cierze, po nich exhorta, której klęcząco słuchają; wyklęczeli się tak z godzinę, to im się i zbytków odechciało. Zaczęła się spowiedź, co który z tych zwłaszcza większych wywijasów od księdza odszedł, to się wyciągnął krzyżem przed wielkim ołtarzem. Kiedy księża tak z godzinę pospowiadali, to się nie można było dostać do zakrystyi. Ludzi taki widok zbytników, mieszających łzy ciche z kurzem, rozczula, jakżeby i P. Bóg nie miał darować choćby i najgorszemu, takiemu marnotrawcy? Potem i ślubowali i do róż się zapisywali - i zrobiliby, wszystko dla P. Boga. Na tę seryę przybył do pomocy O. Paweł, Paulin ze Skałki, grzeczny i gorliwy księżyna i tak przecieżeśmy te kloce (sit venia verbo) obrobili na czas. Wreszcie ostatnia serya, senatory borzęckie. Przyszło ich 1.100. Mieszanina najrozmaitszej rozmaitości: i poczciwe chłopiska z kośćmi i z butami; to znowu pijaki, zbytniki, gazeciarze... no, wszelki wybór dobrego i złego. Niektórym przytwardą zdała się nasza mowa i nauka; inni przyjmowali ją z nieudanem wzruszeniem i prawem sercem. Jak się sami poruszali, zaczęli i innych wabić. Upolowali też ciekawy jeden okaz. Gdzieś w lasach pod Bielczą, mieszkał człowiek na pół zdziczały. Od całego szeregu lat jeździł światami, w kościele nie był, kto wie kiedy - a u spowiedzi jeszcze dawniej. Wabili go sąsiedzi, jak mogli, żeby na misyę przyszedł, to mu perswadując, jak to ładnie w kościele teraz jedno po drugiem idzie, jacy Jegomoście przyjechali, to znowu stawali mu pod chatą i śpiewali, aż pewnego rana wpadło ich kilku, powiązali chłopa - i wzięli ze sobą do kościoła; podobno 2 go ciągło, 2 pchało, a 1 dowodził - i tak związanego przyprowadzili do zakrystyi. Chcę się do Mszy św. ubrać, a tu wołają: „Pójdźcie jeno JMość, mowa ptoska, boiwa się, zeby nom nie uciekł”. Zbliżyłem się (nie bez tremy) do tego dzikusa. Zaczyna mi opowiadać, że był w Stryju, w Samborze, Kołomyi. - I ja go pytam: A byliście też u Pomrów - a we Wrocławiu, a w Chełmie, a w Bysławku ? a wiecie, to jeszcze dalej niż Kołomyja i Stryj - i co chcecie. Pokręcił głową - otworzył gębę - i nie wiedział, co mi dalej powiedzieć. Pytam go tedy - a mówiliście dziś pacierz - mówiłem; no, przeżegnajcie się; a gdy się przeżegnał, podsunąłem mu spowiedź powszechną - z pacierza zeszliśmy na spowiedź - wyspowiadał się, potem do Komunii św. z innymi przystąpił, i jeszcze książeczkę na pamiątkę mu dałem. Aż się popłakał z radości. To ładna była zdobycz na czczo serca!
Jest tu staruszek, 84 lat liczący, Antoni Bach, który nasłuchawszy się nauk, rozpowiadał ludziom pod kościołem: Ej, wiecie chłopy, wszystko dobrze nauczają - tylko za późno. Miałeś tu dawniej taką naukę?!" Podobno kiedyś za młodu pisywał on wierszyki okolicznościowe na wesela, chrzciny etc. W czasie misyi jeszcze raz konceptem ruszywszy, taki nam wierszyk wypisał ciesielskim ołówkiem :
Tytuł: „Podziękowanie Oycom Duchownem za ich ciężkie prace, które podięni dla naszego zbawienia”
„Dziękujemy Oycom Duchownem, że do nas przybyli,
Żeby nas dobrego życia nauczyli;
I wszyscy nad tem ciężko pracowali,
Ażeby nas z rąk szatańskich wyrwali.
Ażebyście z waszych prac tyle korzystali,
Żebyśmy wiernymi Bogu sługami się stali.
A także i ci wszyscy, którzy ślubowali,
Żeby wiernymi Bogu do śmierci zostali.
Niech wam P. Bóg błogosławi, da wam długie życie,
W tem życiu czerstwe zdrowie, majątku obficie.
Gdy po stu-letniem życiu wezwie was do siebie,
Da wam za prace duchowne odpoczynek w niebie.
Żeby was wasi rodzice w niebie oglądali,
I wraz z wami na wieki Boga wychwalali !“
Taki ten Borzęcin w pierwszej chwili straszny, przerażający, na poczekaniu stał się potulny podobnie jak inne parafie, któreśmy przeszli. Praca szła umiarowo, regularnie, żaden stan nie zaciągał na drugi. O. Paulin odjechał na św. Pawła do klasztoru, to znowu na chłopów przybył O. Alfons, Brat Mniejszy z Krakowa; przytem sąsiedzi ze Szczepanowa i Szczurowej, co mogli urwać czasu od kolędy i szkół, to wpadali, ratowali - i zawsze wygrzebaliśmy się na czas. Między seryami było jeszcze tyle czasu, żeby sąsiedni Szczepanów, miejsce urodzenia św. Stanisława odwiedzić, pooglądać, jak co było kiedyś, a jak teraz jest; można było przejść się po wsi wieczorem, a czasem się i rozerwać grzecznymi figlami, w czem młodsi wielką biegłość okazali, a miejscowy wikaryusz X. Józef Wilkowicz pomagał. Wszystkich ogółem ślubowało świeżo przeszło 2000; inni ponawiali; więc chyba rzadka taka rybka, któraby się z sieci św. Trzeźwości wymknęła. Bóż mieli dosyć, a jeszcze się przymnożyło; do różańców i szkaplerzy całemi masami się garnęło - wogóle Borzęcin dzielnie się spisał. Naród zmiękł, spokorniał (bodaj prawdziwie!); przychodzili, opowiadali, co mieli i nie mieli na sercu. Na samym końcu przychodzi jakiś chłopek, żeby chciał z którym Misyonarzem pogwarzyć o ważnej sprawie. Mnie na to wydelegowali, więc go przesłuchałem. Żali się 1° że nerwowy; poradziłem mu barszcz dobry z francuskiem uchem; 2° że go bluźniercze myśli zaczepiają; na to najlepiej tabaki zażyć; 3° często w złość wpada; na to znowu najlepiej się przespać. I pobiegł chłopina do domu, aż z tej uciechy książkę na wikaryjcezostawił.
Dnia 19. stycznia odprawiliśmy jeszcze solenne nabożeństwo za zmarłych, wróciliśmy znowu na Słotwinę do domu na Kleparz ale prawdziwie quasi qui invenit spolia multa, jak strzelcy, co dobrze obładowani z polowania wracają.
X. Józef Sokołowicz.
źródło: Rocznik Obydwóch Zgromadzeń św. Wincentego a Paulo, Lipiec 1905 r. nr.3 str.151-159 (pisownia oryginalna)
Nadesłał: Mariusz Gałek
31 marca 2015 r.
Od admina: Zgromadzenie Misji (nazwy potoczne: Zgromadzenie Księży Misjonarzy, Misjonarze Wincentego à Paulo, lazaryści – czasem mylone z zakonem rycerskim o podobnej nazwie potocznej) - zgromadzenie zakonne, założone 17 kwietnia 1625 roku przez św. Wincentego à Paulo, więcej »
Zbigniew Stós