Majówkowe nowalijki
(Zofia Mantyka)
2015-05-12
Właściwie powinniśmy lubić maj, najpiękniejszy miesiąc w roku. Wszystko budzi się do życia, wokół buzują hormony, słońce się do nas uśmiecha i nawet deszcz zaskakująco nagle sprawia nam przyjemność. To w końcu nie jest przecież jakiś posępny - za przeproszeniem - październik. W maju święto goni święto zupełnie bez wytchnienia. Począwszy już od pierwszego dnia flagi dumnie powiewają na masztach. A my Polacy z przewrotnie specyficznym upodobaniem lubimy przecież świętować, oj lubimy, a już najchętniej wręcz ekstatycznie niezliczone jubileusze i rocznice klęsk. Z pewnym bez mała masochistycznym zapałem sławimy pośmiertnie naszych bohaterów, którzy tak pięknie ginęli. Stanowi to wyraźne przeciwieństwo wobec nieszanowania żyjących, których z olbrzymią satysfakcją zapalczywie atakujemy. Radość w polskich realiach to uczucie podejrzane i raczej rzadko gości na naszych obliczach, no bo "z czego się tu panie cieszyć". U nas człowiek uśmiechnięty i zadowolony jest z definicji od razu podpadnięty - no bo co jest? Dlaczego do cholery łazi taki rozradowany? Pewnie coś ukradł, albo kogoś wrednie oszukał, a może - nie daj Boże - coś wygrał, albo dostał podwyżkę lub uzyskał aktualne wyniki badań z których wynika, że jest skurwiel zdrowy? Zbiorowo to my się radujemy chyba jedynie wówczas, gdy naszym sportowcom uda się odnieść jakiś spektakularny sukces, albo gdy nas zaoceaniczny - obdarzany platoniczną miłością - wuj Sam pochwalić raczy, że jesteśmy tacy dziarscy i ważni w pociąganiu "ruskiego niedźwiedzia" za wąsy. W zamian obiecuje, że w nagrodę jeszcze nie więcej jak tylko kilkanaście lat i będziemy mogli poważnie myśleć o zniesieniu wiz dla Polaków. Mamy nagle nową zaskakującą wiadomość, nasi decydenci odważnie zdecydowali - i tu uwaga, rzecz zgoła niebywała... - na wawelskim zamku może na stałe zawisnąć flaga narodowa. Będzie mogła, no proszę - zasłużyliśmy sobie na ten cudowny akt łaski. Nie koniec na tym, otóż po dwudziestu sześciu latach od czerwcowych, prawie wolnych wyborów, nasi posłowie odkryli rzecz zupełnie zdumiewającą, otóż wyobraźcie sobie państwo, że II wojna światowa zakończyła się 8 maja, a nie jak niektórzy przez siedemdziesiąt lat całkowicie błędnie sądzili, że 9. Naprawdę takie są fakty, które były przed nami obrzydliwie ukrywane. Wreszcie odkryto tę tak szalenie ważną sprawę. Mamy zatem w miejsce dotychczasowego niesłusznego Narodowego Święta Zwycięstwa i Wolności ustanowiony, jak najbardziej słuszny, wspaniały Narodowy Dzień Zwycięstwa. No, nasz sejm pokazał, że są tam posłowie, którzy mają kręgosłup i głowę nie od parady. Potrafią zadać kłam poprzednim kłamliwym ustaleniom i zdobyli się na taki - było nie było - heroiczny czyn. Intrygujące, że zauważyli to akurat dopiero teraz, doznając zapewne jakiegoś szczególnego olśnienia. A tak nawiasem pisząc - ciekawe, co na ten temat myślą choćby tacy Japończycy, czy Amerykanie. Jeśli spojrzeć wstecz to 8 sierpnia 1945 roku, czyli trzy miesiące po zakończeniu wojny ZSRR wypowiedział... wojnę Cesarstwu Wielkiej Japonii i nasze wojska całkiem realnie mogły mieć kolejną doskonałą okazję - tym razem na dalekim wschodzie, aby "odnosić wojenne sukcesy". Sprawę definitywnie zamknęły dwa pociski pieszczotliwie nazwane "Mały Chłopiec" i "Grubasek", które zmiotły z powierzchni ziemi dziesiątki tysięcy istnień ludzkich w Hiroszimie i Nagasaki. W efekcie 2 września "było po balu" i Japonia skapitulowała. Można oczywiście postawić pytania - czy uroczyste obchody Narodowego Dnia Zwycięstwa to dla nas okazja do radości czy smutku? Czy to co się działo w Polsce przez następne lata po 8 maja, to była żmudna konsekwentna "walka o pokój" i "utrwalanie władzy ludowej" czy może sielankowa "odbudowa kraju ze zniszczeń" w atmosferze ogólnej szczęśliwości? Kiedy tak naprawdę u nas zakończyła się wojna? Jak wygląda nasza wolność obecnie? Po 123 latach zaborów i dwudziestoleciu międzywojennym w okresie II RP, 46 latach komuny i 26 latach III RP z epizodem