadkami jakie tym okropnym scenom towarzyszyły w związku z intrygami biurokracyi", Wyd. Cesarczyk, Kraków 1868. Opracował: Tadeusz Drabant 16 stycznia 2015 r.
|