IV RP, czy naprawdę czujemy się wolni? Coraz częściej tu i ówdzie słychać, że podobno rządzą nami zdrajcy, zamachowcy, agenci, obcy narodowo element udający Polaków. Ponoć na niektórych nabożeństwach śpiewa się "Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie". Jesteśmy wolni czy nie? Rozpowszechnia się pogląd, że wolni to my jesteśmy, ale... od wpływu na to co się dzieje, gdyż krajem rządzi sitwa dbająca jedynie o swoje własne osobiste interesy, mająca w pogardzie ojczyznę i naród, a wszechobecna propaganda mainstreamowych mediów pilnie czuwa nad poprawnością polityczną i uczy co dobre, a co złe. I to głoszą najczęściej ludzie wiekowi, którzy raczej pamiętają "dawne PRL-owskie czasy". Czy mają rację, czy też mają amnezję, a może - jak bywa najczęściej - prawda jest gdzieś pośrodku? Młodzi, którzy nie mają bladego pojęcia jak wyglądał prawdziwy brak wolności, ochoczo aprobują hasła głoszone przez różnej proweniencji kontestatorów. Coraz częściej ze smutkiem konstatują, iż chyba jedyne wyjście to stąd wypier..... , bo tu albo będzie nadal tak samo, albo... i nie jest to wykluczone, może być jeszcze gorzej. Czy zostali oni aż tak rozpieszczeni przez starsze pokolenie, że nie znając dawnych realiów braku wolności zdecydowanie zbyt łatwo wpadają w tak desperackie tony? Rzucają przy tym jeszcze bolesnymi argumentami, iż ponad połowa ich przyjaciół już wyjechała i systematycznie rozjeżdża się po świecie. Zakłada tam rodziny, korzystając z preferencji oraz "prawdziwych kredytów" dla młodych małżeństw. Widzą, że poza Polską można - ich zdaniem - próbować w miarę normalnie żyć i oskarżają przy tym nasz kraj, że skazuje swoich młodych obywateli na wyjazd "za chlebem". Wspominają wymownie o "zegarze Balcerowicza" i stanie finansów państwa, które skłaniają do stwierdzenia, że w nieodległej przyszłości grozi nam finansowa katastrofa. Pytają też o perspektywy rozwoju choćby takich miejscowości jak Brzesko. W oparciu o smutne doświadczenia ostatnich lat, w których procent bezrobocia uparcie wzrasta i znalezienie miejsca zatrudnienia bez posiadania stosownych koneksji jest bardzo trudne. Brutalnie uderzyło mnie niedbałe stwierdzenie jednego młodego wesołka, który rzucił mi "prosto w kły", iż po tych i jesiennych wyborach bardzo liczna grupa obecnych emigrantów wreszcie wróci do kraju... aby zabrać resztę swoich rzeczy! No, jak obiektywnie spojrzeć na to pasmo sukcesów jakie odnosi miasto dzięki naszym władzom, to może ci młodzi mają jednak trochę racji? Na proste pytanie jaka decyzja podjęta w ostatnich latach wydatnie przyczyniła się do rozwoju gminy, trudno coś sensownego odpowiedzieć. Nowe markety rozwoju raczej nie generują. Farmy fotowoltaiczne też praktycznie służą przede wszystkim właścicielom do pomnażania dochodów i mają średni związek z rozwojem gminy. Jesteśmy na pewno potentatem w ilości aptek i zakładów służby zdrowia, dosłownie co krok powstaje kolejny obiekt tego typu, a SP ZOZ jest zakładem pracy zatrudniającym najwięcej pracowników w gminie. Można odnieść wrażenie, że mieszkają tu w większości chorzy ludzie. Jak dotąd nie udaje się nam efektywnie "sprzedać" położenia miasta i skomunikowania z autostradą. Póki co nie ma żadnego wymiernego działania powodującego rozwój miasta, a już wygibasy z urządzaniem dworca autobusowego czy kolejowego bez odpowiedniego parkingu to modelowe przykłady komicznej wręcz nieudolności. No cóż, wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich pokazały, że kandydaci "antysystemowi", jak zwykło się ich nazywać, zdobywają coraz więcej zwolenników. Czy to sygnał, że zbliżamy się do kresu społecznej akceptacji dla rządzących, których coraz wyraźniej traktuje się jako owych "Onych", pasożytniczo żerujących na tkance społecznej, bo przecież według nich "Polska istnieje tylko teoretycznie"? Maj to miesiąc wiosennego przebudzenia, może i w tym zakresie coś nowego, ożywczego zdołało się wykreować w ramach demokratycznych procedur? A może nie. Pożyjemy i już jesienią zobaczymy. Zofia Mantyka
|